WIERZE UFAM MIŁUJĘ

„W KAŻDEJ CHWILI MEGO ŻYCIA WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ” — ZOFIA KOSSAK-SZCZUCKA

  • Słowo Boże na dziś

  • NIC TAK NIE JEST POTRZEBNE CZŁOWIEKOWI JAK MIŁOSIERDZIE BOŻE – św. Jan Paweł II

  • Okaż mi Boże Miłosierdzie

  • JEZU UFAM TOBIE W RADOŚCI, JEZU UFAM TOBIE W SMUTKU, W OGÓLE JEZU UFAM TOBIE.

  • Jeśli umrzesz, zanim umrzesz, to nie umrzesz, kiedy umrzesz.

  • Wspólnota Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia

  • WIELKI POST

  • Rozważanie Drogi Krzyżowej

  • Historia obrazu Jezusa Miłosiernego

  • WIARA TO NIE NAUKA. WIARA TO DARMO DANA ŁASKA. KTO JEJ NIE MA, TEGO DUSZA WYJE Z BÓLU SZUKAJĄC NAUKOWEGO UZASADNIENIA; ZA LUB PRZECIW.

  • Nie wstydź się Jezusa

  • SŁOWO BOŻE

  • Tak mówi Amen

  • Książki (e-book)

  • TV TRWAM

  • NIEPOKALANÓW

  • BIBLIOTEKA W INTERNECIE

  • MODLITWA SERCA

  • DOBRE MEDIA

  • Biblioteki cyfrowe

  • Religia

  • Filmy religijne

  • Muzyka religijna

  • Portal DEON.PL

  • Polonia Christiana

  • Muzyka

  • Dobre uczynki w sieci

  • OJCIEC PIO

  • Św. FAUSTYNA

  • Jan Paweł II

  • Ks. Piotr Pawlukiewicz

  • Matka Boża Ostrobramska

  • Moje Wilno i Wileńszczyzna

  • Pielgrzymka Suwałki – Wilno

  • Zespół Turgielanka

  • Polacy na Syberii

  • SYLWETKI

  • ŚWIADECTWA

  • bEZ sLOGANU2‏

  • Teologia dla prostaczków

  • Wspomnienia

  • Moja mała Ojczyzna

  • Zofia Kossak

  • Edith Piaf

  • Podróże

  • Czasopisma

  • Zdrowie i kondyncja

  • Znalezione w sieci

  • Nieokrzesane myśli

  • W KAŻDEJ CHWILI MOJEGO ŻYCIA WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ.

  • Prezydent Lech Kaczyński

  • PODRÓŻE

  • Pociąga mnie wiedza, ale tylko ta, która jest drogą. Wiedza jest czymś wspaniałym, ale nie jest najważniejsza. W życiu człowieka najważniejszym jest miłość – prof. Anna Świderkówna

  • Tagi wpisów

    A.Zybertowicz A.Świderkówna Anna German Bł.K. Emmerich Bł. KS. JERZY Bł.M.Sopoćko Dąbrowica Duża Edith Piaf Jan Pospieszalski Jarosław Marek Rymkiewicz kard.Stefan Wyszyński Kardynał H. Gulbinowicz Kijowiec Kodeń Koniuchy ks.A.Skwarczyński Ks.Tymoteusz M.Rymkiewiecz Prof.Kieżun tv media W.Cejrowski Z.Gilowska Z.Kossak Z.Krasnodębski Św.M. Kolbe Żołnierze wyklęci
  • Cytat na dziś

    Dostęp do internetu ujawnia niewyobrażalne pokłady ludzkiej głupoty.

Archive for 9 lipca, 2011

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (4)

Posted by tadeo w dniu 9 lipca 2011

Ewa Wołkanowska

Cyganki z Ukrainy, fot. Steve Nimmons, CC

„Cygan bez roli, Cygan bez chaty, Cygan szczęśliwy, choć niebogaty…” – może właśnie dlatego Polacy na Wileńszczyźnie lubili się przebierać na weselach za Cyganów. Na przekór panującym wartościom – posiadaniu domu, ziemi i pieniędzy – do których powrócą zaraz po zdjęciu cygańskiego stroju.

Kilka lat temu chodziłam na zajęcia dotyczące obrzędów w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej na UW w Warszawie, prowadzonych przez folklorystę dr. Tadeusza Baraniuka. Mowa była o wszelkiego rodzaju przebierankach, praktykowanych na całym świecie głównie w okresie karnawału. Po co mężczyźni przebierają się za kobiety, Polacy za Żydów, żyjący za śmierć, ludzie za zwierzęta? Czemu mają służyć bale przebierańców i jak to się staje, że zakładając maskę, człowiek staje się kimś innym? – zastanawiali się studenci etnologii.

Przypomniałam sobie wtedy, że na wileńskie wesela przychodzą „Cyganie” – przebierańcy, robiący niezwykły harmider. Prowadzący podekscytował się niezmiernie, bo o wileńskich Cyganach nigdy nie słyszał. Na kolejne zajęcia obiecałam więc przynieść film zrobiony z urywków wileńskich wesel, na których te postacie występują.

Jeszcze kilkanaście lat temu wesela na Wileńszczyźnie odbywały się na tzw. dwie strony. Jednocześnie bawiono się w miejscowości rodzinnej pana młodego i panny młodej, oni sami zaś byli jeden dzień w jednej stronie, a następny w drugiej. Kiedy młoda para bawiła się właśnie we wsi pana młodego, rodzina i przyjaciele panny młodej przebierali się za Cyganów (dla wyznających poprawność polityczną: Romów) i z wielkim hukiem wpadali na wesele. Potem sytuacja się powtarzała: to rodzina pana młodego przyjeżdżała do domu panny młodej.

Wpadali oczywiście bez zapowiedzi. Czarne peruki, po kilka spódnic, kolorowe koszule, olbrzymie ilości biżuterii, wąsy, brody, kapelusze – czasem wśród przebierańców trudno było rozpoznać znajome twarze. Cyganie śpiewali oczywiście pieśni (powiedzmy) cygańskie: „Od wioseczki do wioseczki chodzą sobie Cyganeczki” czy później upowszechnione przez Marylę Rodowicz „Jadą wozy kolorowe taborami”, grali na akardeonach i gitarach, pokrzykiwali, śmiali się i robili sporo zamieszania. Czasami porywali pannę młodą, żądając okupu, innym razem wróżyli gościom z kart czy też wygłaszali przepowiednie. Mieli prawo zachowywać się obcesowo: na siłę porywać dziewczęta do tańca czy też zalecać się do żonatych mężczyzn. Odchodzili dopiero po tym, jak ich nakarmiono i napojono, a wesele wracało do swojego rytmu.

Dlaczego Cyganie? Ta grupa etniczna w szczególny sposób wyróżnia się językiem i wyglądem, poza tym według tradycji przyjmowanie do domu wędrowca – jakim Cygan niewątpliwie był – miało przynosić szczęście, choć z drugiej strony – jak zanotował polski cyganolog Adam Bartosz – mówiło się: „Jak to ładnie, kiedy Cygan do domu wpadnie. Albo się krowa ocieli, albo coś ukradnie”.

Obejrzałam kilka starych kaset wideo ze swojego dzieciństwa w poszukiwaniu fragmentów o Cyganach na weselu. Zobaczyłam swoje dawne koleżanki jako małe Cyganki z pomalowanymi burakiem policzkami, zobaczyłam mamę w falbaniastej sukni w kropki, dziadka z naciągniętą na twarz pończochą (by karnacja była ciemniejsza) i tatę w roli barona cygańskiego, który próbował utrzymać w ryzach cały rozwrzeszczany tabor. Z tych urywków zmontowałam krótki film i pokazałam na uczelni. Wileńscy Cyganie wywołali furorę! Doktor Baraniuk zachwycił się postacią cygańskiego doktora i wujka z Ameryki, co z Cyganami przyjechał, a także białym prześcieradłem udającym flagę cygańską. W każdym elemencie obrzędu widział archetypy. Kaseta trafiła do archiwum instytutu i bardzo możliwe, że kolejne pokolenia etnologów zainteresują się tym obrzędem.

Od tych kilkunastu lat nie spotkałam się z tradycją przebierania się za Cyganów. Może dlatego, że w międzyczasie sami Cyganie stali się Romami, a piosenka „Romem chciałbym być, Romkę chciałbym mieć, Romka mówiła, że kocha mnie…” nie brzmi przyjaźnie dla ucha. Zresztą, pokazywanie karykaturalnego obrazu grupy etnicznej może być dziś karalne. Na moim weselu nie będzie więc Cyganów. A szkoda. Ciekawa jestem, jak zareagowałby mój młody mąż, gdyby porwał mnie przystojny Cygan.

http://www.wilnoteka.lt/pl/artykul/moje-wielkie-wilenskie-wesele-4

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (1)

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (2)

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (3)

 

 

Posted in Moje Ukochane Wilno i Wileńszczyzna | 4 Komentarze »

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (3)

Posted by tadeo w dniu 9 lipca 2011

Wesele na Wileńszczyźnie, fot. archiwum R. Wołkanowskiego

Dwa miesiące po zaręczynach, czyli pierwsze koty za płoty i pierwsze darcie kotów już za nami. Przyszedł czas na poważne rozmowy o rozbieżnych tradycjach warszawskich i wileńskich. Zacznijmy więc od orszaku.

Organista zaczyna grać marsza Mendelssohna i do kościoła wchodzą po kolei pary. Najpierw pod rękę idzie poważny pan młody i blada ze stresu (lub z nadmiaru pudru) panna młoda. W drugiej parze idą swat i swacia, w trzeciej – marszałek i marszałkowa, a za nimi asystenci. Kim oni są? 

Na swata był wybierany mężczyzna żonaty (bo coś niecoś o małżeństwie wiedzieć już powinien), szczególnie ważny dla pana młodego. Mógł to być wujek, starszy brat, a nawet przyjaciel. Swat to był ktoś! Prowadził w pewnym sensie całe wesele, przemawiał, wznosił toasty, aranżował gry i zabawy.

Swacię z kolei wybierała panna młoda. To ona jechała z nią do kościoła jednym samochodem, udzielając pewnie ostatnich małżeńskich rad. Do niedawna można było spotkać się na Wileńszczyźnie ze zwyczajem, który nakazywał, by panna młoda podarowała swaci puchową kołdrę, by ta miała czym się przykryć po hucznym weselu. 

Swat i swacia byli odpowiednikami świadków, występujących na weselach w Polsce. Nie mogli być małżeństwem, choć na czas wesela stanowili jedną parę. Ich współmałżonkowie niejako automatycznie dostawali funkcję marszałków i do kościoła za parą młodą i swatami wkraczali również pod rękę. Podczas samego wesela zamiana partnerów sprzyjała powstawaniu kłopotliwych sytuacji. W czasie tradycyjnego słodzenia wódki swatowie i marszałkowie musieli się całować ze sobą – ku ogromnej uciesze weselnych gości.

A teraz na scenę zapraszamy asystentów i asystentki, czyli druhny i drużby. Kawalerowie i panny. Koledzy młodego i koleżanki młodej. Trzy, cztery pary. „Więcej to bywało tylko na Białorusi – tam zapraszano nawet 12 par asystentów! Na Wileńszczyźnie się z tego trochę śmiano…”  – powiedział niedawno mój tata. Zadaniem asystenta było kupienie asystentce kosza cukierków. Najlepiej czekoladowych, bo z landrynek śmialiby się weselnicy. Tymi cukierkami asystentki po ślubie częstowały gości i gapiów, a na stół weselny stawiały je wtedy, gdy śpiewano dla nich „Gorzką wódkę”. Za najlepszą parę uznawana była ta, która wódkę słodziła najdłużej, ale dwa lata temu byłam na weselu, gdzie wygrała para, która najwcześniej się poddała, bo wszyscy stracili nadzieję, że asystenci kiedykolwiek przestaną się całować – z taką zapalczywością wzięli się za wykonywanie zadania. Pierwszy asystent prosił również pannę młodą do pierwszego tańca, na co mój narzeczony zareagował kategorycznym „Nigdy”. 

Po ślubie cały orszak jechał „na przyrodę” – bo tak się mówi w Wilnie. Zrobić zdjęcia, wypić szampana na łące, pokibicować młodemu, którego pierwszym małżeńskim obowiązkiem było przeniesienie żony przez most. Wreszcie staranować kilka symbolicznych bram na drogach, robionych przez tych, których na wesele nie zaproszono.

Zerknęłam właśnie na to, co napisałam i się wzdrygnęłam. Po tekście hula cała kohorta „dawniej”, „kiedyś” i „jeszcze niedawno”, tak jakby opisane tradycje były, ale się skończyły. Nie ma żadnych badań na ten temat, a tym bardziej statystyk. Nie wiem tak naprawdę, ilu młodych zaprasza dziś swatów, marszałków i asystentów. Czy któraś współczesna swacia dostała na weselu kołdrę w prezencie? A asystent został wyśmiany za tanie cukierki? Czy młodzi panowie mają wystarczającą krzepę, by swoje narzeczone przenieść przez most bez zadyszki? A może są inne tradycje, o których nie wiem?  Licho wie. Cała nadzieja w czytelnikach „Wilnoteki”.

http://www.wilnoteka.lt/pl/artykul/moje-wielkie-wilenskie-wesele-3

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (1)

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (2)

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (4)

Posted in Moje Ukochane Wilno i Wileńszczyzna | 3 Komentarze »

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (1)

Posted by tadeo w dniu 9 lipca 2011

Manga Axis Powers Hetalia, fot. zerochan.net

Ewa i Paweł czy Eva i Pavel? O dylematach obywatelki Litwy i obywatela Polski, którzy postanowili się pobrać.

Pierścionek na palcu, kwiaty jeszcze w wazonie, rodzice poinformowani. Będzie ślub. Ona jest Polką z Litwy, on – Polakiem z Polski. Po ślubie zamieszkają w Warszawie, ale wesele tradycyjnie odbędzie się w rodzinnych stronach panny młodej, czyli na Wileńszczyźnie. Kościół już wybrany, ksiądz zaproszony, nawet salę udało się zarezerwować na lipiec. Problem jest jeden: Gdzie brać ślub cywilny? W zasadzie istnieją dwie możliwości: ślub cywilny w Polsce, a kościelny na Litwie lub ślub konkordatowy (kościelny i cywilny w jednym) na Litwie. Jeśli młodzi wybiorę opcję numer 1, to dostaną polski dokument potwierdzający zawarcie związku małżenskiego, jeśli numer 2 – litewski.

„Musicie go wziąć wcześniej w Polsce, bo inaczej będziecie mieć litewski akt ślubu” – radzi Agnieszka, która podobne dylematy przeżywała rok temu. „Potrzebne dokumenty zacznij gromadzić pół roku wcześniej. Wiesz, jak będzie? Litwa da Ci zaświadczenie, że możesz wyjść za mąż za obywatela Polski, ale w Polsce okaże się, że taki papier to za mało. Wasza sprawa zostanie skierowana do sądu rodzinnego, gdzie poleży kilka miesięcy” – dzieli się swoim doświadczeniem.

„My mieliśmy ślub konkordatowy w Polsce” – mówi Felicja, też wilnianka. „W litewskim akcie ślubu nazwiska zapisane zostaną po litewsku i Polska się do Was nie przyzna” – straszy. 

Idziemy do Urzędu Stanu Cywilnego w Wilnie. „Chcemy wziąć ślub” – naiwnie tłumaczę urzędniczce. „Prosimy, żeby w akcie ślubu mój narzeczony miał zapisane imię i nazwisko jak w paszporcie” – mówię. Urzędniczka jest miła, ale stanowcza: „To niemożliwe. W litewskim alfabecie nie mamy litery W i Ł, więc zapiszemy go jako Pavel. Litwini mieszkający w Anglii też muszą się pogodzić, że w ich nazwiskach nie ma Ą czy Ū. Przetłumaczycie akt ślubu na język polski i nie będzie problemu” – przekonuje, choć rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości UE stwierdził w grudniu 2010 roku, że obywatele polscy zawierający ślub na Litwie mają prawo do oryginalnej pisowni swojego nazwiska.

Idziemy jednak do tłumacza przysięgłego. „Jeśli napiszą Pavel – to będę musiała takie samo imię wpisać do aktu polskiego. Najwyżej w nawiasie mogę dodać (Ł) i (W)” – mówi pani Bożena. 

Przez całe życie oficjalne dokumenty podpisuję wprawdzie jako Eva Volkanovska, jednak Paweł nigdy dotąd nie był Pavlem… Gdyby chciał nim zostać, musielibyśmy wziąć wcześniej ślub cywilny w Polsce albo zdecydować się na przekręt. „Po kościelnym ślubie w Wilnie dostaliśmy papier, z którym musieliśmy się udać do litewskiego urzędu stanu cywilnego, ale… nie zrobiliśmy tego. Po 3 miesiącach wzięliśmy ślub cywilny w Warszawie i na Litwę dostarczyliśmy polski akt ślubu” – chwalą się Kalina i Maciej. 

Przekręt już na początku drogi małżeńskiej? Nie brzmi to dumnie. Z kolei ślub cywilny na kilka tygodni przed kościelnym – to mało eleganckie. Moglibyśmy wprawdzie wpaść do urzędu w dżinsach, poprosić, by skrzypek nie grał Mendelssohna, podpisać papiery i wymienić się kartonowymi obrączkami. 
Tylko po co?

http://www.wilnoteka.lt/pl/artykul/moje-wielkie-wilenskie-wesele-1

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (2)

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (3)

Moje Wielkie Wileńskie Wesele (4)

Posted in Moje Ukochane Wilno i Wileńszczyzna | 3 Komentarze »

Kaczyński: musimy chronić godność kobiet

Posted by tadeo w dniu 9 lipca 2011

(foto. pis.org.pl)
Jarosław Kaczyński podkreślił, że potrzebne są działania zmierzające do ochrony godności kobiet w Polsce. Prezes PiS brał udział w kongresie organizowanym przez środowiska kobiet o centroprawicowych przekonaniach, pod hasłem: „Polska najpiękniejszą kobietą w Europie”.

Spotkanie w warszawskim hotelu Hilton pokazało, że kobiety o konserwatywnych poglądach są nowoczesne, wykształcone i przedsiębiorcze. Prowadzili je poseł PiS Mariusz Kamiński i młoda działaczka PiS z Łodzi Sylwia Ługowska.

„Pierwszą sprawą, którą z całą pewnością trzeba załatwić, to jest sprawa ochrony godności kobiety” – mówił Kaczyński do uczestniczek kongresu.

Jak zaznaczył, w Polsce „mamy do czynienia z przemocą domową, mamy do czynienia z molestowaniem, z gwałtami, z wykorzystywaniem zależności służbowej dla celów, których nie trzeba dorosłym paniom tłumaczyć”. „Trzeba temu zdecydowanie zapobiegać i przeciwstawiać się” – powiedział prezes PiS.

W ocenie Kaczyńskiego, aby zwalczać te negatywne zjawiska „trzeba uchwalić nowe, a z całą pewnością zaostrzyć obecnie obowiązujące przepisy”. „My te przepisy zaostrzymy, ja tutaj będę całkowicie nieubłagany” – mówił prezes PiS. Przypomniał, że jedna trzecia wyroków za gwałt w Polsce to wyroki w zawieszeniu.

Kaczyński dodał, że należy pamiętać o godności starszych kobiet. „Zapomina się o tym, że one mają prawo do uczestnictwa, rozwoju, który będzie odnosił się do wszystkich ich potrzeb i zdolności” – mówił. Jego zdaniem, należy ożywiać instytucję uniwersytetów trzeciego wieku.

Lider PiS zwracał uwagę na problemy, jakie mają kobiety w łączeniu życia rodzinnego z zawodowym. Powiedział, że władze państwowe i samorządowe powinny zadbać o tańsze żłobki, przedłużenie urlopów macierzyńskich oraz zapewnić warunki, żeby przeciętną rodzinę było stać na zakup własnego mieszkania.

Kaczyński podkreślił również, że kryzys finansowy wynika przede wszystkim „z fatalnej, nieporadnej męskiej władzy”.

Szef PiS mówił, że w dziejach ludzkości „to kultura, a nie natura powodowała bardzo często”, iż równość kobiety i mężczyzny była podważana. „Jeśli spojrzymy na praktykę społeczną w bardzo wielu krajach, (…) także w Polsce, to można też powiedzieć, że równość z jednej strony jest oczywistością, ale z drugiej strony jest zadaniem” – zaznaczył. Dodał, że PiS podejmuje się „wykonania tego zadania”.

Pod koniec przemówienia Kaczyński wspominał kobiety, które spotkał w polityce. W tym kontekście wymienił b. szefową klubu PiS Grażynę Gęsicką, która zginęła w katastrofie smoleńskiej.

Podczas spotkania zaprezentowano kilkuminutowy film dedykowany Marii Kaczyńskiej. Głos zabrały m.in.pisarka Joanna Siedlecka, lekkoatletka Urszula Włodarczyk, posłanki Beata Szydło, Iwona Arent oraz szefowa sejmowego biura prasowego PiS Ilona Klejnowska.

Według Szydło, kobiety są osobami, które mnie mają żyłki hazardzisty finansowego, „rzadko je się spotyka grające w ruletkę i nie grają też w ruletkę finansami publicznymi (…) Za beztroskę obecnego ministra finansów, który niestety jest mężczyzną, będziemy musiały wszystkie i cała Polska płacić” – mówiła. „Dla tych, którzy ze wstrzymanym oddechem oczekują na to co media lubią najbardziej, na odwrót, mam tylko jedno do powiedzenia: jeśli chcecie zawracajcie, damy nie zawracają ” – cytowała Szydło brytyjską premier Margaret Tchatcher.

„Władza jest dla dam, ale pozwolę sobie skromnie powiedzieć, że także i dla panów, dla gentlemanów. Oni też nie zawracają. My nie zawrócimy” – nawiązywał do tej wypowiedzi w swoim wystąpieniu Kaczyński.

W imieniu młodych przemawiała Ilona Klejnowska. „Kiedy przypomnę sobie wypowiedzi, że jesteśmy partią obciachową, że zrzeszamy obciachowych ludzi, to cieszę się, że jestem w takim cudownie obciachowym środowisku. Tak, jestem obciachowa” – powiedziała. Podkreśliła, że prawdziwym „obciachem” jest doprowadzenie przez rząd do dwukrotnego wzrostu bezrobocia wśród absolwentów szkół wyższych i zakończenie programu „Rodzina na swoim”.

Wszystkie uczestniczki spotkania otrzymały cebulki tulipanów pn. Maria Kaczyńska. Przez całą imprezę w umieszczonym na środku sali placu zabaw bawiły się dzieci. Podczas spotkania był wyświetlany klip z młodymi, uśmiechniętymi kobietami – zwolenniczkami PiS.


fot. pis.org.pl


fot. pis.org.pl


fot. pis.org.pl


fot. pis.org.pl


fot. pis.org.pl


fot. pis.org.pl


fot. pis.org.pl

Posted in Jarosław Kaczyński, Polityka i aktualności | Leave a Comment »

My też jesteśmy Litwinami!

Posted by tadeo w dniu 9 lipca 2011

Gdy na przełomie XIX i XX wieku odradzała się tożsamość narodowa Litwinów, prawdziwi Litwini, rozwieszali w Wilnie plakaty zapraszające na spotkanie i odczyty o historii Litwy. Na tych spotkaniach można się było rzecz jasna zapisać do Towarzystw wspierających odrodzenie Litwy. I jakież było zaskoczenie tych prawdziwych Litwinów, kiedy na te spotkania masowo przychodzili Polacy, a dokładniej to Polscy Litwini, albo Litewscy Polacy. W każdym bądź razie na te spotkania przychodziły osoby mówiące językiem Polskim. Litwini nie dawali jednak za wygraną, i mówili do Polaków (Polskich Litwinów, Litewskich Polaków), że wcale nie są Litwinami, tylko są Polakami, bo tylko oni są Litwinami. Teraz zaskoczenie przechodziło na Polaków. Jak to my nie jesteśmy Litwinami? Przecież uczymy się Polskiego mówiąc: Litwo! Ojczyzno Moja. No to my jesteśmy Litwinami.. Nie wcale nie jesteście, to my jesteśmy Litwinami..

W dziejach Rzeczypospolitej Wielu Narodów należy zawsze ubolewać nad tym, że nie udało się nam skonstruować takiego pojęcia, z którym identyfikowaliby się i Polacy, i Litwini, i Rusini, i Białorusini.. Zjednoczone Królestwo stworzyło Brytyjczyków, i Brytyjczykami dobrymi byli zarówno Szkoci jak i Anglicy, Walijczycy i Irlandczycy. Każda z tych narodowości miała równe udziały w Brytyjskości. A nam? Rzeczypospolita Wielu Narodów takiej Brytyjskości nie stworzyła. Rzeczypospolita Wielu Narodów to taka spółka w której Polacy mają zdecydowaną większość udziałów. I nawet jeżeli chcielibyśmy podzielić się udziałami z innymi narodami, to nie ma na te udziały chętnych. A najmniej chętni na te udziały są Litwini. I to powinien być dla nas ból największy.

Zatrzymajmy się na moment w roku 1918, bo to była jedna z ostatnich możliwości, gdy można było się z Litwinami dogadać, a my się trochę zapomnieliśmy. Jedna szansa na dogadanie była dość przewrotna. Otóż na początku 1919 roku Piłsudski próbował dokonać przewrotu na Litwie, za pomocą oddanych sobie Litewskich Polaków. Jednak ta próba została udaremniona przez Litwinów. Rzecz jasna o tej wersji wydarzeń można poczytać tylko w Litewskich komentarzach historycznych. W Polskich na taką informację znacznie trudniej trafić. Być może Litwini sobie stworzyli taki zamach, aby mieć argument na jak najbardziej antypolskim budowaniu swojej państwowości? W każdym razie, gdyby ten zamach był i się udał, i Litwa Kowieńska była budowana jako państwo Litwinów, ale nie skierowane przeciw Polsce…

To nie trzeba byłoby sięgać po drugi sposób dogadania się z Litwinami. Kwiecień 1919 roku Piłsudski zajmuje Wilno, i tworzy odezwę: „Do mieszkańców Wielkiego Księstwa Litewskiego”. A więc odezwa nie do Polaków, nie do Litwinów, ale do wszystkich. Do Polaków, Żydów, Litwinów, Rosjan, Białorusinów, Rosjan.. i wielu jeszcze innych grup narodowościowych zamieszkujących Wielkie Księstwo. Piłsudski to zaiste polityk genialny, albo przynajmniej o wiele lepiej rozumiejący specyfikę naszych ziem kresowych. Tu nie można się odwoływać do jakiejkolwiek narodowości, tu trzeba się odwoływać do ludzi. Do tych ludzi, co żyjąc w lasach naroczańskich w latach 30 – tych będą mówić: „pierażyli my cara, niemcau, zialonych, balszewikou, dasc boh szto i hetu niepadleglosc toza jakniebudz pierażywion”

Nadchodzą Bolszewicy – Rosjanie. Tak. W dużej mierze to oni są odpowiedzialni za antypolskie nastawienie patriotyzmu neolitwinów. Zgodnie z zasadą divide et impera, nic tak nie pomaga w utrzymaniu podbitego kraju, jak rozgrywanie sobie dwóch narodowości ten teren zamieszkujących przeciwko sobie. W Galicji Austriacy eksperymentowali z Ukraińcami. Na Litwie wskrzesza się Litwinów nastawionych antypolsko. Rosjan może tylko cieszyć, że te ostrze antypolskie jest tak ogromne, że przesłania prostą prawdę geopolityczną. Litwa istnieje tylko wtedy gdy istnieje niepodległa Rzeczypospolita. Nie ma Polski, Litwa jest zbyt słaba aby przeciwstawić się Rosjanom albo Niemcom. Ale ultrapatrioci Litewscy o tym zagadnieniu absolutnie nie myślą. Tak samo zresztą jak Polscy ultrapatrioci zapominają o tym, że niepodległa Ukraina to najlepsze nasze zabezpieczenie przed Rosją. Gdy na Litwie pojawiają się Bolszewicy, to ich głównym przeciwnikiem jest Polska, więc starają się maksymalnie wykorzystać Litwinów, którym obiecują wszystko: Wilno, Suwałki, Grodno, byle tylko Litwini przyłączyli się do akcji przeciw Polsce. Litwini są zbyt słabi aby w takiej akcji wziąć udział, ale ich nadzieje na Wielką Litwę są rozbudzane…Wielka Litwa, która i tak skończyłaby jako Litewska SRS.

Bitwa Warszawska, Bitwa nad Niemnem, do Wilna wracają Polacy… wróć. Do Wilna wkracza zbuntowana Dywizja Litewsko – Białoruska składająca się z obywateli Wielkiego Księstwa Litewskiego, dowodzona przez Generała Żeligowskiego. W czasie wojny polsko – bolszewickiej dywizja ta walczyła po stronie polskiej. Proszą pamiętać, że w latach 1917-1921 na Ziemiach Litwy, Łotwy, Estonii, Białorusii walczyły bardzo różne i egzotyczne oddziały. A to jakieś strony rewolucji bolszewickiej, a to jakieś oddziały narodowe, czy wreszcie oddziały niemieckie, który zapomniały wrócić z frontu i przyłączyły się do Generała Bermondta, który próbował stworzyć państwo bałtyckich Niemców, sam Bermondt był zaś carskim, białym generałem. Można jeszcze dopisać do tego wszystkiego Brytyjczyków w sąsiedzkiej Kurlandii (Łotwie), którzy zasadniczo mieli być siłą do wspierania białych Rosjan w wojnie domowej, a tak zasadniczo chcieli wrócić jak najszybciej do domu po Wielkiej Wojnie, więc skończyło się tylko na lekkim wsparciu tworzenia niepodległości Łotwy. Zasadniczo więc mamy tam totalny misz – masz. I ten swobodnie maszerujący na Wilno Żeligowski nie jest jakimś skandalem i ewenementem, że ot Buntownik się znalazł!

Jeżeli Bunt Żeligowskiego jest naszą porażką, to nie jest nią sam bunt, dzięki któremu powstała Litwa Środkowa, ale uchwała Sejmu tego tworu państwowego. Otóż, po przeprowadzeniu w roku 1922 wyborów do Sejmu tego tworu składającego się z Wilna i trzech powiatów Sejm Orzekający Litwy Środkowej orzekł Akt o złączeniu z Polską. I tu jest nasz błąd. Bo Sejm Litwy Środkowej powinien był zażądać od Polski przyłączenia do Litwy Środkowej posiadanych przez Polskę od czasu podpisania Traktatu Ryskiego ziem b. Wielkiego Księstwa Litewskiego, tak aby można było odbudować Wielkie Księstwo, chociażby w kształcie Republiki. Republiki Litewskiej. I to by była zagwozdka dla naszych Litwinów z Kowna. Bo oto po sąsiedzku powstaje Litwa, która mówi, że jest Litwą. Jest to Litwa znacznie większa od tej Kowieńskiej. I jest tam i Wilno i Grodno i Nowogródek, o którym przecież Mickiewicz pisał, ten chyba najbardziej znany Litwin, stokroć bardziej znany niż Ciurlonis. Państwa na zachodzie też mają zagwozdkę, bo które z tych państw jest Litwą? Ale po czyjej stronie byłyby sympatie międzynarodowe: po stronie malutkiej Litwy Kowieńskiej, która prześladuje wszystko co nie litewskie, ze szczególna napastliwością na Polskę. Czego kulminacją był proces z lat 30 – tych, przeprowadzony w Kownie. Na ławie oskarżonych zasiadł Władysław Jagiełło, oskarżony o doprowadzenie do Unii z Polską. Czy może jednak więcej sympatii miałaby Litwa Środkowa, na której w miarę zgodnie współżyją sobie Polacy, Żydzi, Białorusini, tutejsi…

Pech nasz jednak polegał, że na początku niepodległości na odcinek wschodni naszej polityki wysłaliśmy endeków, których horyzont polityczny nie był wyznaczany przez Sienkiewiczowskiego Zagłobę, ale przez, też co prawda Sienkiewiczowskiego, ale jednak Wielkopolskiego Ślimaka, w jego endeckiej wersji. Tak trzeba budować Wielką Polskę! Wszystko metkować trzeba Polska, Polskie. Wielka Polska, tak wielka jak Niemcy. Rzecz jasna był tam głos rozsądku, który mówił, że musimy na tyle tych ziem kresowych brać, aby utrzymać odpowiednie proporcje i przewagę Polaków.. no ale to, jak to w historii bywa, okazało się absolutnie przewrotne.

I tak zamiast w 1927 roku jechać do Genewy na rozmowy o zjednoczeniu dwóch państw litewskich, bo Polacy z Litwy Kowieńskiej mieliby doskonały argument: przecież my nie chcemy się przyłączać do Polski, do jakiegoś tam małego województwa Wileńskiego, my chcemy się przyłączyć do prawdziwej Litwy. Zobaczcie tamtą Litwę jak szanują na świecie, a tu w Kownie, tylko się prześladuje wszystko co Polskie. Ale musiał Piłsudski jechać do Genewy i pytać się Litwinów, czy jest wojna czy pokój. Przy tak pozostawionym pytaniu Litwini trzeźwieją, jest pokój. I nie można Litwinom Kowieńskim zapomnieć tego, jak przyjmowali Polskich żołnierzy w koszmarnym wrześniu 1939 roku. Ale gdybyśmy ten „Bunt Żeligowskiego” trochę inaczej rozegrali…

„Jak gadzina ugryzie Litwina, to od jadu Litwina, ginie gadzina”. I co z tymi prawdziwymi Litwinami zrobić? Maszerować na Kowno? Oddać Suwałki?

Zazdroszczę Litwinom wspaniałego Wilna, wspaniałego miasta, tak Polskiego i tak Litewskiego. Ale jest to i będzie stolica Litwy, tak samo jak Szczecin i Wrocław będą miastami Polskimi. Nic tu nie zmieniamy i nie chcemy zmienić. Mieliśmy swoje szanse, które bezpowrotnie zmarnowaliśmy. Wiem, że czasem te nasze gadaniny o sojuszu strategicznym z Wilnem, to mają postać tego, że Polska jest dwudziestym którymś krajem, który uznaje niepodległość Litwy. Ale my Polacy naprawdę chcemy mieć na Litwie przyjaciół. Prawdziwych Litwinów, którzy mają w herbie Pogoń, olbrzymiego Rumaka hasającego od Bałtyku po Krym, a nie kobyłę co pokonuje tylko i wyłącznie drogę miedzy Kownem a Wilnem. Chciałbym aby te Litewski był prostszy (może byłby prostszy, gdyby nie był budowany na zasadzie opozycji do Polskiego) i tak abym mógł sobie swobodnie z Litwinami porozmawiać. Przecież oni też do pracy czy szkoły chodzą Kosciuskos gatve (Kościuszki), Moniuskos g. (Moniuszki), Mickeviciaus g. (Mickiewicza) czy Sapiegos g. (Sapiehy). Oglądają mecze Żaligirisu. Świętują Konstytucje 3 Maja. I z nimi ma mi się trudniej dogadać niż z osobami co mają szkoły na Bismarck platz, czy Koenig Frederik Gross strasse. Musimy się dogadać!

I tak jak my możemy powiedzieć, że też jesteśmy Litwinami, to Litwini też powinni móc umieć powiedzieć, też jesteśmy Polakami!

Posted in Moje Ukochane Wilno i Wileńszczyzna | Leave a Comment »

Przyłączyć Polskę do Litwy!

Posted by tadeo w dniu 9 lipca 2011

Wilno. Jeszcze jedna wizyta w mieście nad Neris i jawnie zerwę z moją Polskością b. Królestwa Kongresowego, PRLu i III RP i zadeklaruję, że jestem Polskojęzycznym Litwinem. Zagubionym w przepaści rozbiorów. Nie odnalezionym w międzywojennym województwie Wileńskim. Tym bardziej nie mogącym odbudować Wielkiego Księstwa Litewskiego w czasach Polski Ludowej i Sowieckiej Litwy. Gdy się spaceruje wśród piękna wileńskich kościołów, uliczek, cmentarzy tak pięknie opowiadających o naszej historii, i równocześnie dostrzega się naszą dzisiejszą Polską bylejakość, naiwność polityczną i głupotę.. to aż chce się powiedzieć, że się nic wspólnego z panami Tuskiem, Kaczmarkiem, Chlebowskim, Drzewieckim czy sędzią Jabłońskim nie ma. I chociaż nawet mówimy tym samym językiem, to oni są Polakami, a my tylko polskojęzycznymi Litwinami.

Wilno. Ostra Brama. Najlepiej znaleźć się tam w samo południe, donośnie ogłaszane biciem dzwonów wszystkich Wileńskich kościołów. O 12 w Wilnie nie mamy dostojnego bicia Zygmunta z Wawelu, czy skromny kurant z Poznańskiego ratusza. W Wilnie mamy kanonadę dzwonów. Jest gwar i pełno turystów, ale o 12 słychać tylko dzwony. Tyle samo dzwonów, wydających taki sam dźwięk w tym miejscu bije od XVII wieku.. więc wyobraźnia podsuwa nam widok kwietniowego południa 1919 roku. Do Wilna wchodzą ułani Piłsudskiego. Przez ostatnie 4 lata Wilnianie przeżyli cztery końce świata. Pierwszy, gdy w 1915 roku z miasta zniknęli Rosjanie. Przecież mieli być w Wilnie wiecznie, a ich obecność pięczętowały pomniki „Wieszatiela” Murawiewa i carycy Katarzyny II. Ten drugi pomnik nawet był w części fundowany przez miejscową elitę finansową polską, co miało być najlepszym dowodem na kapitulację Polski wobec Rosji. A jednak.

Drugi koniec świata to okupacja Niemiecka. Niemcy w Wilnie są doskonale znani. Wszak do Królewca jest ledwie tylko 250 km, nie mówiąc już o niemieckich baronach z Kurlandii czy Inflant. Jednak okupacja niemiecka jest ciężka. Nowoczesna wojna wymaga wielkich poświęceń ludności cywilnej. Więc tym razem Niemcy mniej kojarzą się z solidnością w handlu i rzemiośle, ale bardziej z nieustannymi rekwiracjami. Ogólną biedą w mieście. I brakiem mężczyzn, którzy albo siedzą w niemieckiej niewoli, albo w carskiej armii.

Trzeci koniec świata to moment w którym okupacja niemiecka chyli się ku końcowi i Niemcy pragną sobie zorganizować sojuszniczą Litwę, która ogłasza, że miasto będzie wreszcie Litewskie i zostanie stolicą Litwy. To jak to – dziwią się miejscowi – To Wilno nie jest Litewskie? Fakt, że było rosyjskie, ale to przez rozbiory. Rozbiory niejako zostały anulowane przez Wielką Wojnę. Skończy się wojna. Odrodzi się Polska, to Wilno z powrotem będzie Litewskie. A jednak.

Wreszcie koniec świata czwarty. To Bolszewicy. Chyba najbardziej upiorna zima 1918/1919 roku. Niemcy rozpływają się z Wilna, tak jak już niegdyś rozpłynęła się w Rosji Armia Napoleona. Litwini od prawdziwej Litwy boją się wychylić poza hotelowe sale spotkań gdzie mówią o tym jaka będzie Litwa i dlaczego będzie Litewska i dlaczego obecna Litwa nie jest Litwą. Polska na razie gdzieś wybucha bliżej nieokreślenie w Lublinie, Krakowie i Warszawie, ale to jednak jest bardzo daleko… I do Wilna wchodzą Bolszewicy… Okupacja niemiecka była końcem świata. Ale to co wyprawiają Bolszewicy…

W marcu ktoś rozpuszcza plotki o Polsce, że jest już blisko. W Białymstoku i Suwałkach. Na wiosnę człowiek zawsze ma nadzieję. Wilnianie Polskę znają jedynie z książek, historii, cmentarnych nagrobków i kościelnych tablic. To Polskę zdecydowanie idealizuje. Chociaż może bardziej idealizacja Polski bierze się z brutalności Niemców i jeszcze bardziej z okrucieństwa i chaosu bolszewickiego. Polska musi być lepsza i na pewno jest lepsza!

Polacy do Wilna wchodzą niepozornie. Bolszewicy miasto oddali Litwinom (tym od Mendoga, a dla których Jagiełło to zdrajca). Ci jednak nie byli na tyle silni by władzę nad Wilnem podnieść).. i do miasta ni z tego kierunku, ni z owego, w ciągu trzech dni od podjęcia ofensywy wchodzą (i wjeżdżają pociągiem) Polacy. To jest jak czekanie na coś wielkiego.. a gdy to przychodzi, to okazuje się że to zwykle, jeden niepozorny moment. Wilno jest już Polskie.

Kwietniowe południe 19 kwietnia. Biją wszystkie wileńskie dzwony. Biją z całych sił, bo to dla Polskich żołnierzy, którzy oznaczają koniec koszmaru rosyjskiego, niemieckiego, bolszewickiego.. Biją bo wreszcie przyszła ta wymarzona, „cudem powrócono” Polska i każdy będzie mógł wreszcie normalnie żyć… Pod Ostrą Bramą mamy chyba z 50-tysięcy ludzi. Ale nawet taka ilość nie zagłuszy wileńskich dzwonów.. dopiero gdy te gasną, tłum wydobywa z siebie spokojne i dostojne słowa: Boże coś Polskę… I to jest ten moment, na który się czekało tyle, a tyle lat, że spełnia się ta przepowiednia mówiąca, że kiedyś przestaniemy śpiewać tą pieśń z „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” ale z pełną siłą zaśpiewamy „pobłogosław Panie”.

Teraz wypada nam już tylko stać pod Ostrą Bramą. Obserwować teraźniejszość. Przenosić ją w przeszłość. I próbować odczytać z niej przyszłość. Ludzie nic a nic się nie zmienili. Jedynie czasy historyczne się zmieniają. Co mogła mieć ludność Wileńska kiedy nie miała własnego państwa, bogactwa, sprawiedliwości. Mogła mieć tylko wiarę i nadzieję, realizowaną przez modlitwę. Tu pod Ostrą Bramą, albo w setce innych kościołów czy Cerkwi Wileńskich.

Kościołów pięknych. Których nie potrafię opisać słowem. Cerkiew Świętego Ducha ze swoją zielenią. Kościół Dominikanów. Kościół Św. Rafała. Kościół Św. Jana… Kościół Św. Anny.. Katedra Wileńska, ze swoją wieżą latarnią, a sama w szatach greckiej świątyni… I każdy z kościołów z połową mszy w języku litewskim, połową w języku polskim.. a w cerkwi, rzecz wiadomo język Rusiński.Gdy zaś dojdziemy na na Antokol. Z zewnątrz zwykła barokowa bryła kościelna. Żółty pobrudzony tynk, gdzie niegdzie odpadający. Takich kościołów setki są w Polsce. Kościół Świętego Piotra i Pawła na Antokolu. Wejdziemy do środka i oślepi nas biel. Zwiedzanie tego kościoła w grupie turystycznej, mimo że grupa na grupie i tak wywołuje zachwyt. I widać tylko jak każdy chłonie ten kościół, jego biel, jego rzeźby.

To jest właśnie to bogactwo Rzeczypospolitej. Może nie mieliśmy dróg, stałej i regularnej Armii, sprawnej administracji i prawa, ale był Magnat, który miał na tyle odwagi i fantazji a przede wszystkim wierny był swojemu słowu, że oto zbudował taki Kościół. W XVII wieku Kościołów też nie budowano za muszelki, tylko za bardzo solidne pieniądze. Ale powstało Coś. Coś pięknego, i co sprawia że jest się dumnym ze swojego człowieczeństwa, ze swojej polskości.. ze swojej przeszłości. Coś co sprawia, że najchętniej siedlibyśmy w takim kościele, zapomnieli o przewodniku po nim oprowadzającym i obecności tylu starających się przesuwać bezszelestnie turystów. Siedzieli. Patrzyli. Chłonęli. Nim sami się zorientujemy. Będziemy klęczeć i modlić się.

Wilnianom w 1945 roku zaproponowano Gdańsk, Wrocław i Szczecin. Zaproponowano miasta europejskie, z kanalizacją, z brukowanymi ulicami, z oświetleniem elektrycznym, z parkami, z tramwajem… tylko na co to wszystko Wilniukowi, który nie będzie mógł wziąć ślubu w jednym z Wileńskich Kościołów? A wybranka to też rodowita Wilnianką, którą zdobył cielęcym wzrokiem wpatrzony w nią w Parku przy Katedrze.. zwanym właśnie Cielętnikiem. Na co mu tramwaj podwożący do pracy.. kiedy nie będzie mógł się pomodlić w Świętym Piotrze i Pawle? No właśnie na co mi ten tramwaj i ta cała „nowoczesność”?

Tak jestem zaginionym polskojęzycznym Litwinem, który chce żyć w przeszłości i jak najdalej uciec od nowoczesności.

Posted in Moje Ukochane Wilno i Wileńszczyzna, Polskie Kresy | Leave a Comment »

Znalezione w sieci

Posted by tadeo w dniu 9 lipca 2011

Posted in Znalezione w sieci | Leave a Comment »

W nadmiarze mogę nawet powodować raka!

Posted by tadeo w dniu 9 lipca 2011

Prawie co czwarty Polak zażywa suplementy diety.

22 proc. Polaków zażywało przynajmniej jeden suplement diety, z czego 29 proc. badanych sięgało po niego przez co najmniej 12 miesięcy – wynika z badań przedstawionych podczas V Międzynarodowego Forum Suplementów Diety.

Najwięcej suplementów zażywają Amerykanie. Według danych przedstawionych przez dr Katarzynę Stoś z Instytutu Żywności i Żywienia, przez co najmniej 10 lat suplementy przyjmowało aż 75 proc. populacji amerykańskiej. W Europie średnio zażywa je ponad 50 proc. osób, ale w Danii i Finlandii sięga po nie prawie 80 proc. ludności, głównie w starszym wieku.

„W Polsce większe zainteresowanie dodatkami do żywności jest w dużych miastach. Ocenia się, że przyjmuje je od 25 do 75 proc. mieszkańców aglomeracji warszawskiej” – powiedziała dr Stoś. Zażywane są one głównie z powodu zmęczenia i osłabienia lub jakieś choroby, a także dla wzmocnienia organizmu przy wzmożonym wysiłku fizycznym lub psychicznym oraz dla poprawienia urody.

Po suplementy często sięgają kobiety w okresie reprodukcyjnym. 41 proc. przyszłych matek zażywa suplementy jeszcze przed zajściem w ciążę oraz 93 proc. tych, które już spodziewają się dziecka.

„Niestety, brakuje badań, które by jednoznacznie wykazały jakie są faktycznie korzyści zażywania suplementów” – przyznała dr Stoś.

Jej zdaniem, nie ma wątpliwości, że powinny po nie sięgać niektóre osoby. Są to głównie kobiety w okresie reprodukcyjnym, u których zażywanie kwasu foliowego jeszcze przed zajściem w ciążę zmniejsza ryzyko urodzenia dziecka z ciężkim zaburzeniem ośrodkowego układu nerwowego, jakim jest wada cewy nerwowej.

„Uzasadnione jest okresowe przyjmowanie dodatków do żywności przez osoby, których dieta jest źle zbilansowana” – podkreślała dr Stoś. Dotyczy to szczególnie tych, którzy stosują niskokaloryczne diety restrykcyjne poniżej 1600 kalorii. A także wegetarian, u których może dojść do niedoboru witaminy B oraz wapnia, gdy rezygnują ze spożywania produktów mlecznych.

Nie ma jednak pewności, czy suplementy zapobiegają groźnych chorobom. Podejrzewa się, że kwasy tłuszczowe omega 3 mogą zmniejszać ryzyko zawału serca. Nie ma jednak dowodów, że przed chorobami serca, jak też przed rakiem, chronią znajdujące się w dodatkach do żywności flawonoidy, jedne z najsilniejszych tzw. przeciwutleniaczy.

„Należy przede wszystkim poprawić codzienną dietę, gdyż więcej jest dowodów na to, że przed różnymi chorobami mogą chronić witaminy i inne składniki mineralne zawarte w pożywieniu, a nie w suplementach” – podkreśliła dr Stoś. Przykładem jest beta karoten w tabletkach, który u palaczy papierosów nie zmniejsza ryzyko raka płuc, lecz je zwiększa.

Podczas konferencji ostrzegano przed przedawkowaniem suplementów. Dr Staś jako przykład podała kwas foliowy, który może zwiększać ryzyko raka jelita grubego, gdy brakuje go w organizmie. Ale w nadmiarze z kolei stymuluje rozwój polipów, łagodny rozrost błon śluzowych w kształcie maczugi, z których może powstać guz złośliwy.

U 25 proc. kobiet w ciąży dochodzi do przedawkowania witamin D, A i C oraz jodu i żelaza, gdyż sięgają po różne rodzaju preparaty wieloskładnikowe i nie sprawdzają co zawierają i w jakich dawkach.

Według dr Stoś szczególnie łatwo jest przedawkować witaminę A, magnez, żelazo, cynk, miedź, wapń, fluor i jod. Tym bardziej, że na rynku coraz więcej jest wzbogaconych w różne składniki produktów żywnościowych (nazywanych również żywnością funkcjonalną).

Przykładem jest sól jodowana, która przyczyniła się do tego, że w Polsce wyeliminowano zachorowania na powodowane niedoborem jodu wole endemiczne.

Z najnowszych dostępnych danych wynika, że w Europie wartość sprzedaży suplementów w 2009 r. przekroczyła 8,2 mld euro. Ponad 50 proc. z nich to preparaty zawierające witaminy i składniki mineralne.

http://fitness.wp.pl/zdrowie/aktualnosci/art647,prawie-co-czwarty-polak-zazywa-suplementy-diety.html

Posted in Zdrowie jest najważniejsze | Leave a Comment »

Historia kresowa.

Posted by tadeo w dniu 9 lipca 2011

( spisana przez mojego Ojca )

Żołnierz, ………………………………………………………

     Zdobywszy wolność innym, dłońmi skrwawionemi

     Dowiedział się nareszcie, że sam nie na ziemi.

                                                                     ———-

     I nigdy nikt nie liczył leżących w mogile,

     Bo czym jest duch anielski przy szatańskiej sile?”

                                           Jan Lechoń: ”Aria z kurantem” 

    Idę…. Cisza! Ki diabeł! Czyżby prąd „wysiadł”? Maszyny wyłączone, a robotnicy zasłuchani. Jakby „makiem zasiał”. Stoi na środku, wymachuje żerdzią niby szablą i demonstruje odpieranie ciosów. W latach 1959-61 już był człowiekiem wiekowym. Nadgarstki rąk autentycznie w bliznach od szabli. Nazywał się Jaskółowski – stolarz, szkutnik w stoczni w Ostródzie. Snuje opowieść o obronie Wilna w roku 1920. Miasta bronią ochotnicy, młodzież, studenci. Bolszewicy atakują tym śmielej, ponieważ wśród obrońców są dziewczęta. Pułk polskiej kawalerii, stojący w odwodzie około 4km od miasta skoczył w sukurs…. Zasłuchałem się również.

   4. Pułk Ułanów zaniemeńskich wsławił się w walkach z bolszewikami w roku 1920. To w tym pułku służył do 1939 roku jako dowódca szwadronu Zygmunt Szendzielorz, słynny później „Łupaszko”- dowódca 5. Brygady AK, tzw. „Brygady Śmierci”, a następnie dowódca 6. Brygady Wileńskiej AK (zamordowany 8. lutego 1951 roku w Więzieniu Mokotowskim na Rakowieckiej – patrz „Nasz Dziennik” 5-6/07/2008).

   W 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich służył w latach trzydziestych kapral Jan Obolewicz, urodzony w roku 1905, a mieszkał w dzierżawionym przez siebie majątku – Zalesiu, gmina Kołtyniany, koło Nowych Święcian. Kochał konie. To tez w cywilu był członkiem Przysposobienia Wojskowego Konnego, tzw. Szwadronu Krakusów, założonego przez słynnego z kolei rotmistrza Witolda Pileckiego. Tak! Tego samego ochotnika do Auschwitz (zamordowanego przez komunistów w wyniku mordu sądowego 25. maja 1948 roku w Więzieniu Mokotowskim na Rakowieckiej – patrz „Nasz Dziennik” 24-25/05/2008). W zajęciach przysposobienia brało się udział z własnym koniem. Jan Obolewicz uczestniczył w licznych zawodach hippicznych. Zachowała się jego nagroda z 1935 roku- zegarek kieszonkowy z wygrawerowanym napisem na kopercie: „Nagroda za woltyżerkę 1935r.”. W roku 1929 został ponownie powołany w ramach mobilizacji do macierzystej jednostki 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich. W wyniku klęski wrześniowej dostał się do niewoli sowieckiej. Uciekł z transportu, przechodząc przez granice białoruską, litewską i wrócił do domu. W rejonie święciańskim w okresie okupacji działały różne partyzantki. W roku 1942 sowieccy partyzanci dokonali zamachu na Niemca – Josepha von Becka. W odwecie nastąpiły aresztowania Polaków. Jana Obolewicza aresztowała litewska policja, jako byłego wojskowego, a więc podejrzanego. Aresztowanych w liczbie 25 osób, w tym 2 księży z Nowych Święcian (ks. Dziekana Bolesława Bazewicza i ks. Prefekta Jana Naumowicza) Litwini przetrzymywali w szkole w Święcianach bez specjalnych rygorów. Mogli wychodzić do kiosku. Żony przynosiły jedzenie. Była nawet możliwość ucieczki, ale sądzili, że po wyjaśnieniu, jako niewinni, zostaną zwolnieni. 20. maja 1942 roku przyjechało gestapo. Więzionych załadowano nasamochody i wywieziono w kierunku Starych Święcian. Policja litewska wykazała teraz większą aktywność. Ofiary popychano i bito kolbami. Na 5. kilometrze drogi zostali rozstrzelani- tuż przy szosie koło zaścianka Połusze, wrzuceni do rowu i pogrzebani. Jan Obolewicz próbował uciekać, ale ubiegł zaledwie kilkadziesiąt metrów. Tak zginął, zamordowany niewinnie, zostawiając żonę Franciszkę Obolewicz z domu Dzięgielewską i dwoje małych dzieci – córkę 6 lat i 3-letniego syna. Zachowane pamiątki to kilka zdjęć, orzełek wojskowy, odznaka pułkowa i zaświadczenie o jej przyznaniu, wspomniany kieszonkowy zegarek. W tym samym dniu dokonano analogicznego mordu na 32 Polakach w miejscowości Hoduciszki, około 40 km od Święcian.

   I cóż miała zrobić sama kobieta z małymi dziećmi? A bandy „podrabianych” partyzantów nachodziły, rabowały, zastraszały. Uciekła do Święcian do rodziny- do siostry. A kiedy rodzina repatriowała się w roku 1946 do Polski – ona jechała razem z nimi. A jechali Bakowie, Burzyńscy. Natomiast Dzięgielewscy, którzy się wahali, pojechali wpierw na Sybir. Jakie uczucia targały w duszach tych ludzi, których ojcowizną jest Litwa, a ojczyzną Polska? Oddaje to wiersz napisany podobno przez Cz. Miłosza pt. ”Do Matki Boskiej Ostrobramskiej”. Zachowała się notatka w języku rosyjskim, pisana w Święcianach pod datą 2.kwietnia 1946 roku – świstek na kawałku kartki zeszytowej, urzędowo opieczętowany dwustronnie, dotyczący repatriacji. „Pismo” to stanowi zezwolenie na wywóz do Polski inwentarza żywego, jak to się tam mówiło „żywioły” i obejmuje 1 krowę, 1 owcę, 6 kur. Czytając ów „dokument”, jeszcze dziś trudno się oprzeć uczuciom poniżenia, upokorzenia i bólu ludzi opuszczających ojcowiznę i jadących w nieznane z nędznym dobytkiem. A jechali do Białogardu. Dopiero później rodzina się skrzyknęła do Ostródy.

( … )

  W całym powiecie święciańskim Niemcy i Litwini rozstrzelali w latach 1941-43 około 1200 Polaków. Naczelnik litewskiej policji kryminalnej współpracując z gestapo brał udział w masowym mordowaniu ludności polskiej i żydowskiej. Tenże kolaborant Jan vel Jonas Maciulewicz vel Maciulewiczius był głównym organizatorem „krwawej środy” Po wojnie był jedynym sądzonym w Polsce. Wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Olsztynie z dnia 2.maja 1950 roku został skazany na karę śmierci, a wyrok wykonano 12.grudnia 1950. Za władzy sowieckiej miejsca straceń upamiętniono pomnikami. Z kolei władze litewskie zafałszowały prawdę o zbrodni. I tak w latach 80. z nakazu władz nowoświęciańskich rozebrano pomnik upamiętniający rozstrzelanych, a w tym miejscu wzniesiono pomnik „urzędowy” z napisem na cokole w języku litewskim i rosyjskim: „W tym miejscu pogrzebano 25 mieszkańców Nowych Święcian, których 20.05.1942r. zamordowali hitlerowscy okupanci”. A więc ofiary mordu są anonimowe! Podobnie w Hoduciszkach zmieniono pomnik a imiona ofiar zlitwinizowano.

   A z Ostródy jeszcze jedno wspomnienie. W latach 1959-61 był człowiekiem po pięćdziesiątce, „prosty” stolarz, zawsze z trocinami we włosach. Wzrok miał osłabiony i przy cięciu drewna na pile tarczowej kilkakrotnie kaleczył palce rąk. Nazywał się Wincenty Kozłowski. Opowiadał, że w roku 1939 walczył pod Mławą, jako amunicyjny działka przeciwpancernego i dostał się do niewoli niemieckiej. Reszta załogi z dowódcą uciekła. Pytam na pół ironicznie: „Dlaczego Pan nie uciekał?” Popatrzył smutno i odpowiedział: „Nie mogłem! Przysięgę wojskową składałem przed Najświętszym Sakramentem”. Zawstydziłem się pytania.

A Jan Lechoń w wierszu na wstępie pisze dalej:

…..

„Jak żal mi, że ci oczy nareszcie otwarto!

I powiedz sam mi teraz, czy było warto?

A żołnierz milczał chwilę i ujrzał w tej chwili

Tych wszystkich, co wracali i co nie wrócili,

Tych wszystkich, którzy legli w cudzoziemskim grobie,

Co mówili: „Wrócimy” , nie myśląc o sobie.

I widzi jakichś jeźdźców w tumanie kurzawy

I słyszy dźwięk mazurka i tłumu wołanie

Dąbrowski z ziemi włoskiej wraca do Warszawy.

„Czy warto?”… Odpowiedział: „Ach śmieszne pytanie!”

http://macgregor.nowyekran.pl/post/20069,historia-kresowa

Posted in Historia, Moje Ukochane Wilno i Wileńszczyzna, Polskie Kresy | Leave a Comment »