WIERZE UFAM MIŁUJĘ

„W KAŻDEJ CHWILI MEGO ŻYCIA WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ” — ZOFIA KOSSAK-SZCZUCKA

  • Słowo Boże na dziś

  • NIC TAK NIE JEST POTRZEBNE CZŁOWIEKOWI JAK MIŁOSIERDZIE BOŻE – św. Jan Paweł II

  • Okaż mi Boże Miłosierdzie

  • JEZU UFAM TOBIE W RADOŚCI, JEZU UFAM TOBIE W SMUTKU, W OGÓLE JEZU UFAM TOBIE.

  • Jeśli umrzesz, zanim umrzesz, to nie umrzesz, kiedy umrzesz.

  • Wspólnota Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia

  • WIELKI POST

  • Rozważanie Drogi Krzyżowej

  • Historia obrazu Jezusa Miłosiernego

  • WIARA TO NIE NAUKA. WIARA TO DARMO DANA ŁASKA. KTO JEJ NIE MA, TEGO DUSZA WYJE Z BÓLU SZUKAJĄC NAUKOWEGO UZASADNIENIA; ZA LUB PRZECIW.

  • Nie wstydź się Jezusa

  • SŁOWO BOŻE

  • Tak mówi Amen

  • Książki (e-book)

  • TV TRWAM

  • NIEPOKALANÓW

  • BIBLIOTEKA W INTERNECIE

  • MODLITWA SERCA

  • DOBRE MEDIA

  • Biblioteki cyfrowe

  • Religia

  • Filmy religijne

  • Muzyka religijna

  • Portal DEON.PL

  • Polonia Christiana

  • Muzyka

  • Dobre uczynki w sieci

  • OJCIEC PIO

  • Św. FAUSTYNA

  • Jan Paweł II

  • Ks. Piotr Pawlukiewicz

  • Matka Boża Ostrobramska

  • Moje Wilno i Wileńszczyzna

  • Pielgrzymka Suwałki – Wilno

  • Zespół Turgielanka

  • Polacy na Syberii

  • SYLWETKI

  • ŚWIADECTWA

  • bEZ sLOGANU2‏

  • Teologia dla prostaczków

  • Wspomnienia

  • Moja mała Ojczyzna

  • Zofia Kossak

  • Edith Piaf

  • Podróże

  • Czasopisma

  • Zdrowie i kondyncja

  • Znalezione w sieci

  • Nieokrzesane myśli

  • W KAŻDEJ CHWILI MOJEGO ŻYCIA WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ.

  • Prezydent Lech Kaczyński

  • PODRÓŻE

  • Pociąga mnie wiedza, ale tylko ta, która jest drogą. Wiedza jest czymś wspaniałym, ale nie jest najważniejsza. W życiu człowieka najważniejszym jest miłość – prof. Anna Świderkówna

  • Tagi wpisów

    A.Zybertowicz A.Świderkówna Anna German Bł.K. Emmerich Bł. KS. JERZY Bł.M.Sopoćko Dąbrowica Duża Edith Piaf Jan Pospieszalski Jarosław Marek Rymkiewicz kard.Stefan Wyszyński Kardynał H. Gulbinowicz Kijowiec Kodeń Koniuchy ks.A.Skwarczyński Ks.Tymoteusz M.Rymkiewiecz Prof.Kieżun tv media W.Cejrowski Z.Gilowska Z.Kossak Z.Krasnodębski Św.M. Kolbe Żołnierze wyklęci
  • Cytat na dziś

    Dostęp do internetu ujawnia niewyobrażalne pokłady ludzkiej głupoty.

Posted by tadeo w dniu 3 listopada 2015

KTO POSZUKUJE PRAWDY, POSZUKUJE BOGA.

PRAWDA JEST JEDNA I MOŻNA SIĘ KU NIEJ PRZYBLIŻAĆ, CHOCIAŻ TUTAJ NA ZIEMI NIGDY NIE POZNAMY JEJ DO KOŃCA.

ALE KIEDYŚ POZNAMY, BO OSTATECZNIE JEST NIĄ SAM BÓG.

JEDNA, JEDYNA KOMUNIA ŚWIĘTA MA WIĘKSZĄ WARTOŚĆ NIŻ WSZYSTKIE BOGACTWA ŚWIATA.

Kiedy wybije nasza ostatnia godzina, ustanie bicie naszego serca, wszystko się dla nas skończy, a więc i czas naszego zasługiwania i niezasługiwania. Takich jakimi jesteśmy, spotka nas śmierć i tacy staniemy przed Chrystusem, Sędzią. Nasze błagalne wołania, nasze łzy, nasze akty żalu, które jeszcze na ziemi zdobyłyby serce Boga, mogłyby z nas, grzeszników, uczynić – przy pomocy sakramentów – ludzi świętych; ale w owym momencie nie będą miały żadnej wartości; czas miłosierdzia minie i rozpocznie się czas sprawiedliwości – ojciec Pio.

bogciebie11

Posted in Kontakt, Miłosierdzie Boże, Religia, Św. Faustyna | 5 Komentarzy »

TATARSKIM SZLAKIEMPO POLESIU LUBELSKIM

Posted by tadeo w dniu 26 grudnia 2023

Polesie to obszar do dziś świadczący o tradycjach dawnej, wielonarodowej i wielokulturowej Rzeczypospolitej. Po narodach zamieszkujących ongiś Polesie pozostały przekazy historyczne, nazwy
miejscowe, zabytkowe budowle, miejsca pochówku.
Są wśród nich dwa szczególne cmentarze, pozostałe po niezwykłych mieszkańcach tej ziemi – Tatarach.
To muzułmańskie mizary w Studziance koło Łomaz i Lebiedziewie koło Terespola. One wyznaczają trasę
wędrówki tatarskim szlakiem po Polesiu Lubelskim, wędrówki w historię tego narodu tworzącego przez
kilka stuleci osobliwą przeszłość regionu i kraju.
Na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego Tatarzy pojawili się za czasów Wielkiego Księcia Witolda (1392-1430). Książę nadawał im ziemie w zamian za zobowiązania do służby wojskowej.
Koczowniczo-pasterski tryb życia Tatarzy zamieniali w osiadły, rolniczy. Osiadali głównie pod grodami
i nad granicą krzyżacką, której mieli strzec. Warto nadmienić, że pierwsze udokumentowane ślady
obecności tatarskiej na ziemiach nadbużańskich datują się na rok 1409. W 1410 roku zawiązało się polsko-tatarskie braterstwo broni. Właśnie w bitwie pod Grunwaldem w szeregach wojsk Księcia Witolda
po raz pierwszy przelali krew za Polskę.
Przez cały wiek XV i XVI trwała akcja osadzania Tatarów. Wiek XVII nie był szczęśliwym okresem dla mieszkańców przybranej ojczyzny Rzeczypospolitej.
Skarb koronny był coraz częściej pusty i nie wystarczało pieniędzy na żołd dla zaciężnych wojsk. Służąca
w nich szlachta tatarska zaczęła coraz bardziej upadać materialnie. Dochodziło do zatargów o niewypłacany żołd, a następnie do otwartego konfliktu w 1672 roku. Zbuntowanych Tatarów nazywano Lipkami.
Bunt zakończył się porozumieniem i w efekcie końcowym naprawione zostały krzywdy wyrządzone
Tatarom, jak i spełniono ich żądania. To król Jan III Sobieski, w ramach rekompensaty zrównał Tatarów
w prawach ze szlachta polską, a następnie nadał im ziemię w swoich dobrach. 12 marca 1679 roku król
podpisał przywilej nadający rotmistrzowi Samuelowi Murza Koryckiemu wraz z trzydziestoma towarzyszami 38 włók ziemi we wsi Lebiedziew i Małaszewicze w ekonomii brzeskiej oraz kilka wsi w ekonomii kobryńskiej. Rotmistrz Daniel Szabłowski z kompanią osiadł także w Małaszewiczach, zaś rotmistrz Romanowski z „officjerami” – w Studziance, wsi położonej w kluczu łomaskim ekonomii brzeskiej.
Kolejna fala osiedleńców tatarskich przybyła do ziemi brzeskiej w XVIII wieku, obejmując ziemie nadane przez króla Augusta II. Była to nagroda za ich wierną służbę w walkach przeciwko Stanisławowi
Leszczyńskiemu i wojskom szwedzkim Karola XII.
Wtedy to pułkownik Aleksander Ułan otrzymał wieś Koszoły w ekonomii brzeskiej, rotmistrz Montusz
(1727) – wieś Ortel, a Mustafa Assanowicz – wieś Ossowę. Następny król Sas August II – nadał w 1759
roku przywilej dożywocia porucznikowi Samuelowi Czymbajewiczowi w Połoskach i Dąbrowicy, także w ekonomii brzeskiej. Tak oto powstały pierwsze osady tatarskie na Polesiu – Studzianka, Małaszewicze
i Lebiedziew.
W XIX wieku na Polesiu mieszka już 40 rodów tatarskich. W ekonomii brzeskiej, obejmującej również okolice Włodawy warto wymienić nazwiska rodowe Tatarów zamieszkujących: w Suchawie
(Józefowicze), w Dołhobrodach (Jasińscy), w Stulnie (Olesiewscy).
Na trzy wieki związali się Tatarzy z Polesiem. Wielekroć przyszło im własną krwią pisać karty historii
tego regionu. Na szablę i Koran przysięgali Tatarzy, idąc bić się za Polskę. W imię Mahometa, ale
i Chrystusa, którego czczą jako proroka. Konstytucja 3 Maja gwarantowała im wolność religijną.
W wojnie 1792 roku cudów waleczności dokonał generał – Józef Bielak, odznaczony Złotym Krzyżem
Virtuti Militari. Był to drugi z kolei Tatar, który w Wojsku Polskim otrzymał stopień generała. Pierwszym był Czymbaj Murza Rudnicki, dowódca pułku tatarskiego na żołdzie saskim. Generał Józef Bielak i pułkownik Jakub Azulewicz, także wybitny dowódca, zakończyli służbę dla Polski w 1794 roku w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej. Ich zwłoki po śmierci spoczęły na mizarze w Studziance. W roku 1812 blisko tysiąc Tatarów wyruszyło na wojnę pod rozkazami Napoleona.

Pod dowództwem kapitana Samuela Murzy Ułana do Paryża wróciło trzech oficerów i trzydziestu żołnierzy – tylu zostało z całego szwadronu tatarskiego. Nadeszło powstanie listopadowe. Z mównic meczetów popłynęły słowa odezw powstańczych czytane przez mułłów i imamów.
Wyruszających do walki Tatarów błogosławili muzułmańscy duchowni, powtarzając trzecią surę Koranu: „Nie sądźcie, żeby Ci, którzy zginęli w obronie wiary umarli, przeciwnie, oni żyją”. Ale oni ginęli. Zginął
w bitwie pod Stopnicą kpt. Samuel Murza Ułan, bohater wojny napoleońskiej. Ginęli Tatarzy zgrupowani w szeregach regularnych oddziałów jazdy wołyńskiej, w oddziałach powstańczych, (tatarski oddział Muchly). W czasie powstania styczniowego znów popłynęły z kazalnic w mizarach słowa trzeciej sury Koranu. Z tatarskich osad wyruszyli w partyzancki bój mężczyźni o skośnych oczach i ciemnej cerze. Szli spełnić „najświętszą powinność”.

W domach pozostawały kobiety i dzieci, bezwzględnie represjonowani przez Kozaków za patriotyzm ich
mężów i ojców. Po upadku powstania z 1863 r. represje wobec Tatarów przybrały charakter powszechny. Jednych – za udział w walkach – zsyłano na Sybir, inni szli do więzień. Wszystkim odebrano broń, zakazano nabywać ziemię, zabroniono umieszczać napisy na nagrobkach w języku polskim, nakładano na wsie tatarskie wysokie kontrybucje na budowę… świątyń prawosławnych!

Po odzyskaniu niepodległości, w odrodzonym Wojsku Polskim znów stanęli w szeregu Tatarzy z Litwy, Podlasia i Polesia. Dwadzieścia lat później we wrześniu 1939 r. szwadron ułanów tatarskich z Wileńskiej Brygady Kawalerii – spod Łodzi przez Puławy, Lublin, Piaski – toczy ciężkie boje z Niemcami. Kończy swój szlak bojem pod Suchowolą, w drugiej bitwie tomaszowskiej. Była to już ostatnia bitwa Tatarów w składzie Wojska Polskiego jako tatarskiej jednostki. Zakończyli więc Tatarzy swój kilkusetletni związek z Wojskiem Polskim bitwą na Lubelszczyźnie, na ziemiach między Wisłą a Bugiem, wśród ludzi, którzy przyjęli ich do siebie niemal trzy wieki wcześniej.
Dziś jednostek tatarskich już nie ma. Niewielka jest też liczba Tatarów mieszkających w Polsce. Pod koniec XX wieku było ich około 3 tysiące.
Mekką poleskich Tatarów była Studzianka. Nazwa wsi wywodzi się ponoć od studni, w której kupcy poili bydło pędzone na jarmarki. Była to typowa wieś tatarska z drewnianym meczetem (1817? – 1915),
mizarem i dworkami Tatarów.
Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego z 1890 roku pod hasłem „Studzianka” podaje: Wieś i folwark
nad rzeką Zelwą, powiat bialski… posiada meczet drewniany, 62 dymy, 352 mieszkańców, 1817 mórg.
W 1827 roku 42 dymy, 282 mieszkańców. Zamieszkana przez ludność rusińską i tatarską. Gleba żytnia, urodzajna, ogrody warzywne i drzewa owocowe piękne. Mahometanie mają tu niewielki meczet. Nabożeństwo odbywa się w języku tatarskim, ludność mówi zaś po polsku i rusińsku, duchowny (mułła) ubiera się po turecku i on jeden zna turecki język. Zamożniejsi mają tu dosyć znaczne folwarki i dzieci do szkół posyłają. Cmentarz grzebalny mają pod wsią od strony północnej. Ludność
trudni się uprawą roli, niektórzy rzemiosłami. Lud to pracowity i gościnny.

Studzianka zatraciła swój tatarski charakter po I wojnie światowej. Meczet w czasie działań wojennych spaliły wojska carskie. Spłonęło całe wyposażenie meczetu, a wraz z nim przechowywany tutaj sztandar 6. Pułku Przedniej Straży Wielskiego Księstwa Litewskiego dowodzonego w okresie powstania kościuszkowskiego przez płk. Jakuba Azulewicza.
Przed II wojną światową mieszkało w Studziance tylko kilka rodzin tatarskich. Potomków ze Studzianki i okolicy można odnaleźć na Pomorzu, Śląsku, Białostocczyźnie, Ziemi Lubuskiej, w USA, Kanadzie a nawet Australii. Niektórzy przyjeżdżają do Studzianki, szukając przodków. Dlatego dobrze się stało, że funkcjonujące od kilku lat Stowarzyszenie Rozwoju Miejscowości Studzianka w założeniach statutowych przybliża dziedzictwo kulturowe tej miejscowości. Z inicjatywy tego stowarzyszenia po raz pierwszy po II wojnie światowej odbył się w Studziance zjazd Tatarów w dniach 1-2 sierpnia 2009 r. w ramach akcji Letnia Akademia Wiedzy o Tatarach. W trakcie uroczystości na mizarze, pod przewodnictwem starosty bialskiego – Tadeusza Łazowskiego, odsłonięto pamiątkową tablicę poświęconą 330 – leciu osadnictwa tatarskiego
w Studziance.
Nie ma już prawdziwych Tatarów w Studziance. Są za to mizary czyli cmentarze, w Studziance i Lebiedziewie. Mizar to z języka tatarskiego zireć: oznacza cmentarz, odwiedziny, pielgrzymkę. Zizar
lub miziar charakteryzuje miejsce odwiedzin lub mogiłę. Mizar w Studziance usytuowany jest na
leśnym wzniesieniu, z dala od miejsca zamieszkania, na planie wieloboku. Tatarzy nie grodzili cmentarzy,
jedynie usypując wał ziemny lub niewielki mur z polnych kamieni. Nie ogrodzone mogiły miały
symbolizować równość wobec wszystkich. Wierzono, że ludzie nie powinni się odgradzać od siebie.
Z czasem wzniesiono ogrodzenie. W zwyczaju było także umieszczanie na bramach półksiężyca – symbolu wiary islamu. Tatarzy wierzyli, że w momencie objawienia jedynymi świadkami tego wydarzenia
wokół proroka Mahometa były gwiazdy i księżyc.
Na podstawie dokumentacji sporządzonej przy inwentaryzowaniu cmentarza pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku obliczono obecność 460 mogił, w tym ok. 170 nagrobków. Piękny opis tegoż
cmentarza z 1948 oku znajdujemy w kronice Szkoły Podstawowej w Łomazach (relacja uczestników
wycieczki):
Był to mocno zadrzewiony, zniszczony cmentarz. Spoglądając na mizar miało się wrażenie, że
duchy zmarłych krążą nad gromadką tych ludzi i że w powietrzu unosi się tajemniczy szept, w szumie
drzew wyrosłych z ich mogił opowiadając ciąg dalszy nieznanej już nikomu historii swych przeżyć i walk.
Te groby strzegą silnie wielkich tajemnic, nie wyjawiając ich. Tu spoczywa książę, widnieje herb rodowy,
tam inni dziedzice, duchowni, pułkownicy, wiele znakomitych osób. Między nimi spoczywa jeden
z wielkich bohaterów pułkownik Maciej Tupalski, który przyczynił się do rozbrojenia szwadronu dragonów smoleńskich w Łomazach w 1863 roku.
Warto zauważyć, że wspomniany pułkownik Maciej Tupalski w wyniku represji po Powstaniu został
wywieziony przez Rosjan na daleka Syberię. Stamtąd wraz z Maciejem Okmińskim te zadziorne tatarskie
dusze wróciły na piechotę do Studzianki, gdzie po kilku tygodniach zmarli z wycieńczenia.

Drugi z poleskich mizarów tatarskich znajduje się w miejscowości Lebiedziew – w części wsi zwanej dawniej Ułanowszczyzna, a dziś Zastawek. Wśród drzew jałowca, na wzgórku ogrodzonym płotem
żerdziowym, stoją nagrobkowe płyty, leżą obeliski.
Na najstarszych płytach nie ma półksiężyca i gwiazd, nie ma arabskich napisów. Wszystko pisane jest
w języku polskim. Na nagrobkach z II połowy XIX wieku i początku XX wieku są półksiężyce,
wersety arabskie i napisy rosyjskie. Mizar ten, podobnie jak istniejący tu niegdyś meczet,
został założony prawdopodobnie w połowie XVIII wieku. Meczet w Lebiedziewie istniał najprawdopodobniej do roku 1886. Według innych źródeł spaliły go wojska carskie w 1915 roku. Najstarszy nagrobek pochodzi z 1704 roku i jest zarazem najprawdopodobniej najstarszym zachowanym
nagrobkiem tatarskim w Polsce. Jak się przypuszcza, grób kryje prochy pułkownika Samuela
Murzy Koryckiego, pierwszego tatarskiego osadnika w Lebiedziewie. Ostanie pochówki miały tu miejsce
przed 1915 rokiem. W okresie międzywojennym mizar miał opiekuna. Po II wojnie światowej, pozbawiony opieki i ochrony ulegał stopniowej dewastacji.
W 1987 roku ten cenny pomnik kultury został uporządkowany przez młodzież z warszawskich liceów
pod kierownictwem Stanisława Krycińskiego, przy finansowym wsparciu PTTK oraz lokalnych władz.
1 grudnia 2010 roku na tym mizarze, starosta bialski Tadeusz Łazowski, wójt gminy Terespol Krzysztof Iwaniuk oraz zastępca przewodniczącego
Najwyższego Kolegium Muzułmańskiego Związku Religijnego w Rzeczypospolitej Polskiej Adam Świerblewski – odsłonili symboliczny kamień z okolicznościową tablicą upamiętniającą 330 – lecie osadnictwa tatarskiego na ternie gminy Terespol.
W trakcie uroczystości, współistnienie dwóch narodów pięknie scharakteryzował Adam Świerblewski: Tatarzy to kropla we krwi Rzeczpospolitej.
Nasze poleskie mizary (dwa z pięciu w Polsce) są księgą historii i sławy Tatarów. Napisy i epitafia na
nagrobkach potwierdzają wielowiekowe przywiązanie Tatarów do Polski i do zawodu żołnierskiego.
Ale … coraz trudniej je odczytać, płyty są w coraz gorszym stanie.


Opracował: Mieczysław Tokarski


Posted in Historia | Leave a Comment »

Rocznica urodzin Bazylego Albiczuka

Posted by tadeo w dniu 15 grudnia 2023

OPUBLIKOWANY W   OPUBLIKOWANY W AKTUALNOSCI

Rocznica urodzin Bazylego Albiczuka

31 lipca 1909 roku w Dąbrowicy Małej na Południowym Podlasiu urodził się Bazyli Albiczuk (1909-1995), ukraiński artysta i poeta, nazywany podlaskim Nikiforem.

Albiczuk to wybitny ukraiński malarz z Podlasia. Rysowania nauczył się sam, pracując w kołchozie na Ukrainie, gdzie rzucił go jego los podczas II wojny światowej. Przez prawie rok studiował w Kijowskiej Szkole Rzemiosła Artystycznego. Po powrocie do rodzinnej wsi okazało się, że prawie cała jego rodzina została wysiedlona do ZSRR. W Dąbrowicy Małej spędził samotnie prawie całe swoje życie.

Miłością Bazylego Albiczuka były przede wszystkim kwiaty. Przy swoim domu stworzył „cudowny ogród”, w którym rosły różne kwiaty, które malował. W pobliżu swojej chaty zasadził ponad 200 odmian.

Zdobył popularność dzięki swoim pejzażom i rysunkom kwiatów. Swoje wrażenia i przeżycia wyrażał także w formie poetyckiej. Wiersze pisane po ukraińsku przez dłuższy czas pozostawały w rękopisach. Obszerny wybór utworów artysty ukazał się m.in. w tomie piątym „Ukraińskiego Zaułka Literackiego” za rok 2005. W 2021 roku nakładem Towarzystwa Miłośników Skansenu Kultury Materialnej Chełmszczyzny i Podlasia w Holi ukazała się książka z wybranymi utworami poetyckimi Wasyla Albiczuka. Wybór wierszy ukraińskich artysty pochodzącego z Południowego Podlasia przygotował Tadeusz Karabowicz, poeta, tłumacz, krytyk literacki, redaktor naczelny „Ukraińskiego Zaułka Literackiego”.

O wybitnym mieszkańcu wsi przypomina ekspozycja w izbie wiejskiej w Dąbrowicy Małej, w której znalazły się zarówno przedmioty gospodarstwa domowego artysty, jak i jego prace – dość oryginalne obrazy, przedstawiające bajkowy świat ogrodów.

Obrazy artysty wystawiane były na wystawach w Polsce i za granicą. Dziś znajdują się w wielu muzeach, największą kolekcję można oglądać w Muzeum Południowego Podlasia w Białej Podlaskiej.

Przez wiele lat Związek Ukraińców Podlasia organizował w Dąbrowicy Małej imprezę poświęconą pamięci artysty – „Wasylówkę”.

https://www.pninstytut.org/pl/author/labowicz/page/4/

Posted in Moja mała Ojczyzna, SYLWETKI | Leave a Comment »

Bp Jan Olszański – „pasterz i twierdza”

Posted by tadeo w dniu 14 października 2023

Bp Jan Olszański, ordynariusz diecezji kamieniecko-podolskiej w latach 1991-2002, zapisał się w pamięci duchowieństwa i wiernych jako święty. Człowiek ogromnej wiary i miłości. Pomimo prześladowań nigdy się nie poddał i nie złamał, w swojej posłudze wytrwał do końca.

Posted in Filmy dokumentalne, Filmy religijne, Religia, Święci obok nas | Leave a Comment »

12 faktów z życia biskupa Jana Olszańskiego

Posted by tadeo w dniu 14 października 2023

Dnia 23 lutego mija 15 lat po śmierci pierwszego pasterza diecezji kamieniecko‑podolskiej po odnowieniu struktur Kościoła rzymsko‑katolickiego w Ukrainie. Był to biskup Jan Olszański. Jesteśmy przekonani, że wdzięczność to przede wszystkim pamięć, dlatego na łamach naszego czasopisma internetowego chcemy wspomnieć o Jego Ekscelencji Janie Olszańskim. Oto 12 faktów o nim, które mogą Was nieco zaskoczyć. Chcemy unikać zbędbego patosu, jednak patos i heroizm to różne rzeczy. W życiu biskupa Jana było dużo światła, humoru, modlitwy, pracy, spotkań, dużo miejsca dla ludzi i właśnie heroizmu.

  1. «Co może to dziecko!»

Jan Olszański po raz pierwszy przyjechał na Podole jako 25-letni chłopak. Przyszły biskup bardzo wcześnie zdecydował o wyborze drogi życiowej. Po ukończeniu szkoły w Brodach mając 19 lat dostał się do seminarium we Lwowie. 4 lata później Jan Olszański został kapłanem i był wikariuszem w małej parafii w pobliżu granicy polsko-radzieckiej. Administrator diecezji kamieniecko-podolskiej ks. Adolf Kukurudziński za zgodą arcybiskupa lwowskiego Bolesława Twardowskiego zaprosił go do swojej diecezji i mianował administratorem parafii w Gródku w obwodzie Chmielnickim, jednocześnie dając pod opiekę jeszcze kilka sąsiednich parafii. Na pierwszy rzut oka to nie wygląda na bohaterstwo. Jednak należy zauważyć, że był to rok 1944, a Związek Radziecki na wszystkich szczeblach władzy robił wszystko, by zniszczyć Kościół katolicki. Właśnie w tych okolicznościach w Gródku pojawia się «to dziecko» jak to opisała ks. Jana pewna miejscowa parafianka. W 1946 roku wierni parafii św. Stanisława w Gródku, ratując kapłana przed aresztowaniem, pomogli mu wyjechać do Lwowa. W roku 1948 Jan Olszański powrócił do Gródka. Jednak po kilku latach musiał opuścić miasto: «Wygnano mnie z Gródka w 1958 roku bądź w 1959. Pracowałem w Gródku przez 12 lat z dwuletnią przerwą. To była bardzo aktywna parafia. Dlaczego mnie wygnano? Lepiej zapytać władzę radziecką», — wspominał biskup.  

2. Dalej od ludzi?

Przez 32 lata od 1959 do 1991 Jan Olszański był zwykłym wiejskim proboszczem. Ks. Jan nie pozostawił ziemi podolskiej, mimo że miał możliwość wrócić do rodzimej diecezji. Jego ucieczką stały się Manykowce — mała wieś w obwodzie chmielnickim, gdzie szczerze mówiąc, na proboszcza nie czekało się ani nie wiedziało się, co z nim robić, — wspomina Stanisław Nahorniak. Jednak był proboszczem niezwykłym, ponieważ setki ludzi przychodziło do Manykowiec, aby się wyspowiadać, przyjąć sakramenty i słuchać Słowa Bożego. W te trudne czasy ksiądz Jan dobrze rozumiał, że przyszłość Kościoła to dzieci i młodzież. Przygotowywał je do sakramentów, uczył modlitwy, adoracji, a nawet pomagał z matematyką. Nawiasem mówiąc, zawsze pełne kieszenie słodyczy również bardzo przyczyniły się do katechizacji. Ksiądz modlił się, pracował i nie narzekał na trudne czasy.  

3. «Fanatyk religijny»

«Swoim przykładem wychował działaczy religijnych wśród wierzących» «To fanatyk religijny, codziennie rano i wieczorem stał w kaplicy i modlił się. W wynajmowanym mieszkaniu w Gródku, gdzie mieszkał Olszański, nie było radia, nie subskrybował gazet, czytał wyłącznie literaturę religijną. Pewnego razu przyjechał do pełnomocnika, czekając na wezwanie, czytał modlitewnik. Trzyma się w odosobnieniu, stara się nie spotykać z nikim, ściśle wykonuje kanony religijne. Swoim przykładem wychowuję aktyw działaczy religijnych», — relacjonuje o ks. Janie pełnomocnik ds. religii.    

4. Gościnność przede wszystkim!

«Jasiu, dolej wody do zupy, bo goście idą!» Biskup Jan był osobą bardzo gościnną, a gdy zapraszał dzieci i młodzież na czuwanie modlitewne do Manykowiec w Pierwszą Niedzielę miesiąca wysyłał człowieka po zakupy do Chmielnickiego. «Jasiu, dolej wody do zupy, bo goście idą!» — lubił zażartować ksiądz Jan, mówiąc do siostry Janiny Granowskiej, która pracowała z nim w Manykowcach. «Biskup Jan Olszański nauczył mnie kochać gości. Był wesoły, ale powściągliwy i zmobilizowany», — wspominała później.  

5. Podpisywał kartki na święta

«Miał bardzo piękny charakter pisma» To było bardzo zaskakujące dla zwykłych ludzi. Tak opowiada pan Stanisław Nahorniak: «Ksiądz Jan zawsze pisał życzenia świąteczne. Kim ja dla niego byłem? Takich chłopaków do niego przyjeżdżało wielu, a on przesyłał mi życzenia. Kiedy już później pracowałem u niego, bardzo podziwiałem to, bo nie patrzył, czy to był ksiądz czy jakaś znana osoba, czy zwykły chłopak: wszystkim pisał życzenia na święta. Pamiętam jak siedział czasami do 2:00 nad ranem, ale każdemu musiał podpisać pocztówkę. Nawiasem mówiąc, miał bardzo ładny charakter pisma…»

6. Lubił rzodkiewkę

A w niedzielę zapraszał na częstowanie starszych ludzi, ministrantów, bielanki. Wtedy jadło się wszystko. To często nie podobało się gospodyni, ponieważ chciała coś przytrzymać dla księdza Jana. On kazał wszystko dawać na stół; czasami zdarzało się tak, że nie miał co zjeść wieczorem. Pamiętam, że bardzo lubił rzodkiewkę… (Ze wspomnień pana Stanisława Nahorniaka)  

7. Przebierał się w damskie rzeczy, żeby jakoś trafić do chorych

Nawet do tego typu akcji dochodziło, aby tylko trafić tam, gdzie ludzie czekali. «Gdy zakazano mu jeździć do chorych i spowiadać, babcie na wsi zbierały damską odzież i przynosiły mu. Tylko tak przebrany za kobietę mógł jeździć i spowiadać chorych», — opowiedziała siostra Janina Granowska.

8. Poczucie humoru i żadnych problemów z rachunkowością

Bardzo nas śledzili: jeden agent na emeryturze kiedyś do nas przyjechał i pyta się: «Gdzie macie podsłuch?» A ojciec odpowiada mu: «Jak wy nie wiecie, coście to wkładali, to skąd bym ja mógł wiedzieć!» On się nie przejmował i nie bał. (…) Wielką nadzieję pokładał w Bogu: «Nie bójcie się, — zawsze powtarzał biskup, — nie przejmujcie się: lilie polne nie przędzą, a jakże pięknie Pan Bóg je ubiera; żadnego włosa nie spadnie z głowy waszej». Uczył ufać Bogu, a ja wiedziałam to zaufanie w jego życiu; nie przygotowywał się nigdy do takich spotkań [z przedstawicielami wydziału ds.religii. — Red.]: «Jedne grzechy wyznałem, o innych jeszcze nie wiedzieli», — żartował ksiądz. W Manykowcach przy parafii był komitet, tak zwana «dwudziestka», tam głównie były starsze osoby bez wykształcenia. Wszystkie sprawozdania do urzędu obwodowego dokonywał biskup Jan. Przez moje 12 lat pracy z nim nigdy nie było żadnych uwag do rachunkowości (Ze wspomnień Stanisława Nahorniaka).  

9. Został biskupem w wieku, gdy za zwyczaj myśli się o wypoczynku

W roku 1991 ks.Jan Olszański zostaje biskupem. «Cztery razy przedstawiciele nuncjatury przyjeżdżali do Manykowiec i rozmawiali z nim prawie po 4 godziny», — opowiadają świadkowie tych wydarzeń. On nie chciał być biskupem przecież uważał siebie za niegodnego tak wysokiego stanowiska. Jan Olszański otryzmał sakrę biskupią w wieku 72 lat, kiedy to ludzie zwykle myślą o przejściu na emeryturę. Sprawował obowiązki ordynariusza diecezji przez 11 lat. W wieku 83 lat 4 maja 2002 roku przeszedł na emeryturę, a w 10 miesięcy po tym wydarzeniu biskup odszedł do Pana.  

10. Pasterz 12 obwodów ukraińskich oraz Autonomicznej Republiki Krymu

Kamieniecko-podolska diecezja była wyjątkowo rozległa. Przed podziałem 2002 roku obejmowała następujące obwody: Winnicki, Chmielnicki, Odeski, Zaporoski, Charkowski, Dniepropietrowski, Doniecki, Ługański, Połtawski, Mikołajowski, Chersoński, Kirowogradzki oraz AR Krym. Taką diecezję otrzymał pod opiekę w 1991 roku 72-letni biskup.

11. Zawsze modlił się na różańcu

«Zawsze» należy rozumieć dosłownie. Świadkami byli ludzie, którzy podróżowali z biskupem Janem: «Gdy jechaliśmy samochodem, on cały czas się modlił na różańcu, bez końca: skończyliśmy i znowu zaczynamy».  

12. Połowę tygodnia zwykle spędzał w seminarium

Wspominając ks.Jana nie można omijać jego miłości do Wyższego Semimarium Duchowego w Gródku, odnowieniem którego zajął się natychmiast. On nazywał je «miłym żartem Ducha Świętego» i zazwyczaj spędzał tam 3 dni w tygodniu. Biskup przyjeżdżał w poniedziałek, we wtorek rano odprawiał mszę świętą dla najmłodszych seminarzystów, natomiast w środę służył Eucharystię po łacinie dla całego seminarium.

https://credo.pro/pl/2018/02/200927

Posted in POLECAM, Religia, SYLWETKI, Święci obok nas | Leave a Comment »

Ks. Blachnicki: ,,Dobrzy ludzie’’ nie będą zbawieni! Zbawienie nie zależy od ,,dobroci’’

Posted by tadeo w dniu 13 października 2023

Ks. Blachnicki: ,,Dobrzy ludzie’’ nie będą zbawieni! Zbawienie nie zależy od ,,dobroci’’

11.10.2023, 13:54

Fot. Wikipedia.org, domena publiczna, Archiwum IPN

Coraz popularniejsza staje się teza, również wśród katolików, że do zbawienia wystarczy być „dobrym człowiekiem”. To herezja znana już Faryzeuszom, która dziś, kiedy w centrum stawia się człowieka, staje się wyjątkowo popularna. Jej istotą jest postawienie człowieka w miejscu Boga i przekonanie, że człowiek może sam siebie zbawić. To zbawienie miałoby mu zapewnić moralne życie. Takie myślenie jest całkowitym zaprzeczeniem chrześcijaństwa, w którego centrum stoi ukrzyżowany i zmartwychwstały Chrystus, zbawiający swoją ofiarą człowieka niemogącego zbawić się samemu. Pisał o tym Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki, którego artykuł przypominamy.

Jak dostąpić zbawienia?

Każdy z nas – ja i Ty, i my wszyscy – nosimy w sobie pytanie: Jak dostąpić zbawienia? To jest najważniejsze, a może i jedyne, pytanie naszego życia. Tym się różnimy od wszystkich innych istot żyjących, że ciągle czegoś szukamy, ciągle o coś pytamy. Jesteśmy istotami szukającymi, pytającymi. Dlaczego? Dlatego, że nosimy w sobie pragnienie życia i szczęścia. Chcemy być szczęśliwi. Chcemy żyć pełnią życia. A tymczasem to życie i to szczęście ciągle jest zagrożone, ciągle nam czegoś brak i dlatego ciągle szukamy zbawienia. W rozlicznych codziennych kłopotach, w różnych sytuacjach, możemy sami siebie wybawić od jakiegoś braku, od jakiegoś zła – przy pomocy naszych zdolności, przy pomocy wysiłku własnego, przy pomocy posiadanych środków. Ale stajemy, prędzej czy później, w obliczu pytania nie o zbawienie jakieś cząstkowe, chwilowe, ale o zbawienie pełne, ostateczne i pytamy: co to znaczy ostatecznie być zbawionym? Chodzi w końcu zawsze o to, aby być wybawionym od poczucia bezsensu naszego życia albo od braku sensu życia. Życie zaś wtedy jest pozbawione sensu, kiedy kończy się śmiercią. Śmierć czyni nasze życie bezsensownym.

Zbawić człowieka oznacza więc ostatecznie: wybawić go od śmierci. Zbawienie znaczy wiec tyle, co życie wieczne, życie pełne, życie nie zagrożone śmiercią. Wszystko, co prowadzi do takiego życia, nadaje naszemu życiu sens, natomiast wszystko, co staje na drodze do takiego życia, co jest przeszkodą, to wszystko pozbawia życie sensu.

Otóż z takiego pojęcia zbawienia w znaczeniu jakimś pełnym, ostatecznym, wynika, że zbawić człowieka może tylko Bóg, bo tylko Bóg jest źródłem życia. Człowiek nie ma w sobie źródła życia. Człowiek zawdzięcza swoje życie Bogu. Człowiek żyje dzięki Bogu. I dlatego tylko Bóg może wybawić człowieka od śmierci i dać mu życie po śmierci, dać mu życie wieczne, czyli zbawienie.

Nieszczęściem natomiast człowieka jest to, co go oddziela od Boga, źródła życia. To, co oddziela człowieka od Boga, zrywa łączność człowieka z Bogiem, to nazywa się grzechem. Grzech powoduje śmierć, bo odrywa człowieka od Boga, źródła życia. Dlatego zbawienie polega ostatecznie na wybawieniu człowieka od grzechu i śmierci.

Tylko Bóg jest więc Zbawicielem w prawdziwym i ostatecznym znaczeniu tego słowa, bo tylko On może wybawić człowieka od grzechu i śmierci i dlatego tylko On może nam dać poczucie sensu wszystkich wydarzeń oraz pełnię życia, radości i szczęścia. On tylko może dać człowiekowi wypełnienie tych wszystkich dobrych pragnień i dążeń, które w języku wszystkich religii nazywa się Niebem.

Bóg rzeczywiście zbawia człowieka. Świadczy o tym Biblia, księga, pewien zbiór ksiąg, zawierających historię zbawienia, Boży plan zbawienia i jego realizację w kolejnych etapach zbawienia. A Biblia szczególnie mówi o ostatecznej realizacji Bożego planu zbawienia, świadczącego o Jego miłości względem człowieka.

Dokonało się to przez zesłanie na ziemię drugiej Osoby Bożej, Jednorodzonego Syna Bożego, Słowa Przedwiecznego, dla zbawienia człowieka. Jak mówi święty Paweł w Liście do Galatów: ,,Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu” (Ga 4, 4-5a). Albo jak mówi święty Jan: ,,Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Ten Syn Boży, stawszy się człowiekiem dla nas ludzi i dla naszego zbawienia, przyjął imię Jezus, to znaczy: Bóg Zbawia. Tak mówi Anioł do Józefa: Maryja ,,porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, on bowiem zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1, 21). Nazywa się on także Emmanuel, to znaczy: Bóg z nami (Iz 7, 14; Mt 1, 23).

On przyszedł po to, aby owce miały życie i miały je obficie (J 10, 10). On przyniósł ludziom odpuszczenie grzechów i żywot wieczny, On przyszedł rozwiązać wszystkie problemy, dręczące człowieka, i On woła: ,,PRZYJDŹCIE DO MNIE WSZYSCY, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Albo też w innym miejscu: ,,Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – NIECH PRZYJDZIE DO MNIE i pije!” (J 7, 37b) ,,Jam jest chleb życia. KTO DO MNIE PRZYCHODZI, nie będzie łaknął” (J 6, 35a). Jezus – jedyny Zbawiciel świata.

Odtąd za świętym Piotrem musimy powtarzać: ,,Panie! Do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego!” (J 6, 68) Odtąd ,,nie ma w żadnym innym zbawienia, bo nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12). Skoro nie ma w żadnym innym zbawienia, powstaje dla nas nowe, odtąd jedyne i najważniejsze pytanie: W jaki sposób możemy przyjąć to zbawienie i stać się jego uczestnikami? Święty Jan mówi: Kto ma Syna, ten ma życie (por. 1 J 5, 12). Co to jednak znaczy mieć Syna? W jaki sposób możemy mieć życie, zbawienie, przez to, że mamy Jezusa?

Jest rzeczą oczywistą, że tylko On sam – Jezus – może określić sposób, w jaki możemy Go mieć. On jest bowiem Bogiem. On nie może być przez nas wzięty w posiadanie na sposób rzeczy, przedmiotu, tylko poprzez odpowiednie działania, podjęte z naszej strony. On tylko może nam dać siebie. Dlatego, że On sam chce w sposób wolny [dać nam siebie], On tylko może określić, w jaki sposób możemy to Jego danie nam siebie przyjąć. Otóż Pismo Święte w sposób jednoznaczny, nie pozostawiający żadnej wątpliwości, wielokrotnie określa, w jaki sposób możemy mieć Jezusa, aby mieć zbawienie i życie.

Wielokrotnie sformułowane jest prawo: Kto wierzy, będzie zbawiony. Żydzi w Kafarnaum pytają Jezusa: ,,Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?” (J 6, 28) Jezus odpowiada: ,,Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał” (J 6, 29). Wiele razy zapewnia Chrystus uroczyście: ,,Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, kto we mnie wierzy, ma życie wieczne” (J 6, 47). Do Marty, siostry Łazarza, która się skarży: ,,Panie, gdybyś tu był, nie umarłby mój brat” (J 11, 21b), mówi Jezus: ,,Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem, kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?” (J 11, 25-26). Tym, którzy wierzą, przynosi Chrystus uzdrowienie i odpuszczenie grzechów, i życie wieczne.

Na podstawie tych wszystkich wypowiedzi może św. Paweł nauczać zdecydowanie w liście do Rzymian: ,,Ale teraz jawną się stała sprawiedliwość Boża niezależna od Prawa, poświadczona przez Prawo i Proroków. Jest to sprawiedliwość Boża przez wiarę w Jezusa Chrystusa dla wszystkich, którzy wierzą. Bo nie ma tu różnicy: wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie Jezusie. Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi. Gdzież więc podstawa do chlubienia się? Została uchylona! Przez jakie prawo? Czy przez prawo uczynków? Nie, przez prawo wiary. Sądzimy bowiem, że człowiek osiąga usprawiedliwienie przez wiarę, niezależnie od pełnienia nakazów Prawa”. (Rz 3, 21-25; 27-28)

Jasno więc dowiadujemy się z Pisma Świętego, że aby dostąpić zbawienia trzeba uwierzyć w Jezusa, jedynego Zbawiciela. Ale jeszcze musimy dokładniej powiedzieć, w co mamy uwierzyć. W to, że jest On Synem Bożym, który przyszedł na ziemię, aby nas zbawić, aby umrzeć za nasze grzechy na krzyżu, aby zadośćuczynić za nasze grzechy, aby dać nam odpuszczenie grzechów i życie wieczne: jako dar, niezasłużony przez nas, wypływający jedynie z miłosierdzia Bożego, dar będący dla nas absolutną łaską, czymś darmo danym, co musimy tylko przyjąć przez wiarę. A więc właściwym przedmiotem wiary, wg Ewangelii, jest zbawienie jako dzieło, dokonane przez Boga w Jezusie Chrystusie, ofiarowane nam jako łaska, którą przyjmujemy wiarą.

Jest to sprawa niesłychanie ważna, aby to zrozumieć, bo, niestety, bardzo rozpowszechnione jest mniemanie, że zbawienie jest tylko pewną szansą, daną nam przez Boga, którą możemy wykorzystać: zbawienie może stać się naszym udziałem, jeżeli spełnimy odpowiednie warunki i zasłużymy na nie. A więc zbawienie zależy od nas, od naszych uczynków. Stajemy tutaj w obliczu trudnego problemu, będącego przedmiotem odwiecznych sporów, rodzącego wiele nieporozumień. Jest to problem: wiara a uczynki. Zbawienie, albo usprawiedliwienie, przez wiarę czy przez uczynki?

Spór ten szczególnie określa stosunek katolików do protestantów. Przyjmuje się ogólnie, że protestanci głoszą zbawienie przez wiarę, niezależnie od uczynków. Natomiast katolicy głoszą konieczność nie tylko wiary, ale i uczynków do zbawienia. Popularnie nawet się często upraszcza to zagadnienie i mówi się tak: katolicy przypisują protestantom tezę: możesz grzeszyć, ile chcesz, bylebyś wierzył i będziesz zbawiony. Natomiast protestanci zarzucają katolikom, że oni głoszą, niezgodnie z Pismem Świętym, zbawienie przez uczynki człowieka.

Jak rozwiązać ten problem? Co mamy czynić, aby się zbawić? Uwierzyć Chrystusowi i przyjąć zbawienie jako dar czy też zabrać się gorliwie do pełnienia dobrych uczynków, aby zapewnić sobie zbawienie? Jest to prawdziwy dylemat i z obu rozwiązaniami łączy się pewien lęk. Katolicy boją się, że jeżeli zaakceptujemy to pierwsze rozwiązanie, to wtedy może to doprowadzić do lekceważenia grzechów i zaniechania gorliwości w spełnianiu dobrych uczynków. Natomiast protestanci boją się, ze przyjęcie drugiego rozwiązania podważy biblijną prawdę o darmowości łaski, o tym, że zbawienie jest wyłącznie dziełem Boga, które staje się naszym udziałem przez wiarę.

Otóż powyższy dylemat w gruncie rzeczy jest pozorny, bo wynika z jakiegoś powierzchownego rozumienia Pisma świętego i wynika z jakiegoś błędnego rozumienia nauki Kościołów. To znaczy, katolicy błędnie rozumieją naukę protestantów i odwrotnie. Bo w gruncie rzeczy ani protestanci nie uczą, że dobre uczynki są niepotrzebne i że można grzeszyć, byleby się miało wiarę. Ani też z drugiej strony katolicy nie uczą, że uczynki człowieka same z siebie mają moc zbawczą i mogą usprawiedliwić człowieka przed Bogiem. W jaki więc właściwy sposób należy pojmować stosunek wiary do uczynków, płynących z wiary? Aby znaleźć właściwe rozwiązanie problemu, sięgnijmy jeszcze raz do Ewangelii. Kluczowy tekst, to przypowieść o faryzeuszu i celniku, modlących się w świątyni.

,,Powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”. (Łk 18, 9-14)

Przypowieść ta przede wszystkim symbolizuje postawę religijną faryzeuszy. Byli to ludzie, prześcigający się w gorliwości: w wypełnianiu przepisów Prawa i w spełnianiu dobrych uczynków. Wierzyli przy tym, że te uczynki zapewnią im zbawienie. Bóg w nagrodę za wierne wypełnienie uczynków Prawa musi im dać Królestwo Boże jako nagrodę. Była to więc postawa samousprawiedliwienia się przed Bogiem. Postawa samowybawienia. Chrystus stanowczo odrzuca taką postawę i tu leży najgłębsza przyczyna tej nieprzejednanej postawy Chrystusa wobec faryzeuszy, a raczej postawy przez nich reprezentowanej. Postawa ta jest ostatecznie wyrazem ludzkiej pychy przed Bogiem, pychy z kolei rodzącej zakłamanie i obłudę, bo gdy człowiek stanie przed Bogiem w całej prawdzie, w pokorze, jak ów celnik, musi uznać swoją grzeszność, niegodność i nieudolność do autentycznego dobra i bezinteresownej miłości. Ta postawa prawdy wewnętrznej, pokory, czyni dopiero człowieka zdolnym do zawierzenia Bogu, do zdania się na Jego miłosierdzie. Takiej postawy oczekuje Chrystus i ona uzdalnia do przyjęcia zbawienia.

Św. Paweł, dawny Szaweł, gorliwy faryzeusz, najlepiej zrozumiał później błędność chlubienia się przed Bogiem z uczynków zakonu i stał się gorliwym głosicielem Ewangelii przez wiarę w Chrystusa, która usprawiedliwia człowieka przed Bogiem. Kościół w swoich dziejach zawsze bronił tej biblijnej nauki o darmowości zbawienia, łaski, o zbawieniu przez wiarę.

W średniowiecznej dyskusji o stosunku łaski do wolnej woli została odrzucona koncepcja tzw. synergizmu, głoszącego, że czyn zbawczy jest wynikiem zsumowania się dwóch energii: łaski i woli człowieka. Ilustruje to następujący przykład, który stosowano właśnie w ramach wykładów na ten temat, mianowicie środkiem rzeki jest holowana łódź przeciw prądowi. Do tej łodzi są przyczepione dwie liny. Za jedną linę ciągnie ktoś na lewym brzegu, za drugą na prawym brzegu i w wyniku zsumowania się tych dwu energii, łódź posuwa się do przodu. Otóż, mówiono, na tym polega synergizm. Dwie energie, człowiek i Bóg, obaj ciągną, i w wyniku zsumowania się wysiłku człowieka i łaski Bożej powstaje czyn zbawczy – zbawienie.

Otóż ta nauka, z punktu widzenia katolickiego, jest błędna. Dlatego, że Pismo święte jasno zaświadcza, że zbawienie jest wyłącznie dziełem łaski Bożej. Beze mnie nic uczynić nie możecie, mówi Chrystus. Dlatego nie możemy sobie wyobrazić zbawienia jako wyniku współdziałania Boga i człowieka, z których każdy coś wnosi dla zbawienia. Oczywiście, że Bóg działa przez człowieka, ale łaska Boża przenika jak gdyby od wewnątrz człowieka, porusza jego wolę, tak, że człowiek działa, współdziała w sposób wolny, ale musi mieć tę świadomość, że to jego współdziałanie jest dziełem łaski i ta jego wolność jest również już dziełem łaski i Ducha Świętego.

Człowiek więc nie może się chlubić przed Bogiem, nie może sobie przypisywać zbawienia, ale wszystko, całą chwałę oddaje Bogu, bo tylko dzięki Jego łasce może człowiek być zbawiony. Otóż jeżeli protestanci tak mocno bronią nauki o darmowości zbawienia przez wiarę to, oczywiście, jest to nauka słuszna, biblijna i my, katolicy, nie możemy głosić innej nauki. Natomiast protestanci nie odrzucają potrzeby dobrych uczynków. Nie odrzucają np. tekstu z listu św. Jakuba, apostoła, który mówi w ten sposób:

,,Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy /sama/ wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta! – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków. Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą.” (Jk 2, 14-19)

Otóż słowa powyższe nie są sprzeczne ze słowami św. Pawła z listu do Rzymian. Jest prawdą, że tylko wiara w Chrystusa ma moc zbawczą. Wiara natomiast przynosi owoce dobrych uczynków, z których człowiek nie może się chlubić, bo one są dziełem Ducha Świętego w nas. Problem: wiara a uczynki jest problemem bardzo dyskutowanym, napisano o tym całe tomy, jest to jednak problem bardziej teoretyczny. Właściwie nie jest to problem dla konkretnego człowieka, który ze swoją wiarą staje w obliczu Chrystusa, który do Niego się modli. Bo wtedy sytuacja nasza jest taka, że wiemy, iż wszystko zawdzięczamy Chrystusowi a równocześnie wyrażamy swoją gotowość spełniania Jego woli. Nie chcemy Go zasmucać, bo Go miłujemy. Dlatego spełniamy dobre uczynki. a jak nam się nie uda, jak upadniemy ze słabości, nie rozpaczamy, bo wiemy, że Chrystus jest gotów nam znów przebaczyć i możemy wrócić do Niego i zacząć od nowa, opierając się na Jego miłosierdziu i na Jego łasce.

I my chcemy teraz, na zakończenie tego rozważania, stanąć z naszymi problemami przed Chrystusem, żywym naszym Panem i Zbawicielem. Wiemy, że tylko w Nim jest zbawienie i dlatego zapraszamy Go w sposób bezpośredni, osobisty, żeby wszedł w nasze życie i stał się naszym Panem i Zbawicielem. Módlmy się więc razem do Niego:

    Panie Jezu! Wierzę w Ciebie! Wierzę, że mnie widzisz i słyszysz, bo mnie miłujesz. Staję przed Tobą ze wszystkimi moimi problemami, z moimi grzechami, z moją słabością, z moją chorobą duszy, z cierpieniami ciała. Wszystko Tobie oddaję. Czynię to z ufnością, bo powiedziałeś: Nie zdrowi potrzebują lekarza, ale chorzy i źle się mający. Nie przyszedłem powoływać sprawiedliwych, ale grzeszników. Przyjmij mnie i zbaw mnie od grzechu i od śmierci. Ty tylko masz moc zbawienia mnie. Chcę, abyś był moim Panem. Chcę Ci służyć z radością, ale jestem słaby i znów mogę upaść i stać się niewierny, ale wtedy chcę wrócić do Ciebie czym prędzej, bo wiem, że mi przebaczysz i pozwolisz zacząć od nowa. O Jezu! Dziękuję Ci za to, żeś mnie zbawił, że jesteś moim Zbawicielem. Bądź również moim Panem. Nie pozwól mi nigdy odłączyć się od Ciebie. Amen.

ks. Franciszek Blachnicki

mp/blachnicki.oaza.pl

https://www.fronda.pl/a/Ks-Blachnicki-Dobrzy-ludzie-nie-beda-zbawieni-Zbawienie-nie-zalezy-od-dobroci-5,221501.html?fbclid=IwAR0lfTkZSCWM8-blvUzjOTP15IFvIL1WCU1nvvLcaR5-nm7-w3crhg9hahs

Ksiądz Wojciech Węgrzyniak. Coraz więcej jest przekonanych, że nie trzeba być wierzący, wystarczy być dobrym.

https://deon.pl/wiara/ks-wegrzyniak-coraz-wiecej-jest-przekonanych-ze-nie-trzeba-byc-wierzacym-wystarczy-byc-dobrym,2635838?fbclid=IwAR1lo9aYRmQcuLyTubp-CHguwzT9aJBtSWJKR2aMZjrexL4NbMD-FxQD0q8

Posted in Religia | Leave a Comment »

„Umrę tutaj, umrę z pewnością. Nikt nawet nie będzie wiedział, kim jestem”. Historia Hanki Ordonówny

Posted by tadeo w dniu 11 października 2023

Katarzyna Droga31.05.2019 09:06

Mężczyźni kochali się w niej, a kobiety chciały być jak ona. Mezalians i romanse tylko windowały jej status jednej z największych gwiazd dwudziestolecia międzywojennego. Historię „Ordonki” przybliża Katarzyna Droga w książce „Hanka. Pierwsza powieść o Ordonównie”.

Hanka Ordonówna w 1925 roku (fot. NAC)

Hanka Ordonówna w 1925 roku (fot. NAC)

Znikał powoli swąd spalenizny miasta bombardowanego i obleganego. Cisza też się rozpierzchła, zastąpił ją miarowy, nienawistny, rytmiczny stukot niemieckich butów. Do Warszawy wkraczało wrogie wojsko okupanta. Kto mógł, uciekał na wschód, ale lwia część warszawiaków została. Patrzyli z bólem na rozbrajanie polskiego wojska – długą kolumnę żołnierzy, którzy podchodzili po dwóch do niemieckiego patrolu i zrzucali na ziemię swoje karabiny. Ten wąż pokonanych, odchodzących jako jeńcy bez broni był bolesnym symbolem upadku miasta. Niemcy zajmowali budynki, wieszali na murach swastyki, zamieniali polskie napisy na niemieckie. Byli wszędzie, tworzyli urzędy, rozsiadali się w kawiarniach, wzięli miasto we władanie. Nikt by nie przewidział, że może się to odbywać tak szybko i prosto: dozorca dostaje nakaz ewakuacji, lokatorzy czy właściciele – nieważne, mają opuścić mieszkania w kamienicy w kilka godzin, na Pięknej czy Szucha, na Marszałkowskiej, wszędzie, gdzie chcą teraz osiąść nowi, niemieccy panowie. Prawem starym jak świat, prawem silniejszego.

Hanka z Elą musiały przenieść się z mieszkania Tyszkiewiczów do lichej dziury na Smolnej. Jurek i Stefa Jurandotowie dostali nakaz ewakuacji z mieszkania na Poznańskiej, przenieśli się gdzieś na Złotą. Złe wieści krążyły po mieście. Powiadano, że prezydent Starzyński aresztowany. Gestapo pojawiało się w drzwiach wielu poważanych warszawiaków. Pukanie do drzwi przestało być zapowiedzią miłej wizyty przyjaciół, wywoływało dreszcz lęku. Zarządzono godzinę policyjną, ruszyły aresztowania i łapanki. Niemcy zaczęli tworzyć getto, Polacy siatkę konspiracji.  

REKLAMA

Hanka Ordonówna, Igo Sym (z prawej) i Leon Boruński w Łodzi (fot. NAC)

Okupacja niosła niespodzianki. Oto przystojny Igo Sym już na drugi dzień po wkroczeniu Niemców spacerował po Warszawie w mundurze oficera SS i namawiał kolegów z teatru do zaakceptowania nowej władzy. Niemcy także będą potrzebowali teatrów i kabaretów, to naród kulturalny, zaskakująco dobrze zorientowany w środowisku polskich aktorów, należy tylko współpracować. Niemcy rzeczywiście wiele wiedzieli, znali dorobek i repertuar artystów. Szukali Krukowskiego i Sempolińskiego za żarty o swoim wodzu, ale i Lopek, i Ludwik zapadli się pod ziemię. Grupa starych znajomych, Mira, Stefcia Górska, Fryc natknęli się na Igo Syma na Krakowskim Przedmieściu, przywitał się, zagadał, lecz Jarossy nie podał mu ręki. Stefania spuściła oczy.  

– Żydzi – rzucił pogardliwie Igo Sym – strzeżcie się teraz .

Minęło kilka dni, zanim Igo Sym wybrał się do Hanki. Pragnął namówić ją na śpiewanie dla Niemców w nowej kawiarni na Marszałkowskiej. Otworzyła mu ochoczo, lecz na widok munduru pobladła i cofnęła się w geście obrony. 

– Nie bądź głupia, Hanka – przekonywał ją – teraz trzeba przetrwać, żyć. Hitler dziś opanował Europę, jutro opanuje świat. Kto nie z nimi, zginie.

– Igo, jesteś jednym z nich?

Roześmiał się z jej naiwności, z tego zdziwienia. Od lat szpiegował dla Niemców, jeszcze kiedy razem zdobywali szczyty popularności po filmie Szpieg w masce, w którym paradoksalnie ona grała tytułowego szpiega, a on patriotę. Życie to nie film. 

– Hanka – powtarzał gorąco, przysuwał się coraz bliżej. Pochylił się do jej ust. Chciał wreszcie poczuć zwycięstwo nad jej arystokratycznym mężem, zatuszować upokorzenie, którego zaznał, gdy nie zgodziła się odejść od Michała. Mieć dla siebie i podać na tacy Niemcom piękną polską gwiazdę, to byłoby coś! – Będziemy razem grać, jak kiedyś, będziesz bezpieczna, Hanka!

Ostry ból przerwał jego słowa. Uderzyła go w twarz z całą mocą damskiej ręki. 

– Wynoś się – powiedziała krótko. – Wynoś się, skurwysynu.

Hanka Ordonówna i Igo Sym w przedstawieniu ‚Pan Minister i dessous’ (fot. NAC)

Wyszedł z dłonią przy policzku i pragnieniem zemsty w duszy. Hanka siedziała w kuchni odurzona i oniemiała. Ela przyniosła jej słabą herbatę z cukrem, położyła na chwilę dłoń na jasnej głowie siostrzenicy i nie powiedziała ani słowa. Widziała przed południem sympatycznego Jurka Jurandota z żółtą gwiazdą na ramieniu. Ukłonił się jej uprzejmie i usiłował zbyć śmiechem swoje stygmaty. „Żyjemy, pani Elu, tyle że już dostaliśmy z żoną nakaz przeprowadzki do getta. Stefcia zdrowa, a Fryca aresztowali, ale zwiał Szkopom i gdzieś się ukrywa. Proszę uściskać Hankę. I niech ucieka – szepnął – niech koniecznie ucieka na Litwę”. Nie zdążyła. Gestapo zastukało do drzwi rankiem następnego dnia. Aresztowano ją bez podawania przyczyn.  

Hanka uściskała Elżbietę, zawiązała chustkę na głowie, zsuwając ją mocno na prawą skroń, narzuciła sweter i poszła za Niemcami na Szucha. Po drodze, by odsunąć lęk, który mrowiem przebiegał jej plecy, nuciła sobie ulubiony fragment swojej Piosenki o zagubionym sercu: „Święty Antoni, Święty Antoni, serce zgubiłam pod miedzą”, bo ów święty zawsze jej sprzyjał. Usiłowała przypomnieć sobie modlitwę, ale przychodziły jej do głowy tylko własne szlagiery. I ten jeden motyw z Barona cygańskiego, słynna aria Sandora, plątał się po jej głowie: „Wielka sława to żart, książę błazna jest wart”. Roześmiała się, ile racji miał stary Strauss. Kto wiedział to lepiej niż ona, przed chwilą dziecko szczęścia, gwiazda estrady, ulubienica Warszawy w drogich futrach i mgiełce francuskich perfum. 

Niemcy związali jej ręce z tyłu, popychali kolbą karabinu, a potem siedziała upokorzona na krzesełku przed eleganckim esesmanem o idealnie wypielęgnowanych dłoniach. Pytał o coś, coraz bardziej agresywnie, ale nie słuchała. Była kompletnie bezbronna, po raz pierwszy w życiu odczuła taką przemoc, siłę, która mogła drugiego człowieka unicestwić, zamienić w miazgę. Patrzyła przed siebie i zaciskała usta. Nagle uderzył ją w twarz, policzek przeszył ból, sina pręga natychmiast zaczęła nabrzmiewać. Poczuła, jak jej stara blizna pulsuje, metaliczny smak krwi rozlał się w ustach. 

Esesman o coś pytał, ale nawet gdyby rozumiała, nie umiałaby odpowiedzieć. W głowie tłukły się jej wciąż te same słowa: „Wielka sława to żart! Wielka sława to żart!”. Gdzie były teraz jej auta, suknie, bransolety, kapelusze, kolczyki, stosy kwiatów rzucane na scenę? I gdzie był Michał?

Hanka Ordonówna (fot. NAC)

– Mąsz graf von Tyszkiewicz aresztowany – monotonnym głosem informował ją oficer. – Fryderyk Jarossy aresztowany. Pore? Porembcki aresztowany. To pani znajomi? Gdzie jest Krukowski? Gdzie ukrywa się Ludwik Semplinsky?

Straciła przytomność i osunęła się na ziemię. Kiedy przebudziła się w celi, współwięźniarka wycierała jej twarz i tłumaczyła cicho, że nie trzeba wierzyć w to, co mówią, bo kłamią, chcą złamać przesłuchiwanych. Nie poznała jednak w spuchniętej twarzy zmizerowanej kobiety słynnej hrabiny, pięknej aktorki, Hanki Ordonówny. 

*** 

Tymczasem Michał nie tylko nie został aresztowany, lecz po kilku dniach pobytu w obozie jenieckim wyszedł na wolność. Uratowało go to, że jako właściciel Ornian był obecnie obywatelem neutralnej Litwy. Powrócił do Wilna, gdzie zastał list od Eli o aresztowaniu żony, także o udziale w tym Igo Syma. Hrabia zaklął cicho, zmiął w rękach papier, zapalił papierosa. Wracać w tej chwili do Warszawy? Bez sensu, zresztą miał tu, na Litwie, ważną misję, o której nikt nie powinien się dowiedzieć.  

Wyobraził sobie delikatną Hankę w zimnej celi, z jej chorobą płuc, słabym zdrowiem i wrażliwą naturą. Ogarnęły go lęk i poczucie winy. Obiecał jej kiedyś, że cokolwiek się stanie, będzie przy niej. Czemu nie kazał jej wyjechać jeszcze w sierpniu? Siłą należało ją wywieźć! Też niemożliwe, na Hankę nie było siły. Kto mógł pomóc, kto teraz, w tych strasznych czasach mógł pomóc Tyszkiewiczom? Przebiegał myślą krewnych i starych znajomych rodziny. Wszyscy byli teraz wrogami Hitlera. Nagle wspomnienie sympatycznej twarzy Stefana, z pasją opowiadającego o swoich autach, pokrzepiło go. Żona Stefana, księżniczka Leuchtenberg, była bliską krewną włoskiej królowej, żony panującego Emanuela, sojusznika Niemców.

Stefan wciąż był w Wilnie, pomagał wielu uchodźcom. Hrabia Michał sięgnął po telefon. Fryderyk Jarossy rzeczywiście został aresztowany i rzeczywiście brawurowo zwiał Niemcom. Pomogły mu w tym jego twardy charakter i fantazja, które nie opuszczały go w więzieniu. Celę dzielił z prezydentem Starzyńskim, więc czuł się zaszczycony – tak głosił wszem wobec, i zarażał swoim optymizmem innych więźniów. Czas pomiędzy przesłuchaniami konferansjer i prezydent zajmowali sobie dysputami na temat tego, co to dalej będzie. Prezydent nie miał złudzeń, był przybity klęską Warszawy, przeczuwał długą, czarną noc okupacji i swój rychły koniec. Jarossy przeciwnie – twierdził, że jest tu tylko na chwilę i że szwabstwo w Polsce też będzie tylko na chwilę. Opowiadał o swoich żołnierskich przygodach podczas oblężenia Warszawy, bawił towarzysza niedoli dowcipami, a łzy śmiechu przy opowieści o ratowaniu brzydkich bab były chyba ostatnimi w życiu prezydenta Starzyńskiego. Z przesłuchań jednak wracał Fryderyk coraz bardziej poirytowany. Niemcy go nie bili, zachowywali się nawet uprzejmie, bo posiadał paszport austriacki, i nade wszystko pragnęli, by włożył niemiecki mundur. 

Hanka Ordonówna w towarzystwie artysty Fryderyka Jarossego (fot. NAC)

Słynny Jarossy, ulubieniec Warszawy, jako volksdeutsch – jakiż to byłby moralny triumf nad tym krnąbrnym miastem! A gdyby tak opowiedział się po ich stronie? Co mu zależało, nie był Polakiem, w ogóle był nie wiadomo kim, a niemiecki był jego rodzimym językiem.  

Odmawiał. Zaczęli używać gróźb, nazywać go węgierskim Żydem. Nie miał w sobie semickiej krwi, ale nie zaprzeczał. „W tych czasach być Żydem to zaszczyt” – powiedział bezczelnie do oficera SS. Dowiedział się, że przewiozą go na Pawiak, na śmierć. Zaczął grać na zwłokę, oznajmił, że się zastanawia, prosi o kontakt z rodziną w Austrii. Ubolewał nad zmianą warunków bytowych, on, wytworny arbiter elegancji, teraz bez wanny, bez lustra i brzytwy, by móc się ogolić. I to w czyich rękach? Niemieckich, pedantycznych! Wstyd, panowie zwycięzcy! Przynieśli mu papierosy. 

– Nie proszę o czystą bieliznę ani kosmetyki – marudził – ale zarosłem jak dziad. Kto jak kto, aryjski oficer powinien rozumieć potrzebę fryzjera. Nawet jeśli idę na śmierć… albo tym bardziej.

Oficer rozumiał. Chciał uchodzić za wielkodusznego i cywilizowanego, więc zgodził się, by po drodze na Pawiak wstąpić do salonu fryzjerskiego w Hotelu Europejskim. Z eskortą oczywiście. Tyle tylko, że Fryc znał ten hotel jak własną kieszeń. Potrzebował trzech minut, by u fryzjera zmylić eskortę, znaleźć się w labiryntach piwnic, biec, ile sił, przez salę bilardową, składy win, tajne przejścia, dopóki okrzyki „halt, halt!” nie ucichły. Zniknął w czeluściach podziemi. Dopiero kiedy oparł się wreszcie o jakiś mur budynku na Powiślu, zdyszany, zmęczony, czujny jak ścigane zwierzę, zastanowił się, gdzie iść.  

Nie wiedział, co z Zosią Terné, czy ją zwolniono, czy jest w swoim mieszkaniu, ale nawet jeśli tak było, mogli ją obserwować. Przez chwilę pomyślał o Hance, ale też pewnie była śledzona. Nie zamierzał uciekać z Warszawy, bo tu znalazł swój dom, nawet jeśli tym domem bywał głównie teatr. Fryc może i mówił od dziecka po niemiecku, ale tęsknił i kochał po polsku, tak zwierzył się kiedyś kolegom.  

Nagle uśmiechnął się sam do siebie, bo przyszła mu do głowy pewna myśl. Jeśli gdzieś nie będą go szukać, to u porzuconej kochanki. Poczekał do zmroku, a pod osłoną nocy udał się do domu Stefci Górskiej. Otrzymał pomoc, jedzenie i pomysł na ciąg dalszy, bo rodzice Stefci byli w kontakcie z Jurandotami. Fryderyk odetchnął, przetransportował się do Jerzego i Stefanii. Wyrzuceni z Poznańskiej, siedzieli teraz w małym mieszkaniu przy Złotej. Fryderyk poszedł pod wskazany adres, lecz wiedział doskonale, że w tych czasach zwykłe pukanie do drzwi budzi w ludziach dreszcz grozy. Chciał, żeby otworzono mu z uśmiechem, wystukał więc rytm znanej wszystkim tancerkom przygrywki, towarzyszącej próbom. Powtórzył. Drzwi poruszyły się, wyjrzała zza nich zaciekawiona żona Jurandota, Stefania Grodzieńska. Przyłożyła ręce do ust, by nie krzyknąć. Fryderyk stał, swobodnie oparty o ścianę, z nonszalancką miną i uśmiechał się triumfalnie. Stefania rzuciła się na szyję swojego dyrektora, wciągnęła go szybko do środka.

Hanka Ordonówna w 1938 roku (fot. NAC)

– Herbaty, szarpio afrykanskie – poprosił Fryc, bo bardzo był spragniony. – A jak masz gdzieś jakiegoś papierosa, to wybaczę ci wszystkie wpadki w Cyruliku.

„Szarpio”, tak nazywał ją jeszcze w teatrze, niby kpiąco, ale lubiła ten przydomek, chociaż nigdy nie dowiedziała się, czemu afrykańskie.

Fryc zachwycił się polskim słowem „szarpany” i tak sobie przerobił „szarpaną aktorkę” na „szarpio”. Nie zdążyła zagotować wody, kiedy wszedł jej mąż. Uściskali się serdecznie. Fryderyk zmarszczył brwi na widok żółtej gwiazdy Dawida. 

– Takie czasy – rzekł dziarsko Jurandot. – Jak widzisz, siedzimy na walizkach, mamy nakaz przeprowadzki do getta. – Pójdę z wami – powiedział Fryderyk. – Do getta? – szepnęła Stefa. – Nie jesteś Żydem! – Cicho, szarpio afrykanskie – odrzekł karcąco – jestem taki sam jak wy. Bez zadzierania nosa! Idę z wami, powiedziałem.

Po uściskach okraszonych łzami słuchał opowieści o losach kolegów. Nie wiedział o aresztowaniu Ordonki, wiadomość uderzyła go jak nowy cios. Jurandotowie opowiadali straszne rzeczy: Niemcy rozstrzelali Starzyńskiego w nieznanym miejscu, nikt nie wiedział, gdzie i w jakiej zbiorowej mogile poniewiera się ciało prezydenta Warszawy. Jerzy szepnął, że miasto nie zapomni Starzyńskiego i nigdy się nie podda, nie pogodzi się z okupacją. Powstawała siatka Armii Krajowej. Jurandot popatrzył na Fryderyka pytająco. Fryc skinął głową, bez cienia wątpliwości włączał się w walkę o swoją wybraną ojczyznę. Zaczął, jak to on, od walki słowem i humorem. Na początek, znikając z Jurandotami w odmętach warszawskiego getta, rzucił w świat dowcipną rymowankę: „Choćby i z najlepszą mapą, nie odnajdzie mnie gestapo”. Warszawiacy z rozkoszą przekazywali ją z ust do ust. 

*** 

Hanka, zgnębiona w więzieniu, nie wiedziała o tym wszystkim. Przesłuchiwano ją codziennie, wychudła, a po nocach w zimnie zaczęła znów pokasływać. „Umrę tutaj, umrę z pewnością” – szeptała zdrętwiałymi wargami. „Nikt nawet nie będzie wiedział, kim jestem”.  

Mijały kolejne dni, zlewały się w jedną ciemną noc. Hanka zwijała się w kłębek, niepewna, ile z tego, co mówią jej o aresztowaniach przyjaciół, jest prawdą. Pewnego dnia dostała gryps od współwięźniów: „Kochamy cię, Hanka, trzymaj się”. Nabrała nowych sił. Poznali ją, przynajmniej nie umrze jako anonimowa kobieta, ktoś może doniesie jej mężowi. 

Jerzy Pichelski i Hanka Ordonówna w 1933 roku (fot. NAC)

Nie wiedziała, że Michał porusza niebo i ziemię, a przede wszystkim dwór królestwa włoskiego, by wydobyć ją z Pawiaka. Nawet jeśli niebo i ziemia nie zdziałały wiele, dwór i owszem. Oto pewnego dnia oficer SS w Warszawie otrzymał telefon z samego Berlina, nakazujący zwolnić przetrzymywaną hrabinę Tyszkiewicz. Powiadano, że rozkaz wydał sam Hitler, a interweniował u niego włoski książę Emanuel, powinowaty grafa Michała.  

Oficer stał na baczność, przyjmując telefoniczny rozkaz, a Hanka tego samego dnia wyszła na wolność. Dotarła piechotą do domu, gdzie ciotka Ela ze łzami w oczach zapakowała ją do łóżka i poszła szukać w mieście odrobiny mleka, lekarstw i pożywnego jedzenia. Michał Tyszkiewicz przebywał w Wilnie i nastawał na natychmiastowy wyjazd żony na Litwę, tym bardziej że Orniany prosperowały dobrze po owocnym lecie.  

Elżbieta odpisywała, że Hanka ruszy natychmiast, gdy nabierze sił i ozdrowieje, bo wycieńczona w więzieniu, przechodziła silne zapalenie oskrzeli. Choroba osłabiła ją tak bardzo, że lekarz zabronił podróży. 

Dopiero w marcu czterdziestego roku udało się jej wyjechać z okupowanego miasta. Wychudzona, ale już silniejsza wyruszyła wreszcie pociągiem na Litwę, bez zapowiedzi, bez telegramów, bo nastały czasy, w których lepiej było nikomu nie opowiadać o swoich planach.  

Dotarła do Wilna. Miasto wydało się jej spokojne, jeszcze nietknięte smagnięciem wojny jak Warszawa. Zapadał zmrok, gdy dotarła do willi Tyszkiewiczów przy placu Łukiskim. Przyjaźnie skrzypnęły drzwi, szwajcar ukłonił się i uśmiechnął, gdy powiedziała, że wejdzie bez zapowiedzi. Cicho stąpała po znajomych schodach, poczciwy jamnik Fred wstał tylko i zamachał ogonem przyjaźnie, nawet nie zaszczekał. Michał siedział w gabinecie, pochylony nad jakimiś papierami. Nie poznał jej w pierwszej chwili, lecz już w następnej tulił płaczącą bezgłośnie, tulił i sam łykał łzy. Była krucha jak ptak, lekka, gdy niósł ją po schodach i wołał służbę, by szybko szykować na kolację rosół i pierogi. I na rano samochód do podróży. 

– W Ornianach – mówił – szybko dojdziesz do siebie, Hanko. Tam jeszcze nie dotarła wojna, mamy zapasów w bród. W Ornianach. już wiosnę trochę widać, zaraz Weronka napali w kominku, w twojej sypialni. Hanka! No nie płacz, jesteś w domu, Hanka!

Nie chciała płakać, zresztą po co, była szczęśliwa w jego ramionach. A jednak napięcie narastające od wielu tygodni widać pękło i zanosiła się łzami, jakby miały oczyścić duszę ze złych wspomnień. Mąż przytulał ją, całował włosy i bliznę na skroni, i chociaż przeczuwał, że wojna wtargnie i na Litwę, miał nadzieję, że to koniec ich nieszczęść. Mylił się. 

Książka Katarzyny Drogi ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak Literanova (fmat. prasowe)

https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177343,24840588,umre-tutaj-umre-z-pewnoscia-nikt-nawet-nie-bedzie-wiedzial.html#s=amtpc_FB_Historia

Posted in SYLWETKI, Wspomnienia | Leave a Comment »

Ruiny Królewskiego Kurganu

Posted by tadeo w dniu 28 września 2023

Gdy światło przebiło się przez wilgotną ciemność, to, co zobaczył Anton, prawdopodobnie odebrało mu mowę. Później opisał to jedyne w swoim życiu doświadczenie w następujący sposób… „Ogromne ściany tworzyły wejście do grobowca… kopiec składa się z grobowca i długiego korytarza wykonanego z boniowanych płyt. Komora grobowa zbudowana jest na skale. W planie jest prawie kwadratowy. Ściany składają się z 10 rzędów muru; na poziomie piątego rzędu stopniowo zamieniają się w schodkową kopułę okrągłą. Wysokość komory wynosi prawie 9 m…”

Kurgan to rosyjskie słowo oznaczające kopiec grobowy, a ten kopiec ma prawie 20 metrów wysokości! Wiele warstw gliny, glonów i gruzu pokrywa wewnętrzną strukturę pod spodem i chroni ją przed erozją w wyniku opadów atmosferycznych. Wejście znajduje się po południowej stronie kopca, a kamieniarka jest wykonana z wapienia.

W 1856 roku szwajcarski artysta Carlo Bossoli odwiedził Królewski Kurgan i namalował swoje doświadczenia. Jak widać, Carlo siedział głęboko na drugim końcu kopca w tak zwanym grobowcu i malował widok, który widział, patrząc w stronę południowego wejścia… Zwróć uwagę na precyzyjną architekturę bez zaprawy, długi korytarz wykonany z boniowanych płyt i jak stopniowo łączy się w okrągłą kopułę ze wspornikami.

Archeolog Anton Ashick napisał również: „Jeśli spojrzysz wstecz na komnatę grobowca, odkryjesz, że wyjście wydaje się być znacznie dalej niż odległość do grobowca na zewnątrz. Efekt ten osiągnięto poprzez nierówną szerokość i nierównoległość ścian dromos. Jest prawdopodobne, że starożytni Grecy celowo chcieli osiągnąć taki efekt: droga do zaświatów jest blisko, ale wyjście z niej wydaje się tak odległe”.

Teraz Anton oczywiście założył, na podstawie tego zeznania, że starożytni Grecy zbudowali tę budowlę. Najprawdopodobniej wynika to z faktu, że Kercz powstał około 2600 lat temu jako starożytna kolonia grecka. Jednak Kercz jest uważany za jedno z najstarszych miast na Krymie, a wykopaliska archeologiczne w pobliżu miasta wykazały, że obszar ten był zamieszkany już w XVII wieku p.n.e.

Q. Środowisko akademickie głównego nurtu zakłada, że Królewski Kurgan był miejscem spoczynku władcy Królestwa Bosporańskiego gdzieś pomiędzy 400 a 300 rokiem p.n.e.…. czy… jest dużo, dużo starszy?

P: Czy to ogromne rozmiary Królewskiego Kurganu skłoniły archeologów do wniosku, że ta budowla została zbudowana przez króla i dla niego, i dlatego w ogóle tak ją nazwali?

Anton Ashik nie wspomniał o tym ani nie znalazłem żadnej wzmianki o tym, że podczas wykopalisk w 1837 roku odnaleziono sarkofagi lub szkielety.

P: Czy ten kopiec został całkowicie splądrowany w starożytności?

Na początku XIX wieku na Półwyspie Kerczeńskim znajdowało się ponad dwa tysiące kopców, ale niestety większość z nich prawie zniknęła. Szacuje się, że są równie stare lub starsze niż Królewski Kurgan, prawie wszystkie inne kurhany wydają się gorsze pod względem metod budowy, ponieważ wykorzystują wyłącznie drewno, skały i błoto, a nie precyzyjną architekturę bezzaprawową, jak widać w przypadku Królewskiego Kurganu.

P. Dlaczego kopiec Królewskiego Kurganu tak spektakularnie różni się od innych kopców w regionie?

Niektórzy mogliby szybko odpowiedzieć, że te inne kurhany musiały zostać wzniesione dla zwykłych ludzi tamtych czasów, ale tak nie jest, ponieważ środowisko akademickie głównego nurtu uważa, że te inne kopce są grobowcami scytyjskiej rodziny królewskiej, która rządziła równinami regionie 3000 lat temu. Wewnątrz innych Kurganów znaleziono ogromne ilości przedmiotów z czystego złota, przedstawiających pierwotne bitwy pomiędzy potworami i zwierzętami. Wiele mumii odkopanych w środku było pokrytych tatuażami i najwyraźniej należały do klasy rządzącej.

Wewnątrz spiralny sufit
P: Czy te inne Kurgany, Scytowie, są najlepszą próbą naśladowania splendoru Królewskiego Kurganu, podobną do tej, którą widzimy w Peru – gdzie niewielka konstrukcja z nieobrobionego kamienia/zaprawy glinianej jest zbudowana wokół doskonałej precyzji bezzaprawowej architektury, która wydaje się ją poprzedzać?

Niektóre elementy Królewskiego Kurganu wyglądają niesamowicie podobnie do Wielkiej Galerii Wielkiej Piramidy… lub podziemnej studni Santa Cristina na Sardynii…
Archeolog Anton Ashik poczynił intrygujący komentarz, że „Wszystkie bloki krypty i dromos zostały ułożone na sucho, bez spoiwa. W wielu miejscach na ścianach zachowały się ślady instrumentu – małe prostokątne żłobienia w ścianach…”

P: Czy Anton opisuje tutaj ślady pozostawione po jakiejś formie zaginionej technologii, której starożytni architekci używali do budowy tego megalitycznego arcydzieła?

Należy jeszcze wspomnieć, że w całym regionie Morza Czarnego znaleziono starożytne szkielety posiadające dziwne, wydłużone czaszki, bardzo podobne do tych widzianych w miejscach takich jak Paracas w Peru. Wydaje się, że wiele z tych czaszek ma około 25% większą masę czaszki niż normalne ludzkie czaszki… Obecnie zagłówki kołysek mogą przypominać kształt czaszki, ale nie mogą wytworzyć większej masy czaszki, jak się wydaje… Wydłużone czaszki takie jak te zostały zbadane znalezione w pobliżu obszaru Kurganu Królewskiego w miejscach takich jak Arkaim, Omsk, Piatigorsk, Kisłowodzk i Jakowenkowo.

P: Czy istnieje związek pomiędzy tymi starożytnymi ludźmi lub humanoidami o wydłużonych czaszkach a precyzyjnym megalitem znanym jako Królewski Kurgan? Czy Królewski Kurgan mógł zostać zbudowany jako miejsce spoczynku jednego z tych humanoidów?

Tyle pytań, a kilka rzeczy jest pewnych. Królewski Kurgan to starożytne arcydzieło architektury, które kryje wiele tajemnic i mamy szczęście, że wciąż stoi.

Obejrzyj poniższą wersję wideo.

Posted in Historia | Leave a Comment »

Najpotężniejsza broń szatana

Posted by tadeo w dniu 25 września 2023

Kiedyś C.S. Lewis mawiał, że ludzie wierzą w diabła albo zbyt słabo, albo zbyt gorliwie.  Papież Pius XII przestrzegał, że grzechem obecnych czasów staje się utrata poczucia grzechu.  W latach 60. XX wieku Papież Paweł VI napisał, że największym zwycięstwem szatana jest to, że ludzie przestali o nim mówić, myśleć i wierzyć w jego istnienie. Obecnie…

Posted in Religia | Leave a Comment »

Nie trzeba bać się śmierci. Trzeba bać się zmarnować swoje życie.

Posted by tadeo w dniu 24 września 2023

Do siedzącego przy śniadaniu w szpitalnej stołówce Centrum Onkologii zamyślonego księdza podszedł mocno wychudzony chłopak w kraciastej piżamie ze swoim skromnym posiłkiem na tacy:

– Można się do księdza dosiąść?

– Jasne – przytaknął jakby nadal nieobecny facet w koloratce.

– Ksiądz tutaj to do kogoś, czy ze sobą? – kontynuował pytania chłopak.

– Ze sobą, ale to początek drogi – odpowiedział ksiądz wciągając się w rozmowę – Z lekarzem już wiemy, że jest, ale nie wiemy z jakiej grupy i w jakim stopniu rozwoju.

– Ksiądz się nie martwi – uśmiechnął się chłopak – Niech ksiądz żyje najzwyczajniej normalnie jak dotąd.

– A czy teraz ja mogę ci zadać pytanie? – zwrócił się z badawczym wzrokiem ksiądz, który był pewien, że siedzący przed nim łysy młodzieniec przypominający bardziej cień człowieka o niemal trupim wyglądzie skóry musi być onkologicznym pacjentem dość długo.

– Niech ksiądz pyta. Powiem jak na spowiedzi – roześmiał się chłopak.

Ksiądz dość niepewnie jakby wiedział, że o pewne rzeczy nie wypada wypytywać mimo wszystko zapytał przyciszonym głosem:

– Jesteś młody, bardzo młody i tak bardzo chory. Nie masz o to żalu? Żalu do Boga? Żalu do świata? Żalu do losu?.

– Proszę Księdza, mam obecnie 21 lat i choruję na raka od 16 roku życia – zaczął odpowiadać młodzieniec, jakby przygotowany na to pytanie – I nic lepszego nie mogło mi się przytrafić.

Jak miałem 14 lat mój tata wyprowadził się do młodszej kobietki niż mama. Moje gimnazjum – szkoda gadać – myślałem, że tak mało zgranej społeczności szkolnej nie ma na świecie. A ja? Wypieszczony jedynak. Spadochroniarz z podstawówki. Taki typowy gnojek bez ambicji, bez chęci do nauki i bez chęci do pobożnego życia. Właściwie bez chęci do normalnego życia. Proszę mi wierzyć księże, że mimo bierzmowania wcale mi też nie było z Panem Bogiem po drodze.

I przyszła zmiana.

Kiedy zachorowałem rodzice umówili się, że będą mnie odwiedzać w klinice naprzemiennie, aby nawet się nie spotkać na szpitalnym korytarzu, ale ekonomia wzięła górę i tata zaproponował, że skoro codziennie do mnie przyjeżdża, to może zabierać matkę po drodze. Po jednym z powrotów ode mnie tata wysadzając mamę pod blokiem zapytał czy może wrócić. Wrócił I tak już zostało. Po roku urodził mi się braciszek, a lekarz zgodził się na przepustkę, abym został chrzestnym. Wiem, że nie zdążę założyć własnej rodziny, ale mam już dzieciaka jak swojego i do tego brata! I mogę się cieszyć z jego rozwoju, śledzić jak rośnie i jakie robi postępy. I jestem przekonany, że jak mnie już nie będzie, to będzie komu jeździć na mojej deskorolce, a rodzice na starość nie zostaną sami.

A w gimnazjum z powodu mojej choroby najpierw zintegrowała się moja klasa, a wkrótce cała szkoła… Bal charytatywny jeden, drugi… Rozgrywki sportowe… Aukcje przedmiotów i autografów jakiś sławnych ludzi, którzy pewnie mnie nie znają… Mi już żadna kasa nic nie pomoże, a oni tak się rozkręcili, że chcą dalej wspólnie działać.

Proszę księdza – zawsze chciałem mieć tatuaż na łydce, ale matka twierdziła, że to gadżet kryminalistów. I niech Ksiądz spojrzy jaka plecionka. Gdybym nie zachorował mógłbym sobie ją z głowy wybić młotkiem.

I chyba najważniejsze: uważam, że jest ogromnym przywilejem wiedzieć, że miesiące, tygodnie i dni się kończą. I w pewnym momencie okazało się, że jestem taki uprzywilejowany, że już nic nie da się zrobić.

Po pierwsze – swoje dni przestałem marnować na głupoty, na kłótnie, na uprzykrzanie życia innym. W miarę możliwości naprawiłem wyrządzone szkody i napisałem kilka listów do ludzi, których skrzywdziłem – w tym do mojej wychowawczyni.

Po drugie – rozdysponowałem też swoje rzeczy i nagrałem komórką kilka godzin monologu z myślą o moim braciszku. Jestem też przygotowany na spotkanie z Bogiem odnawiając życie sakramentalne i zaprzyjaźniając się z Matką Bożą przez codzienny różaniec póki sił mi starczy.

Proszę księdza – aż trudno w to uwierzyć, ale ten mój nowotwór przyniósł w życiu tyle dobra. Nie trzeba bać się śmierci. Trzeba bać się zmarnować swoje życie.

.

* Michał zmarł w niespełna 4 miesiące po tej rozmowie – w Święto Matki Bożej Różańcowej – 7 października.

Posted in POLECAM, Religia, Znalezione w sieci, Świadectwa | Leave a Comment »

Czego żałują umierający?

Posted by tadeo w dniu 20 września 2023

Przeprowadziłam na tamtą stronę tysiące pacjentów
  1. Tego, że nie zdążyli kogoś przeprosić, czegoś wyjaśnić, gdzieś pojechać, czegoś jeszcze spróbować.
  2. Że gonili, nie celebrowali chwil, nie potrafili cieszyć się drobnymi i dużymi radościami.
  3. Że stawiali na tytuły i pieniądze, a nie na relacje.
  4. Że poświęcali czas na zdobywanie kolejnej rzeczy, na przygotowywanie sobie życia tak, żeby było wygodne i dostatnie – a zabrakło czasu na samo życie.

https://plus.gazetakrakowska.pl/przeprowadzilam-na-tamta-strone-tysiace-pacjentow/ar/c15-12620675

Posted in POLECAM, Znalezione w sieci, Świadectwa | Leave a Comment »

Za wiarę : prawdziwe zdarzenie z życia unitów

Posted by tadeo w dniu 19 września 2023

Posted in Książki (e-book), Religia, Unici, Wspomnienia | Leave a Comment »

„Smutna dola”. Obrazek z życia ludu wiejskiego na Rusi

Posted by tadeo w dniu 19 września 2023

https://www.szukajwarchiwach.gov.pl/de/jednostka/-/jednostka/6539976

Posted in Historia, Moja mała Ojczyzna, Unici, Wspomnienia | Leave a Comment »

Unici z Podlasia

Posted by tadeo w dniu 19 września 2023

W dzieciństwie słysząc o Unitach utożsamiałem ich z Kościołem prawosławnym. W przekonaniu takim trwałem do chwili, gdy interesując się genealogią szukałem informacji na temat swoich przodków. Wiem, że nadal wiele osób, również potomków Podlasiaków, którzy wśród przodków mają Unitów, nadal nie jest świadoma jaka była Ich codzienność pod koniec XIX wieku. Aby przybliżyć ich historię cofniemy się do historii chrześcijaństwa gdy nastąpił jego rozłam. Jego przyczyny są złożone, a proces ten rozłożony był na wiele lat. W efekcie powstały m.in. dwa największe istniejące obecnie wyznania chrześcijańskie, wschodnie prawosławie podległe pod Konstantynopol oraz zachodni katolicyzm podległy pod Rzym. W późniejszych latach podejmowano próby aby oba Kościoły połączyć, co nie było łatwe. Udało się tego dokonać w roku 1596 w Brześciu, efektem czego Kościół prawosławny na terenie Rzeczpospolitej zachowując wschodnią liturgię przeszedł pod jurysdykcję papieską w Rzymie. Zawarta Unia miała wielu przeciwników, jednak w Rzeczpospolitej wiele, jeżeli nie większość wyznawców prawosławia przeszła na katolicyzm. Unici, oficjalnie nazywani greko-katolikami potępiani byli przez Kościół prawosławny oraz carat co wielokrotnie przekładało się na ciągłą walkę. W miarę upływu czasu po rozbiorze Rzeczpospolitej carat rosyjski rozpoczął systematyczną likwidację będącego na podległym sobie terenie Kościoła Unickiego. Diecezje będące na obecnych terenach Litwy, Białorusi i części Ukrainy zlikwidowano do 1835 r. Działania te napotkały opór, jednak wierni, mieli wtedy możliwość wyboru wyznania, mogli przejść do Kościoła prawosławnego lub Rzymsko-katolickiego i likwidacja ta nie odcisnęła piętna, takiego jak jego końcowe stadium. Ostatnią diecezją, która dostała się pod rosyjskie panowanie była diecezja chełmska. Jej granice sięgały od okolic Sokołowa Podlaskiego na północy do Tomaszowa Lubelskiego i Krzeszowa na południu. Ostateczne rozwiązanie tego Kościoła miało miejsce w 1875 roku, a wszystkich wiernych zaczęto „nawracać” na prawosławie.

Działania te przeprowadzono z pobudek politycznych, gdzie po powstaniu styczniowym rozpoczęto rusyfikację i zamierzano wykazać jej skuteczność. Prawosławnych utożsamiano z Rosją, natomiast katolików z Polską. Aby wykazać statystyczną przewagę ludności przychylnej Rosji, nie zezwolono Unitom na wybór wyznania lecz z urzędu przypisano ich do prawosławia. Unici, pomimo liturgii zbieżnej z prawosławiem z przekonania byli katolikami oraz Polakami przez co stawiali zaciekły opór carskiej władzy.
W dzisiejszych czasach „Oporni” kojarzeni są najczęściej z beatyfikowanymi przez Jana Pawła II w 1996 r. Męczennikami z Pratulina, jednak pratulińscy Unici, to jedynie symbol znęcania się, terroryzowania i mordowania tej ludności z Podlasia (obecnie geograficznego Południowego Podlasia). Opisy zachowania prześladowców budzą grozę, podobne odczucia można odnieść przy poświęceniu, wytrwałości i oporze stawianym przez Unitów. Największe nasilenie prześladowań miało miejsce w pierwszym okresie po zlikwidowaniu diecezji, jednak stan ten utrzymywał się do roku 1905, aż wydano dekret o tolerancji religijnej, w którym zezwolono Unitom na przystąpienie do Kościoła Rzymsko-katolickiego. Do czasu upadku II RP wydano wiele opracowań i książek na ten temat, jedną z nich jest:

Za świętą wiarę : Łzy unickie

Broszura autorstwa Edmunda Jezierskiego wydana w 1916 roku w wielkim skrócie opisuje losy Unitów z Podlasia bezpośrednio po likwidacji ich Kościoła. Autor wymieniając kolejno podlaskie miejscowości: „Biała, Choroszczyn, Ortel Książęcy, Cicibór, Żukowce, Hrud, Kłoda, Łomazy, Piszczac, Kodeń, Janów, Pratulin, Kornica, Mszanna, Prochenki, Makarówka, Witulin, Konstantynów, Gnojno, Swory, Krzyczew, Łysów, Leśna, Dręlów, Międzyrzec, Rudno, Kolembrody, Dołha, Hołubla, Czekanów, Czołomyje, Sokołów, Sereczyn, Łazów, Rogów, Grudek, Grodzisko, Włodawa, Horodyszcze, Orchówek, Zbereże, Ostrów, Uścimów, Leszczynka, Rozwadówka, Wisznice, Hołowno, Opole, Lubień, Parczew, Kodeniec” doskonale oddaje skalę prześladowań. Następnie przy miejscowościach tych opisuje w dużych skrótach potworności dokonywanych prześladowań „… bito ich w okrutny sposób, okładano karami (pieniężnymi) doprowadzając do nędzy … kopano, wybijano zęby, osadzano w więzieniu … batożono, poczem część wysłano w głąb Rosji, gdzie pomarli … trzymano na mrozie dniami i nocami, ściągano kary, wyrzucając z domów, zabierając cały dobytek … do bezbronnego i modlącego się ludu strzelać zaczęło … spędziwszy nieszczęsnych mieszkańców na pola śniegiem okryte, rozkazali apostołowie prawosławia trzymać ich tam od świtu do późnej nocy, na wichrze, deszczu i śniegu przez cale trzy tygodnie, przyczem nahajki nie ustawały pracować … Marjannie Waszczuk, której maż był wysłany, za to że nie chciała dzieci ochrzcić na prawosławną religię, strażnicy tak zbili w nieobecności matki 12-letnią córkę, broniącą dziecię, że została kaleką. Dziecię porwali i ochrzcili przemocą, matce zaś za karę zabrali cały dobytek. W dwa lata potem wykradli jej trzyletniego chłopca … przybył naczelnik z popem i zaczęli lud nawracać na prawosławie, odpowiedziała im śmiało mała dziewczynka, Teresa Midzicka. Bić ją za to zaczęto bez litości tak, że ciało odpadało od kości … 70 letniego starca Józafaciuka sam naczelnik zbił tak, że wkrótce umarł. Umarło też dwóch jeszcze … Nie mogąc poradzić z ludźmi, zabrano się do męczenia bydła … gdy mężczyzn zabrano do więzienia, bito kobiety … batożono ludność tak, że kozacy pomimo mrozów rozdziewać się musieli do koszuli ze zmęczenia … Antoninie Bartoszuk strażnicy połamali ręce i palce u rak i nóg i wyrwali włosy z głowy, a Katarzynie Jaromczuk również połamali ręce i palce, wybili zęby, poranili głowę i twarz. Z trudem udało się uratować im życie”. To tylko fragmenty, podobnych opisów bestialstwa jest dużo więcej wraz z kontrastującymi opisami oporu stawianego przez Unitów. Krótkie wzmianki o poszczególnych miejscowościach i wydarzeniach, jak np. „W par. Kłoda, gdy policja i kozacy przekonywać zaczęli biednego wyrobnika, Józefa Koniuszewskiego, by ochrzcił dziecię swe w cerkwi prawosławnej, gdy już bicie przekroczyło wszelką granicę, nieszczęśliwy ten człowiek wolał raczej spalić się w izbie z żoną i dziećmi, niż uledz ich prześladowaniom”, mogą stanowić wprowadzenie do kolejnej lektury. Szczegóły zacytowanej historii znajdziemy w książce pt.

Józef Koniuszewski:
wspomnienie z czasów prześladowania Unitów na Podlasiu

Jest to opowiadanie autorstwa Józefa Barwińskiego (1849-1883) wydanego pod pseudonimem „Nadbużanin” przez „Gazetę Polską” W. Dyniewicza w Chicago, w 1878 roku. Opowiadanie doskonale odzwierciedla stawiany przez Unitów opór i ich postawę gotową na największe poświęcenie. Kolejna historia, tym razem o anonimowej bohaterce, to wydane w 1917 roku opowiadanie autorstwa Marii Gerson-Dąbrowskiej (1869-1942) pt.

Za co? Obrazek z życia unitów.

To opowieść o Kasi pochodzącej z okolic Włodawy, która w pierwszych latach prześladowań pod przymusem ochrzczona została w cerkwi prawosławnej. Jej losy znakomicie oddają psychiczne „zmęczenie” i rezygnację z godnego życia, będącą skutkiem prześladowań, których była świadkiem. W Bialskiej Bibliotece Cyfrowej jak i innych miejscach znajdziemy wiele pozycji opisujących tragedie z tamtych lat.
Genealodzy szukający przodków w tych rejonach, w książkach tych mogą znaleźć informacje, w których opisywane są losy i przeżycia autentycznych osób, w większości zwykłych „chłopów”, często już zapomnianych. Historie te pomagają również zrozumieć, dlaczego z okresu trzydziestolecia prześladowań brak jest metryk większości byłych Unitów, którzy w 1905 roku po dekrecie o tolerancji religijnej całymi rodzinami szli do kościołów Rzymsko-katolickich gdzie przyjmowali „zaległe” sakramenty chrztu i ślubu. Ilość tych sakramentów mówi wszystko, dla przykładu w parafii Rzymsko-katolickiej w Huszlewie udzielono:
– 121 chrztów w 1904 r., a po wydanym dekrecie w 1905 r. aż 1166.
– 16 ślubów w 1904 r., w 1905 r. aż 409.

Z upływem czasu Unici przestali istnieć, w większości powiększając parafie Rzymsko-katolickie. Po zakończeniu I wojny światowej w II RP usiłowano przywrócić poprzedni stan tworząc Kościół neounicki, jednak niewiele później II wojna światowa przerwała ten proces, a komunizm zniszczył go prawie całkowicie. Do obecnych czasów na terenie całej RP przetrwała jedynie cerkiew w Kostomłotach, jedyna na świecie katolicka parafia neounicka obrządku bizantyjsko-słowiańskiego.

Kostomłoty, 18 maja 2013 r.

Portret papieża, to wizualna różnica
pomiędzy cerkwią neounicką, a prawosławną
proboszcz parafii w Kostomłotach
ks. Zbigniew Nikoniuk

Autor: MirekCz 22:59 

Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest

http://poszukiwniagenealogiczne.blogspot.com/2015/03/unici-z-podlasia.html

Posted in Historia, Moja mała Ojczyzna, Unici, Wspomnienia | Leave a Comment »

Józef Koniuszewski : wspomnienie z czasów prześladowania Unitów na Podlasiu

Posted by tadeo w dniu 19 września 2023

Posted in Historia, Książki (e-book), Moja mała Ojczyzna, Unici, Wspomnienia, Świadectwa | Leave a Comment »

Licz na tych, którzy nie zawodzą

Posted by tadeo w dniu 19 lipca 2023

Posted in Religia, Znalezione w sieci, Święci obok nas | Leave a Comment »