WIERZE UFAM MIŁUJĘ

„W KAŻDEJ CHWILI MEGO ŻYCIA WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ” — ZOFIA KOSSAK-SZCZUCKA

  • Słowo Boże na dziś

  • NIC TAK NIE JEST POTRZEBNE CZŁOWIEKOWI JAK MIŁOSIERDZIE BOŻE – św. Jan Paweł II

  • Okaż mi Boże Miłosierdzie

  • JEZU UFAM TOBIE W RADOŚCI, JEZU UFAM TOBIE W SMUTKU, W OGÓLE JEZU UFAM TOBIE.

  • Jeśli umrzesz, zanim umrzesz, to nie umrzesz, kiedy umrzesz.

  • Wspólnota Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia

  • WIELKI POST

  • Rozważanie Drogi Krzyżowej

  • Historia obrazu Jezusa Miłosiernego

  • WIARA TO NIE NAUKA. WIARA TO DARMO DANA ŁASKA. KTO JEJ NIE MA, TEGO DUSZA WYJE Z BÓLU SZUKAJĄC NAUKOWEGO UZASADNIENIA; ZA LUB PRZECIW.

  • Nie wstydź się Jezusa

  • SŁOWO BOŻE

  • Tak mówi Amen

  • Książki (e-book)

  • TV TRWAM

  • NIEPOKALANÓW

  • BIBLIOTEKA W INTERNECIE

  • MODLITWA SERCA

  • DOBRE MEDIA

  • Biblioteki cyfrowe

  • Religia

  • Filmy religijne

  • Muzyka religijna

  • Portal DEON.PL

  • Polonia Christiana

  • Muzyka

  • Dobre uczynki w sieci

  • OJCIEC PIO

  • Św. FAUSTYNA

  • Jan Paweł II

  • Ks. Piotr Pawlukiewicz

  • Matka Boża Ostrobramska

  • Moje Wilno i Wileńszczyzna

  • Pielgrzymka Suwałki – Wilno

  • Zespół Turgielanka

  • Polacy na Syberii

  • SYLWETKI

  • ŚWIADECTWA

  • bEZ sLOGANU2‏

  • Teologia dla prostaczków

  • Wspomnienia

  • Moja mała Ojczyzna

  • Zofia Kossak

  • Edith Piaf

  • Podróże

  • Czasopisma

  • Zdrowie i kondyncja

  • Znalezione w sieci

  • Nieokrzesane myśli

  • W KAŻDEJ CHWILI MOJEGO ŻYCIA WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ.

  • Prezydent Lech Kaczyński

  • PODRÓŻE

  • Pociąga mnie wiedza, ale tylko ta, która jest drogą. Wiedza jest czymś wspaniałym, ale nie jest najważniejsza. W życiu człowieka najważniejszym jest miłość – prof. Anna Świderkówna

  • Tagi wpisów

    A.Zybertowicz A.Świderkówna Anna German Bł.K. Emmerich Bł. KS. JERZY Bł.M.Sopoćko Dąbrowica Duża Edith Piaf Jan Pospieszalski Jarosław Marek Rymkiewicz kard.Stefan Wyszyński Kardynał H. Gulbinowicz Kijowiec Kodeń Koniuchy ks.A.Skwarczyński Ks.Tymoteusz M.Rymkiewiecz Prof.Kieżun tv media W.Cejrowski Z.Gilowska Z.Kossak Z.Krasnodębski Św.M. Kolbe Żołnierze wyklęci
  • Cytat na dziś

    Dostęp do internetu ujawnia niewyobrażalne pokłady ludzkiej głupoty.

Archive for the ‘Unici’ Category

Za wiarę : prawdziwe zdarzenie z życia unitów

Posted by tadeo w dniu 19 września 2023

Posted in Książki (e-book), Religia, Unici, Wspomnienia | Leave a Comment »

„Smutna dola”. Obrazek z życia ludu wiejskiego na Rusi

Posted by tadeo w dniu 19 września 2023

https://www.szukajwarchiwach.gov.pl/de/jednostka/-/jednostka/6539976

Posted in Historia, Moja mała Ojczyzna, Unici, Wspomnienia | Leave a Comment »

Unici z Podlasia

Posted by tadeo w dniu 19 września 2023

W dzieciństwie słysząc o Unitach utożsamiałem ich z Kościołem prawosławnym. W przekonaniu takim trwałem do chwili, gdy interesując się genealogią szukałem informacji na temat swoich przodków. Wiem, że nadal wiele osób, również potomków Podlasiaków, którzy wśród przodków mają Unitów, nadal nie jest świadoma jaka była Ich codzienność pod koniec XIX wieku. Aby przybliżyć ich historię cofniemy się do historii chrześcijaństwa gdy nastąpił jego rozłam. Jego przyczyny są złożone, a proces ten rozłożony był na wiele lat. W efekcie powstały m.in. dwa największe istniejące obecnie wyznania chrześcijańskie, wschodnie prawosławie podległe pod Konstantynopol oraz zachodni katolicyzm podległy pod Rzym. W późniejszych latach podejmowano próby aby oba Kościoły połączyć, co nie było łatwe. Udało się tego dokonać w roku 1596 w Brześciu, efektem czego Kościół prawosławny na terenie Rzeczpospolitej zachowując wschodnią liturgię przeszedł pod jurysdykcję papieską w Rzymie. Zawarta Unia miała wielu przeciwników, jednak w Rzeczpospolitej wiele, jeżeli nie większość wyznawców prawosławia przeszła na katolicyzm. Unici, oficjalnie nazywani greko-katolikami potępiani byli przez Kościół prawosławny oraz carat co wielokrotnie przekładało się na ciągłą walkę. W miarę upływu czasu po rozbiorze Rzeczpospolitej carat rosyjski rozpoczął systematyczną likwidację będącego na podległym sobie terenie Kościoła Unickiego. Diecezje będące na obecnych terenach Litwy, Białorusi i części Ukrainy zlikwidowano do 1835 r. Działania te napotkały opór, jednak wierni, mieli wtedy możliwość wyboru wyznania, mogli przejść do Kościoła prawosławnego lub Rzymsko-katolickiego i likwidacja ta nie odcisnęła piętna, takiego jak jego końcowe stadium. Ostatnią diecezją, która dostała się pod rosyjskie panowanie była diecezja chełmska. Jej granice sięgały od okolic Sokołowa Podlaskiego na północy do Tomaszowa Lubelskiego i Krzeszowa na południu. Ostateczne rozwiązanie tego Kościoła miało miejsce w 1875 roku, a wszystkich wiernych zaczęto „nawracać” na prawosławie.

Działania te przeprowadzono z pobudek politycznych, gdzie po powstaniu styczniowym rozpoczęto rusyfikację i zamierzano wykazać jej skuteczność. Prawosławnych utożsamiano z Rosją, natomiast katolików z Polską. Aby wykazać statystyczną przewagę ludności przychylnej Rosji, nie zezwolono Unitom na wybór wyznania lecz z urzędu przypisano ich do prawosławia. Unici, pomimo liturgii zbieżnej z prawosławiem z przekonania byli katolikami oraz Polakami przez co stawiali zaciekły opór carskiej władzy.
W dzisiejszych czasach „Oporni” kojarzeni są najczęściej z beatyfikowanymi przez Jana Pawła II w 1996 r. Męczennikami z Pratulina, jednak pratulińscy Unici, to jedynie symbol znęcania się, terroryzowania i mordowania tej ludności z Podlasia (obecnie geograficznego Południowego Podlasia). Opisy zachowania prześladowców budzą grozę, podobne odczucia można odnieść przy poświęceniu, wytrwałości i oporze stawianym przez Unitów. Największe nasilenie prześladowań miało miejsce w pierwszym okresie po zlikwidowaniu diecezji, jednak stan ten utrzymywał się do roku 1905, aż wydano dekret o tolerancji religijnej, w którym zezwolono Unitom na przystąpienie do Kościoła Rzymsko-katolickiego. Do czasu upadku II RP wydano wiele opracowań i książek na ten temat, jedną z nich jest:

Za świętą wiarę : Łzy unickie

Broszura autorstwa Edmunda Jezierskiego wydana w 1916 roku w wielkim skrócie opisuje losy Unitów z Podlasia bezpośrednio po likwidacji ich Kościoła. Autor wymieniając kolejno podlaskie miejscowości: „Biała, Choroszczyn, Ortel Książęcy, Cicibór, Żukowce, Hrud, Kłoda, Łomazy, Piszczac, Kodeń, Janów, Pratulin, Kornica, Mszanna, Prochenki, Makarówka, Witulin, Konstantynów, Gnojno, Swory, Krzyczew, Łysów, Leśna, Dręlów, Międzyrzec, Rudno, Kolembrody, Dołha, Hołubla, Czekanów, Czołomyje, Sokołów, Sereczyn, Łazów, Rogów, Grudek, Grodzisko, Włodawa, Horodyszcze, Orchówek, Zbereże, Ostrów, Uścimów, Leszczynka, Rozwadówka, Wisznice, Hołowno, Opole, Lubień, Parczew, Kodeniec” doskonale oddaje skalę prześladowań. Następnie przy miejscowościach tych opisuje w dużych skrótach potworności dokonywanych prześladowań „… bito ich w okrutny sposób, okładano karami (pieniężnymi) doprowadzając do nędzy … kopano, wybijano zęby, osadzano w więzieniu … batożono, poczem część wysłano w głąb Rosji, gdzie pomarli … trzymano na mrozie dniami i nocami, ściągano kary, wyrzucając z domów, zabierając cały dobytek … do bezbronnego i modlącego się ludu strzelać zaczęło … spędziwszy nieszczęsnych mieszkańców na pola śniegiem okryte, rozkazali apostołowie prawosławia trzymać ich tam od świtu do późnej nocy, na wichrze, deszczu i śniegu przez cale trzy tygodnie, przyczem nahajki nie ustawały pracować … Marjannie Waszczuk, której maż był wysłany, za to że nie chciała dzieci ochrzcić na prawosławną religię, strażnicy tak zbili w nieobecności matki 12-letnią córkę, broniącą dziecię, że została kaleką. Dziecię porwali i ochrzcili przemocą, matce zaś za karę zabrali cały dobytek. W dwa lata potem wykradli jej trzyletniego chłopca … przybył naczelnik z popem i zaczęli lud nawracać na prawosławie, odpowiedziała im śmiało mała dziewczynka, Teresa Midzicka. Bić ją za to zaczęto bez litości tak, że ciało odpadało od kości … 70 letniego starca Józafaciuka sam naczelnik zbił tak, że wkrótce umarł. Umarło też dwóch jeszcze … Nie mogąc poradzić z ludźmi, zabrano się do męczenia bydła … gdy mężczyzn zabrano do więzienia, bito kobiety … batożono ludność tak, że kozacy pomimo mrozów rozdziewać się musieli do koszuli ze zmęczenia … Antoninie Bartoszuk strażnicy połamali ręce i palce u rak i nóg i wyrwali włosy z głowy, a Katarzynie Jaromczuk również połamali ręce i palce, wybili zęby, poranili głowę i twarz. Z trudem udało się uratować im życie”. To tylko fragmenty, podobnych opisów bestialstwa jest dużo więcej wraz z kontrastującymi opisami oporu stawianego przez Unitów. Krótkie wzmianki o poszczególnych miejscowościach i wydarzeniach, jak np. „W par. Kłoda, gdy policja i kozacy przekonywać zaczęli biednego wyrobnika, Józefa Koniuszewskiego, by ochrzcił dziecię swe w cerkwi prawosławnej, gdy już bicie przekroczyło wszelką granicę, nieszczęśliwy ten człowiek wolał raczej spalić się w izbie z żoną i dziećmi, niż uledz ich prześladowaniom”, mogą stanowić wprowadzenie do kolejnej lektury. Szczegóły zacytowanej historii znajdziemy w książce pt.

Józef Koniuszewski:
wspomnienie z czasów prześladowania Unitów na Podlasiu

Jest to opowiadanie autorstwa Józefa Barwińskiego (1849-1883) wydanego pod pseudonimem „Nadbużanin” przez „Gazetę Polską” W. Dyniewicza w Chicago, w 1878 roku. Opowiadanie doskonale odzwierciedla stawiany przez Unitów opór i ich postawę gotową na największe poświęcenie. Kolejna historia, tym razem o anonimowej bohaterce, to wydane w 1917 roku opowiadanie autorstwa Marii Gerson-Dąbrowskiej (1869-1942) pt.

Za co? Obrazek z życia unitów.

To opowieść o Kasi pochodzącej z okolic Włodawy, która w pierwszych latach prześladowań pod przymusem ochrzczona została w cerkwi prawosławnej. Jej losy znakomicie oddają psychiczne „zmęczenie” i rezygnację z godnego życia, będącą skutkiem prześladowań, których była świadkiem. W Bialskiej Bibliotece Cyfrowej jak i innych miejscach znajdziemy wiele pozycji opisujących tragedie z tamtych lat.
Genealodzy szukający przodków w tych rejonach, w książkach tych mogą znaleźć informacje, w których opisywane są losy i przeżycia autentycznych osób, w większości zwykłych „chłopów”, często już zapomnianych. Historie te pomagają również zrozumieć, dlaczego z okresu trzydziestolecia prześladowań brak jest metryk większości byłych Unitów, którzy w 1905 roku po dekrecie o tolerancji religijnej całymi rodzinami szli do kościołów Rzymsko-katolickich gdzie przyjmowali „zaległe” sakramenty chrztu i ślubu. Ilość tych sakramentów mówi wszystko, dla przykładu w parafii Rzymsko-katolickiej w Huszlewie udzielono:
– 121 chrztów w 1904 r., a po wydanym dekrecie w 1905 r. aż 1166.
– 16 ślubów w 1904 r., w 1905 r. aż 409.

Z upływem czasu Unici przestali istnieć, w większości powiększając parafie Rzymsko-katolickie. Po zakończeniu I wojny światowej w II RP usiłowano przywrócić poprzedni stan tworząc Kościół neounicki, jednak niewiele później II wojna światowa przerwała ten proces, a komunizm zniszczył go prawie całkowicie. Do obecnych czasów na terenie całej RP przetrwała jedynie cerkiew w Kostomłotach, jedyna na świecie katolicka parafia neounicka obrządku bizantyjsko-słowiańskiego.

Kostomłoty, 18 maja 2013 r.

Portret papieża, to wizualna różnica
pomiędzy cerkwią neounicką, a prawosławną
proboszcz parafii w Kostomłotach
ks. Zbigniew Nikoniuk

Autor: MirekCz 22:59 

Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w usłudze TwitterUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest

http://poszukiwniagenealogiczne.blogspot.com/2015/03/unici-z-podlasia.html

Posted in Historia, Moja mała Ojczyzna, Unici, Wspomnienia | Leave a Comment »

Józef Koniuszewski : wspomnienie z czasów prześladowania Unitów na Podlasiu

Posted by tadeo w dniu 19 września 2023

Posted in Historia, Książki (e-book), Moja mała Ojczyzna, Unici, Wspomnienia, Świadectwa | Leave a Comment »

Męczennicy z Pratulina. „To nie bitwa o kościół, to walka za wiarę i za Chrystusa!”

Posted by tadeo w dniu 7 października 2022

Byli prostymi, ubogimi rolnikami z Podlasia. Większość z nich nie umiała czytać ani pisać. Potrafili za to dochować wierności tradycji i posłuszeństwa papieżowi, zachowując wschodni obrządek liturgiczny. Za swoją nieustępliwość w wierze zapłacili najwyższą cenę. Ćwierć wieku temu Ojciec Święty Jan Paweł II uznał heroiczność trzynastu męczenników z Pratulina i dołączył ich do grona błogosławionych Kościoła katolickiego.

KAMIL RYCERZHISTORIA

Próba jedności

Na mocy Unii Brzeskiej z 1596 roku podjęto próbę zjednoczenia chrześcijaństwa. Prawosławni wyznawcy Chrystusa z terenów Rzeczpospolitej z czasem zaczęli przyjmować zwierzchnictwo papieża i dogmaty katolickie, pozostając jednak przy liturgii wschodniej w języku starocerkiewnosłowiańskim. Nazywano ich grekokatolikami lub unitami.

Kościół unicki stopniowo ulegał przeobrażeniom: do świątyń wprowadzono organy, stacje Drogi Krzyżowej czy modlitwę różańcową.

Władze rosyjskie i patriarchat kościoła w Moskwie uznawały jednak unię za nieważną.

Najścia, porwania, zsyłka

Po drugim rozbiorze Polski rozpoczęto akcję, która miała przywrócić grekokatolików z powrotem na prawosławie w ramach całkowitej rusyfikacji.

Najpierw próbowano pokojowych pertraktacji. Kiedy to nie przynosiło rezultatów, zaczęto usuwać z cerkwi unickich wszelkie naleciałości z Kościoła łacińskiego, które zbyt kojarzyły się z polskością. Potem uciekano się już do gróźb i działań przymusowych. Kozacy nachodzili domy grekokatolików i porywali nowo narodzone dzieci, aby pop udzielił im chrztu. Matki broniły swoich pociech, grożąc nawet, że prędzej je uduszą, niż oddadzą do prawosławnego sakramentu. Nieposłuszeństwo karano biciem i wywózką na Sybir.

Jawne prześladowania rozpoczęły się w całej unickiej diecezji chełmskiej, do której należały również parafie takie jak Pratulin. Carski naczelnik powiatu konstantynowskiego Kutanin zażądał, aby unici z tej niewielkiej, podlaskiej miejscowości przekazali swoją świątynię prawosławnemu duchownemu, na co cały lud głośno wyraził sprzeciw.

Walka za wiarę i za Chrystusa

Naczelnik powrócił do Pratulina kilka dni później, 24 stycznia 1874 z zastępem kozaków uzbrojonych w karabiny. Parafianie niemal w całości zameldowali się przed cerkwią i bronili dostępu do świątyni własnymi ciałami. Ubrani w najlepsze, odświętne stroje mieli pełną świadomość, że mogą nie wrócić do domów. Żołnierze przekroczyli parkan i bagnetami próbowali utorować sobie drogę do drzwi kościoła, na co unici zareagowali kamieniami i kołkami. Dowódca kozaków stracił cierpliwość i zarządził atak.

Wtedy Daniel Karmasz, trzymający krzyż zawołał do obrońców: „Odrzućcie wszystko, kołki i kamienie, pod kościół. To nie bitwa o kościół, to walka za wiarę i za Chrystusa!”. Kozacy zaczęli strzelać. Pierwszy upadł Wincenty Lewoniuk, potem Karmasz. Dziewiętnastoletni Anicet Hryciuk przyniósł obrońcom jedzenie. Głośno wyznał nadzieję, że może i on będzie godny męczeńskiej śmierci. Okazał się godnym.

13 męczenników

Na miejscu zginęło dziewięć osób, a około stu osiemdziesięciu zostało rannych. Cztery osoby zmarły na skutek ran w domach. Kozakom udało się wejść do świątyni, którą otworzono siekierą. Ciała zabitych pochowano w jednej mogile. Usiłowano zrównać ją z ziemią, ale mieszkańcy przez lata dbali o miejsce pochówku bohaterów.

Wincenty Lewoniuk, pobożny mąż i ojciec, oraz jego dwunastu towarzyszy oddało życie za wierność kościołowi katolickiemu. Papież Pius IX w encyklice „Omnem sollicitudinem” napisał o nich: „woleli cierpieć dla Chrystusa, a nawet swoje życie narazić na największe niebezpieczeństwa, niż ponieść uszczerbek na wierze i odstąpić od katolickich obrzędów, które od swoich przodków przyjęli w całości i nietykalności na wieki zamierzali zachować”.

ZOBACZ TEŻ: Fidelis znaczy wierny. Wierny aż do śmierci

Uznani za męczenników

Proces beatyfikacyjny męczenników rozpoczął się w 1918 roku. Wybuch drugiej wojny światowej i rządy komunistyczne utrudniły zbieranie dokumentów w tej sprawie i dopiero po 1989 roku można było wznowić badania dotyczące wydarzenia pratulińskiego.

W 1996 roku Komisja teologów uznała, że męczeństwo unitów dokonało się z nienawiści władzy carskiej do wiary katolickiej. Termin beatyfikacji papież Polak wyznaczył na 6 października 1996 roku, w czterysetną rocznicę ogłoszenia Unii Brzeskiej.

Podlasie – ziemia pełna pobożności

Podlaska ziemia zawsze pełna była niczym nie zmąconej pobożności. To tu znajdują się dwa ważne sanktuaria maryjne – w Kodniu i Leśnej Podlaskiej. Do grona świętych miejsc Podlasia dołączył Pratulin, miejsce kultu nowych błogosławionych.

Mieszkańcy tych rejonów są dumni, że mają swoich własnych orędowników w niebie. Za ich przyczyną modlą się za swoje rodziny, a przede wszystkim o to, „abyśmy wytrwale naśladowali ich męstwo w wyznawaniu wiary katolickiej i w budowaniu jedności Kościoła”.

https://stacja7.pl/swieci/nienawisc-mozna-pokonac-jedynie-miloscia-bl-emilian-kowcz-proboszcz-majdanka/embed/#?secret=m4dY8AddGd

Przeczytaj także:

Pratulin – Początki – Stefan Czerniecki | Za siódmą górą

Dla nas tylko jedna droga… Paweł Pikuła i prześladowania Unitów na Podlasiu

Unici w poezji polskiej – Szczepan Kalinowski

Prześladowanie kościoła unickiego przez władze carskie i bohaterstwo jego obrońców

Maria Konopnicka

ZARYS HISTORYCZNY DZIEJÓW DIECEZJI SIEDLECKIEJ

Posted in Unici, Święci obok nas | Leave a Comment »

MĘCZENNICY PODLASCY

Posted by tadeo w dniu 16 stycznia 2014

APC - 2014.01.16 21.43 - 001.3d

http://gloria.tv/?media=556659

Drelów, 17 stycznia 1874 r.
Według ustnych przekazów przed świątynią zebrało się około tysiąca wiernych. Mężczyźni mieli ze sobą kije, kamienie i łopaty, a kobiety piasek, by sypać go kozakom w oczy. Unici byli zdecydowani bronić miejsca, które było dla nich święte. Kotow zażądał oddania kluczy do cerkwi, aby wprowadzić do niej narzuconego przez władzę prawosławnego popa (proboszcz unicki został wcześniej aresztowany i wtrącony do więzienia). Dalszy przebieg wydarzeń znamy z relacji naocznych świadków, które spisał ks. Józef Pruszkowski (kapłan obrządku łacińskiego): „Lud odrzekł, że nie może oddać kluczy do swojej cerkwi i nie odstąpi od swojej świątyni w obronie przed jej widocznym sprofanowaniem. (…). Naczelnik zakomenderował nahajki, a kozactwo piesze i konne wpadło na cmentarz cerkiewny i poczęło rozbijać głowy ludu i jego twarze, raniąc grubymi batogami. Katowanie wywołało ogólny opłacz pomiędzy ludem. (…). Piechota z kozakami uszykowała się za parkanem cmentarza i o godzinie 12 w południe otworzyła ogień do bezbronnych wiernych. (…). To morderstwo osiągnęło skutek wprost przeciwny temu, jaki chciano wywołać. Religijny śpiew «Święty Boże», „Kto się w opiekę” rozlegał się żałośnie, a lud, padając na kolana, otwierał wojsku swoją pierś do strzału, jakby zazdroszcząc szczęścia męczeństwa poległym sąsiadom i braciom”.

Wszyscy unici pozostali na miejscu. Przez całą noc pilnowało ich wojsko. Następnego dnia naczelnik rozkazał siłą wywlec sprzed świątyni zmarzniętych i pobitych unitów, i dokończyć krwawą akcję. „Po wywleczeniu biednego ludu za cmentarz, przywieziono dwie fury rózeg i zaczęto kłaść na ziemi i smagać wszystkich bez wyjątku. Kobiety i dzieci dostawały od 25 do 100 uderzeń, mężczyźni od 100 do 200 razów. (…). Gdy żołnierze trzymali lud z dala od cerkwi, naczelnik sprowadził popa i posprzątał zabitych. Rannych na furmankach odwieziono do domów, potem kazał Kotow rozpędzić nahajkami kobiety i dzieci po wsiach. Mężczyzn kazał powiązać, młodszych z nich odesłał do więzienia jako buntowników, starszych rozpędził do domów”. Przed świątynią w Drelowie śmierć męczeńską poniosło 13 unitów. Rannych zostało prawie 200 osób. Pomordowanych pochowano na miejscowym cmentarzu, który przez następne 30 lat pozostawał pod nadzorem carskiej policji i prawosławnego duchownego. Miejsc pochówku męczenników nie wolno było nawiedzać. W ten sposób zatarto po nich materialny ślad.

Posted in Historia, Moja mała Ojczyzna, Unici | 1 Comment »

Historia rodziny Telechoń

Posted by tadeo w dniu 22 lutego 2013

Może być zdjęciem przedstawiającym 8 osób i ludzie stoją

  Na zdjęciu unicka rodzina Teleonów vel Telegujów ze wsi Żminne na zesłaniu w Czelabińsku – rok około 1895. (Zdjęcie z rodzinnego archiwum)

Mój pradziadek nazywał się Jan Telehuj urodził się około 1837 roku, był podlaskim Unitą, mieszkał we wsi Żminne gmina Suchowola pow. Radzyń Podlaski. Za odmowę przyjęcia wiary prawosławnej około 1875 roku został aresztowany i osadzony w siedleckim więzieniu skąd wraz z innymi opornymi został wywieziony do chersońskiej guberni w Rosji gdzie przebywał pod nazwiskiem Jan Teleguj. W 1887 roku aresztowano jego całą rodzinę tj. żonę Helenę z Mirończuków,  jego sześciu synów: Ignacego, Teodora, Andrzeja, Grzegorza, Sylwestra, Mikołaja oraz córkę Katarzynę. Wszystkich wywieziono do orenburskiej guberni do wsi Buterska w gminie Iwankowa powiat Czelabińsk.  Pozostawioną  w Polsce ziemię, budynki gospodarcze z wyposażeniem, oraz cały inwentarz przekazano prawosławnemu ławnikowi Klimowi Romaniukowi w nagrodę za prześladowanie Unitów. 

Z biegiem lat synowie jak i córka zakładają swoje rodziny: Ignacy żeni się z Heleną Zaniewicz i zamieszkuje w mieście Czelabińsk  w którym Ignacy pracuje na kolei, Mój dziadek Teodor żeni się z Apolonią Osikowską wnuczką Unity Antoniego Morgunowicza wywiezionego w 1874 roku z miasteczka Łomazy i zamieszkują w miasteczku Złotoust, Katarzyna wychodzi za mąż za Ludwika Zaniewicza wywiezionego ze wsi Łubenka w parafii Łomazy jest on synem Stefana, Andrzej żeni się z Józefą Rudewicz, Sylwester żeni się  z Teklą Bartoszuk córką Unity Józefa Bartoszuka  wywieziono ich ze wsi Krzewica parafii Międzyrzec powiat Radzyń Podlaski,  zamieszkują po ślubie w mieście Czelabińsk, Mikołaj żeni się z Marianną Marczuk córką Unity ze wsi Horodyszcze gmina Wisznice, zaś syn Grzegorz zaginął w Syberii. Rodzina Teleonów (Teleguj) przebywała na wygnaniu trzydzieści siedem lat,.

Powrotu do kraju nie doczekali się gdyż zmarli na wygnaniu: Jan z żoną Heleną ich syn Teodor z żoną Apolonią, syn Grzegorz który zginął, nowo narodzone dzieci: Jan Teleguj syn Ignacego i Heleny z Zaniewiczów, Konstantyn Teleguj syn Sylwestra i Tekli  z Bartoszuków, Julian Teleguj syn Mikołaja i Marianny z Marczuków. Na stałe  w Rosji pozostała najstarsza córka Sylwestra i Tekli, Maria która wyszła za mąż za Jurija Gach. Mój Tata Edward Teleon syn Teodora i Apoloni do kraju wrócił w 1922 jako sierota mając 12lat. Do kraju wróciło także jego czterech stryjów i stryjenka Katarzyna z rodzinami.

IMG043

Informuję, że obecnie z kuzynem opracowujemy bardziej szczegółową historię rodziny Teleonów. Podczas kompletowania materiałów do opisu losów naszej rodziny, szczególnie podkreślony jest  wątek ” męczeństwa unitów na Podlasiu”. Posiadamy dokumenty, zdjęcia i przedmioty świadczące o pobycie naszych przodków na zesłaniu za wiarę w Czelabińsku w Rosji. Prosimy osoby, którym ten temat jest bliski, lub potomków zesłańców za wiarę unicką a których dziadkowie lub rodzice powrócili do Polski o kontakt celem wymiany informacji.  Może ktoś jest zainteresowany historią Listów Unickich z Guberni Orenburskiej, pisanych do ks. Chodkowskiego, które w roku 1893 w części opublikował w swoich książkach. Wiem gdzie znajdują rękopisy Jest ponad 1000 stron listów, które uważam, że mogą dużo wnieść do historii Męczeństwa Podlaskich Unitów.

Osoby zainteresowane proszę o kontakt e-mail:  teleon.andrzej@gazeta.pl

Serdecznie pozdrawiam
Andrzej Teleon

Ps. Wspomnienie.

Unitami na Podlasiu nazywano tych, którzy należeli do Kościoła greckokatolickiego, powstałego na wschodnich terenach Rzeczypospolitej w wyniku unii między Kościołem rzymskokatolickim a Kościołem prawosławnym w 1596 r. Kościół unicki w 90 procentach stanowili chłopi a 10 procentach mieszkańcy małych miasteczek. Po rozbiorach Rzeczpospolitej w zaborze rosyjskim, carowie będący faktycznie głową cerkwi prawosławnej, realizowali skutecznie drastycznymi metodami akcję rusyfikacyjną, a jej ostrze było skierowane ku ograniczeniu i zlikwidowaniu działalności Kościoła unickiego. Wbrew prawu kościelnemu, car Mikołaj I w 1839 roku wydał dekret likwidujący Kościół unicki w Cesarstwie Rosyjskim. Nie obyło się bez prześladowań unitów broniących swej jedności z papieżem. Władze rosyjskie oficjalnie zniosły Unię w 1875 roku, to już po upadku powstania styczniowego traktowano unitów tak, jakby ich obrządek przestał istnieć. Jedność ze Stolicą Apostolską okupiona była karami pieniężnymi, konfiskatą mienia, chłostą, wiezieniem bądź zsyłką. Bywało, że płacili za swą wiarę cenę najwyższą – życie. Wszystkie wspomniane nieszczęścia materialne i fizyczne nie dręczyły unitów tak bardzo, jak brak możliwości wykonywania praktyk religijnych (ślubów, chrztów, pogrzebów) wedle swego obrządku.

Moi przodkowie, jak ustaliłem na podstawie ksiąg metrykalnych, zamieszkiwali we wsi Żminne już od XVI wieku i należeli do unickiej cerkwi grecko-katolickiej w Parczewie. Mój pradziadek Jan Teleguj urodził się w 1837 roku a w 1857 roku ożenił się z Helena Mirończuk. Jako młodzieniec podjął on walkę o polskość i wiarę grecko-katolicką z carskim okupantem. Odmawiał przyjęcia wiary prawosławnej, za co był wielokrotnie szykanowany. Za odmowę przyjęcia wiary prawosławnej w roku 1875 został aresztowany i osadzony w siedleckim więzieniu skąd wraz z innymi opornymi został wywieziony do Chersońskiej guberni w Rosji gdzie przebywał pod nazwiskiem Jan Teleguj.. Po czteroletnim pobycie udaje mu się zbiec i wrócić w rodzinne strony do wsi Żminne, w której była jego najbliższa rodzina. Zostaje wytropiony przez carską policję i jest sądzony przed Wojennym Sądem Okręgowym w Radomiu za opór władzy, bronił się, gdy chciano go związać. Po odsiedzeniu dwa tygodnie więzienia radomskiego zostaje przetransportowany do chersońskiej guberni, osądzony za włóczęgostwo na trzy miesiące i osadzony w turmie chersońskiej. W maju 1887 roku do Żminnego zajechał naczelnik powiatu i aresztował jego całą rodzinę tj. żonę Helenę, sześciu synów: Ignacego, Teodora, Andrzeja, Grzegorza, Sylwestra, Mikołaja, oraz Córkę Katarzynę.. Pozostawioną w Polsce ziemię, budynki gospodarcze z wyposażeniem, oraz cały inwentarz przekazano prawosławnemu ławnikowi Klimowi Romaniukowi w nagrodę za prześladowanie Unitów. Wywieziono ich do wsi Butyrska w gminie Iwankowa powiat Czelabińsk. W późniejszym czasie zamieszkują w Czelabińsku przy Siewiernyj bulwar nr 14. Drogę i pobyt na wygnaniu za Uralem opisują listy Unitów pisane przez zesłańców, w książce ks. dr. Władysława Chotkowskiego p.t. „Listy Unitów wygnanych do orenburskiej guberni”.
Rodzina Teleonów (Teleguj) przebywała na wygnaniu trzydzieści siedem lat, nigdy nie przestali tęsknić za powrotem do Polski. Na podstawie Traktatu Ryskiego z 1921roku w latach 1921- 22 rodzina Teleonów przyjeżdża na swoją rodzinną ziemię. Do Polski wrócili synowie Jana z żonami i dziećmi a byli to Ignacy, Andrzej, Sylwester, Mikołaj oraz córka Katarzyna z mężem Ludwikiem Zaniewiczem i zamieszkała w Łomazach. Mój tata syn Teodora i Apoloni do kraju wrócił w 1922 roku, jako sierota mając 12lat.Po powrocie do rodzinnej wsi Żminne nie zastali swoich budynków, bo uległy one spaleniu podczas działań w pierwszej wojnie światowej, nie mieli gdzie zamieszkać. O przybyłych i ich sytuacji, w jakiej się znaleźli dowiedział się dziedzic Żminnego Aleksander Łubkowski, który był za razem Sędzią Pokoju, służył on im radą i pomocą w zakwaterowaniu i odzyskaniu zabranej im ziemi.. Po wielu toczących się sprawach odzyskali należną im ziemię, którą bracia podzielili pomiędzy siebie i każda rodzina rozpoczęła życie na swój rachunek.
Zapraszam do obejrzenia mojego filmiku zmontowanego 2017 roku z materiałów zgromadzonych przy badaniu historii swoich przodków. https://www.facebook.com/andrzej.teleon/videos/1214886861912867/ 

Przeczytaj także: 

Dzieje Parafii Greckokatolickiej w Parczewie – Andrzej Teleon

Posted in Historia, Moja mała Ojczyzna, Unici, Wspomnienia | 3 Komentarze »

Unici w poezji polskiej – Szczepan Kalinowski

Posted by tadeo w dniu 24 stycznia 2013

APC - 2013.01.24 21.31 - 001.3d

http://bbc.mbp.org.pl/dlibra/doccontent?id=823&dirids=1

W 1595 r. w Rzymie została zawarta unia kościelna, potwierdzona w roku następnym przez synod biskupów prawosławnych w Brześciu Litewskim. Nad utrwaleniem Unii Brzeskiej na wschodnich kresach Rzeczpospolitej działali między innymi Piotr Skarga, Hipacy Pociej i Jozafat Kuncewicz. Ten ostatni jako unicki biskup zamordowany w Witebsku został w 1867 roku ogłoszony pierwszym świętym Kościoła unickiego.

Przed rozbiorami było już ponad 4,5 mln wiernych, 9000 parafii i 8 biskupstw unickich obsadzonych przez bazylianów – z nich się wywodziła spolonizowana elita intelektualna tego Kościoła. W języku polskim głoszone były kazania oraz odprawiane nabożeństwa i modlitwy przejęte z obrządku łacińskiego. Głównymi wyznacznikami odrębności był język starocerkiewno -słowiański używany w liturgii, komunia pod dwiema postaciami, kalendarz juliański i fakt, że księży nie obowiązywał celibat. Znacznie więcej było podobieństw, przyspieszenie latynizacji obrządku nastąpiło po Synodzie w Zamościu w 1720 r.

Rozbiory przyniosły istotne zmiany w sytuacji Kościoła unickiego na ziemiach Rzeczpospolitej. W zaborze austriackim Kościół grekokatolicki został zrównany w prawach z Kościołem rzymskokatolickim. Jego hierarchię stanowili przede wszystkim Ukraińcy.

Unici z zaboru rosyjskiego od początku znaleźli się w wielkim niebezpieczeństwie. Carowie traktowali ich jako element chwiejny, łatwo mogący ulec zarówno latynizacji i polonizacji, jak i rusyfikacji, w dodatku „oderwany” przed wiekami od prawosławia. W „akcji nawracania” brali udział nie tylko misjonarze prawosławni, ale i władze państwowe, często nie respektując głoszonej oficjalnie zasady dobrowolności. Nie obyło się bez oporu ze strony unitów. Przejściu na prawosławie uporczywie przeciwstawiały się bazylianki mińskie.

Z tego pogromu, zakończonego w 1839 roku, ocalała wówczas tylko unicka diecezja chełmska z około 220 tys. wiernych na Podlasiu i Lubelszczyźnie.

Upadek powstania styczniowego był sygnałem ataku caratu na Kościół za poparcie duchowieństwa w walce o niepodległość. Kasowano zakony, konfiskowano majątki kościelne, najbardziej opornych księży zsyłano na Sybir. Pod groźbą wysokich kar grzywny, więzienia i zesłania zakazano duchowieństwu katolickiemu pomagania unitom.

Wierni byli jednak zdecydowani trwać przy Unii. Taka zdecydowana postawa doprowadziła w styczniu 1874 r. do tragicznych wypadków w dwóch wsiach Podlasia: Drelowie i Pratulinie. Wojsko zaczęło tam strzelać do wiernych otaczających kościoły. Zabito 26 osób, wielu było rannych.

Po tych wypadkach władze zakazały strzelania ze względu na pewien rozgłos, jaki te wydarzenia uzyskały na Zachodzie. Nie zaprzestano jednak bicia, więzienia, nakładania kar pieniężnych. Około 1000 opornych rodzin wywieziono w głąb Rosji. W efekcie okrutnych prześladowań złamano opór części unitów, którzy zgodzili się przyjąć prawosławie.

Bierny opór większości unitów, szczególnie na Podlasiu, trwał jednak nieprzerwanie. Korzystano z pomocy potajemnie i niestety rzadko przybywających misjonarzy z Galicji. Chrzcili oni dzieci, udzielali ślubów, spowiadali – wszystko w wielkiej tajemnicy, jak to opisywał Żeromski, Reymont, Konopnicka i wielu innych twórców. A. Asnyk i J. Kasprowicz angażowali się w działalność organizacji mających na celu pomoc unitom.

Tylko w ciągu roku po ukazaniu edyktu tolerancyjnego w 1905 roku na katolicyzm przeszło 100 tys. byłych unitów z Podlasia.

Po odzyskaniu niepodległości na Podlasiu nie zapomniano o swych męczennikach. Proces beatyfikacyjny rozpoczęty w 1938 roku zakończył się uroczystym wyniesieniem męczenników pratulińskich na ołtarze dokonanym w Rzymie przez papieża Jana Pawła II, 6 października 1996 r.

Mam nadzieję, że ten krótki rys historyczny ułatwi lekturę utworów poetyckich inspirowanych martyrologią Ul1itów. Problemowi unitów w poezji polskiej poświęcono kilka artykułów, lecz nie obejmowały one całego okresu od połowy XIX w. do współczesności:

W. Kołbuk, „Martyrologiunl unitów podlaskich i chełmskich w prozie i poezji końca XIX i początku XX wieku”, [w:] „Chrześcijanin w świecie”, 1988, nr 8-9.

F. Ziejka, „Czytania podlaskie. Unia i unici w piśmiennictwie polskim na przełomie XIX-XX wieku”

Z. Przybyła, „Unicka chusta Weroniki w poezji 1\1. Konopnickiej”, oba artykuły [w:] „Unia brzeska – geneza. dzieje: konsekwencje w kulturze narodó\v słowiańskich” – praca zbiorowa pod red. R. �?użnego, F. Ziejki i A. Kępińskiego, ICraków 1994.

K. Stępnik, „Unici w propagandzie Legionów”, art. w „l\lartyrologia Unitów Podlaskich w świetle najnowszych badań naukowych”, Siedlce 1996.

Posted in Unici, Wiersze | 2 Komentarze »

„Maryrologium czyli męczeństwo Unii na Podlasiu” – ks. Józef Pruszkowski

Posted by tadeo w dniu 24 stycznia 2013

Dokument „Maryrologium czyli męczeństwo Unii na Podlasiu” wydał w 1905 roku, naoczny świadek cierpień unitów podlaskich ks. Józef Pruszkowski, profesor seminarium łacińskiego w Janowie Podlaskim, następnie długoletni proboszcz na „męczeńskim Podlasiu”, a wreszcie profesor honorowy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Martyrologium czyli Męczeństwo Unii na Podlasiu : z wiarygodnych i autentycznych źródeł zebrał i napisał P. J. K. Podlasiak [pseud.]

APC - 2013.01.24 19.41 - 001.3d

http://pbc.biaman.pl/dlibra/doccontent?id=1281&dirids=1

Posted in Książki (e-book), Unici | 1 Comment »

„Przez głębinę” – Maria Konopnicka

Posted by tadeo w dniu 24 stycznia 2013

Poemat Marii Konopnickiej opowiada o wielkiej manifestacji patriotycznej przedstawicieli wszystkich Ziem Polskich. Manifestacja odbyła się w Horodle, w roku 1861, w 448 rocznicę podpisania Unii Horodelskiej. Poemat znajduje się w zasobach Cyfrowej Biblioteki Narodowej. Tekst wyborny. Polecam.

APC - 2013.01.24 19.35 - 001.3d

http://www.polona.pl/dlibra/doccontent2?id=26653

Posted in Książki (e-book), Unici, Wiersze | Leave a Comment »

Z ziemi chełmskiej – Władysław Reymont

Posted by tadeo w dniu 24 stycznia 2013

APC - 2013.01.24 18.45 - 001.3d

Reymont Władysław – Z ziemi chełmskiej.pdf

Posted in Książki (e-book), Unici | 1 Comment »

Do swego Boga – Stefan Żeromski

Posted by tadeo w dniu 24 stycznia 2013

Wąska drożyna przeciska się przez las zwarty, podszyty młodą sośniną, tworząc między szczytami drzew przedział nieznaczny. Gałęzie świerków, na których leżą grube, soplami obwieszone kiście śniegu, zginają się pod ciężarem nad tym leśnym przesmykiem, zaledwie oznaczonym dwiema skibami śniegu, które sanie chłopskie odwróciły.

Dzień był marcowy — jasny a mroźny.

Teraz, gdy się na zachodzie rozpościerać zaczyna pół zmierzch błękitny, nawet zaspy, pozataczane dokoła pniów, stają się sypkimi jak mąka. Na przedziwnie czystej przestrzeni niebieskiej, jaka płonie już zorzą wieczorną — las stoi nieruchomo, niby wielki ejkonosfas świątyni greckiej; nieznaczne podmuchy strącają z wierzchołków drzew drobniutkie pyły śniegowe i płyną między gałęziami, po tle purpurowym, jakby poplątane smugi nikłego dymu wzbijające się z niewidzialnych kadzielnic…

Cisza tam głucha, nieskończona, śmiertelna…

Drożyną ową idzie stary, zgrzybiały, siwy jak gołąb chłopowina Pelek z wnuczką Teofilką — poły lichego kożucha za pas zatknął, kij daleko przed się stawia, szeroko rozkracza nogi, sapie i kaszle, lecz nie ustaje, choć mu zaczerwienione oczy łzami zachodzą, choć pot się sączy zmarszczkami zwiędłej, przez wiatr wychłostanej twarzy. Teofilką staje swymi wielkimi butami w śladach dziadowskich, co chwila chuścinę na piersiach zawiązuje mocniej i pomimo że upada ze znużenia, dotrzymuje staremu kroku. Z trwogą spoglądają na zorzę rozniecającą się nad szczytami i spieszą coraz bardziej. Od czterech dni idą tak, krótko odpoczywając przy stogach siana i pustych szopach, nocując po chatach z daleka za wsiami stojących, przebywają pustkowia bezludne, lasy czarne i głuche, brną po zaspach głębokich, po lodach rzek i stawów śniegiem przyprószonych, pod nogami dzwoniących — idą leśnymi, dalekimi a zapadłymi drogami spod samego Drohiczyna aż za Warszawę-miasto… spowiedź utopić.

Co roku tak chodzą we dwoje — odkąd na wiarę cudzą zapisani. Grzesznicy oni wielcy oboje, zdrajcy oboje…

Stary Felek jeszcze przed „zbrodniami” synowi swe pięć morgów odpisał, wnuczki się doczekał, synowę pochował i pacierze, pod piecem siedząc, odmawiał już tylko, gdy mu się nagle a niespodziewanie na russkiego podpisać kazano. Synowi też, wnuczce też — całej wsi… Sam arcypop coś do nich gadał, gdy ich wszystkich do gminy zapędzono. Wieś się oparła.

Pewnej nocy zimowej wojsko naszło, ludzi wypędziło z chat na szczere pole, w mróz trzaskający. Trzy dni kozaki po chatach obozem stały, bydło rżnąc i niszcząc mienie, trzy dni ludzie stali z odkrytymi głowami na polu, na śniegu, do Boga się modląc. Wreszcie naczelnik wojskowy wielkim się gniewem zapalił — dawaj bić. Do naga rozbierali mężczyzn i kobiety, bijąc po kolei, a srogo — aż się naród całej wsi zawściekł i jął się rozbierać sam, pod baty kłaść sam, pokotem; — aż się Fełków syn z pięściami podsunął do naczelnika, do Gołowińskiego… Dopiero nastał sądny dzień!

Bili tego Leona nahajkami na śmierć, w sześciu, szmaty z niego zwlekli, naczelnik ostrogami grzbiet obnażonemu, na śniegu, we krwi leżącemu szarpał, wrzeszcząc w zapamiętałości: podpiszyśl

Na nic!

— Ni, ni, ni… — szeptał tamten.

To go umierającego dźwigać kazał, twarzą do siebie obracać i pytał:

— Ty russki?

— Ni — Polak, na polskiej ziemi się urodził…

Tak i u świerk ł szepcąc do siebie: ni — ni!…

Gdy wzięli wnuczkę Teofilkę bić — Felek nie wytrzymał: podpisał duszę swoją i wnuczki na złą wiarę. Stare u niego było serce, dziadowskie… Jak liść dygotał, u nóg Moskalowi się wlókł, przyszwy butów całował — aż podpisał.

Odtąd rokrocznie przed Wielkanocą idą Bogu się kajać za zdradę. Dziad taką drogę zna, gdzie nie tylko żandarma, ale człowieka żywego nie spotkasz.

Jest daleko, za Warszawą-miastem, kościółek maleńki, sta ry; ksiądz tam jest młody, świątobliwy a miłosierny. Oczy u tego księdza we łzach, słowo ciche, a takie mądre, a takie słodkie!…

Przyjdą w nocy, zastukają, dziad przez szybkę poszepce — wnet on ich boczną furtką do kościoła prowadzi, spowiedzi słucha, a sam płacze, serdeczny, siczami gorzkimi. Potem wszyscy krzyżem leżą aż do rannego świtania. Gdy odchodzą, naucza ich ten sługa boży zawsze jednakowo: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze, miłujcie nieprzyjacioły wasze…”

Nim słońce wejdzie, nim się ludzie pobudzą, już oni od miejsca tego daleko… Teraz oto, gdy dzień się szybko nachyla, spieszą już co tchu, aby na wiadomy dziadowi nocleg trafić. Las rzednie, otwiera się pole czyste, śniegiem równo zasłane, bezludne, dalekie, bezmierne.

Na skraju lasu Fełek przystanął, oczy dłonią od blasku nakrył, z nogi na nogę przestępuje, wargi mu drżą. Pola tego on nie zna, chałup tu kilkoro powinno stać pod lasem.

— Obce pole… — szepce do siebie w trwodze.

Na środku pustkowia wiatr wzdyma sypkie bryłki śniegu, to je rozmiata, to wieje, jak zboże szuflą, to cały obszar przestworza ciągnie za sobą, jak obrus, to go daleko, daleko lejkiem w górę podrywa, to jakby w falach dymu od końca do końca leci.

— Zbłądził ja, stary głupiec, hej! — mówi cicho, w tył zasuwając czapkę.

— Za tym torem chodźmy, dziadku…

— Za torem…

Ruszają znowu i brną po kolana. Śnieg na polu głębią leży, wiatr luty, burza idzie. Bylinki zeszłoletnie, suche, cieniutkie gdzieniegdzie nad śniegiem stoją, kiwają się w wichrze żałośnie, jakby nad tą dziewczyną zawodziły, jakby za nią świstały: ej, ej… Tarnina, od lodu i sopli błyszcząca, badyle głogu czepiają się jej spódnicy, jak ręce miłosierne, co chcą zatrzymać…

Buty obojgu przemokły do cna, nogi kostnieją, tchu brak.

— Isz ty, wnuczko, jak nas ten wiatr, moskiewski sługa, od Boga odpędza — miamle półzrozumiale dziadowina.

Nagle coś dudni i wre głucho za nimi. To wicher w las uderzył. I zakołysał się las, zastękał… Teraz burza w nich bije, szmaty rozmiata, w oczy garściami śniegu, ostrego jak tłuczone szkło, ciska. Chwilami jak żywy siłacz brzemiona śniegu z miejsca na miejsce przerzuca, zdziera go aż do gruntu nagiego i fryga wysoko — nad las.

Kamień tam był wielki na polu, do niego się dowlekli, usiedli odpocząć…

Noc zeszła nagle ciemna. Burza w niej wre — długo, długo… Czasem znienacka ucichnie, wówczas z wysokości niebieskiej pada na oblicze pustkowia blade, zimne, znikome półświatło miesiąca, dotyka lodowatymi promieniami przytulonych do siebie, skrzepłych, śniegiem przysypanych głów, zimnych oczu otwartych i łez na rzęsach wiszących, co się w sople lodu ścięły…

Gdy wstaje i płonie zorza poranna, znowu na równinie cicho, tylko z wierzchołków drzew niewidzialne podmuchy strącają pył lekki śniegowy i płynie niby biały dym znikomy, wzbijający się z niewidzialnych kadzielnic…

Posted in Książki (e-book), Unici | 1 Comment »

„Męczeńskie Podlasie” w wybranych utworach literatury polskiej na przełomie XIX i XX wieku

Posted by tadeo w dniu 24 stycznia 2013

ARTYKUŁY I ROZPRAWY
Ks. Roman Krawczyk
Instytut Historii Akademii Podlaskiej w Siedlcach
„Męczeńskie Podlasie'” w wybranych utworach literatury polskie] na przełomie XIX i XX wieku*

Artykuł niniejszy stanowi poszerzoną wersję referatu wygłoszonego w dn. 23 maja
2000 r. na konferencji naukowej zorganizowanej przez Instytut Filologii Polskiej Akademii Podlaskiej w Siedlcach nt. ,, Podlasie vi’ literaturze – literatura na Podlasiu „.
1
W. Kołbuk, Martyrologium unitów podlaskich i chełmskich iv prozie i poezji końca
XIX wieku i początku XX wieku, ..Chrześcijanin w świecie'” 20 (1988) nr 8-9 (179-180),
s. 208.
Szerzej zob.: S. Kieniewicz. Powstanie Styczniowe. Warszawa 1983; Rok 1863 na
Podlasiu, praca zbiorowa pod red. H. Mierzwińskiego, Siedlce 1998.
Na temat Unii Brzeskiej obszernie piszą, m.in: H. Dylągowa, Dzieje Unii Brzeskiej,
Warszawa – Olsztyn 1996; O. Małecki. Od Unii Florenckiej do Unii Brzeskiej, t. 1-11.
Lublin 1997; F. Rzemieniuk, Unici Polscy 1596-1946. Siedlce 1998.
4
P. J. K. Podlasiak [J. Pruszkowski]. Martyrologium czyli Męczeństwo Unii na Podlasiu. cz. 1, Kraków 1905. cz. 2. Lublin 1917; K. Dębski. Bohaterstwo Unitów Podlaskich (1875-1905), Warszawa 1993: F. Paluszkiewicz. W cieniu Hermesa. Bohaterzy
Podlasia, Londyn ‚987.
6 „ Męczeńskie Podlasie ” w wybranych utworach literatury.

Klęska powstania styczniowego była dla narodu polskiego „nie tylko chwilową przegraną militarną, lecz także wielką klęską na odrodzenie się państwowości polskiej w dającej się przewidzieć przyszłości”

Nastrój przygnębienia tak bardzo zaciążył na świadomości Polaków, że wszystkie myśli o niepodległości, były dla większości społeczeństwa pozbawione jakiegokolwiek sensu. Wydawało się. że nie ma już takiej grupy społecznej, która mogła jeszcze wierzyć w sens oporu wobec wroga polskości, jakim był carat rosyjski

Rychło jednak okazało się, że taka grupa istnieje. Byli to unici podlascy i chełmscy. Większość z nich żyjąc na terenach nadbużańskich, ciążyła ku polskości.

 Unia brzeska, której sens tak często krytykowano, była dla mieszkańców tej ziemi pomostem pomiędzy dwoma kulturami – polską i rzymskokatolicką a wschodniosłowiańską i prawosławną.
Unici uważali się za Polaków i wiernych Kościoła rzymskiego, ale zarazem czuli się związani z kulturą Wschodu, z którą nie chcieli zupełnie zrywać.
Polityka carska uznała, że tępiąc po 1865 roku przejawy polskości na tych ziemiach, należy doprowadzić do likwidacji unii kościelnej i „przywrócić” unitów na „łono” Cerkwi prawosławnej. Mimo prześladowań i represji nie dających żadnych szans na zwycięstwo, unici w zdecydowanej większości wytrwali w swoim oporze.

Społeczeństwo polskie ze zdumieniem i narastającym podziwem obserwowało ponad czterdziestoletnią walkę, jaką toczyli unici z władzą carską na tych terenach.
Długotrwałe wysiłki unitów, o zachowanie swojej wiary i narodowości polskiej budziły w społeczeństwie polskim nie tylko sympatię i współczucie, ale też dodawały sił tym, którzy wierzyli, że walka o słuszne prawa narodowe i religijne zawsze ma sens. To właśnie szacunek dla tych zmagań, dla wkładu jaki wnieśli unici podlascy i chełmscy w umocnienie się „ducha niepodległego” w narodzie polskim, skłonił niektórych pisarzy polskich do poświęcenia nieco miejsca w swoich utworach literackich „męczeńskiemu Podlasiu „.

W ten sposób literatura polska, w osobie swoich przedstawicieli,
oddała swoisty „hołd martyrologii ludu podlaskiego i chełmskiego”.
Rzeczywistość „męczeńskiego Podlasia” przedstawiana na kartach powieści, nowel czy też reportaży odzwierciedla, zdaniem Doroty Kielak, „konkretne fakty i zdarzenia wraz ze sposobem utrwalania się ich w zbiorowej pamięci”.
Prawdziwy rozgłos i trwałe miejsce w historii literatury polskiej zyskał reportaż Władysława Stanisława Reymonta „Z ziemi chełmskiej. Wrażenia i notatki” poprzedzony wcześniejszymi opowiadaniami „Matka” i „Przysięga „. Bardzo okrojony przez cenzurę ukazał się po raz pierwszy w „ Tygodniku Ilustrowanym” w 1910 r. W niedługim czasie został przetłumaczony na język rosyjski i francuski, dzięki czemu świat szybko dowiedział się o „męczeńskim Podlasiu”.

Dzieło to podzielone jest na siedem części. Każda z nich stanowi odrębną całość, ukazując pewien skrawek życia unickiego. Taka kompozycja wynika prawdopodobnie z tego, iż pierwotnie utwór ukazywał się w częściach na łamach czasopisma. Elementem spajającym dzieło, oprócz tematu głównego, jest postać reportażysty – wędrowca przemierzającego nieznaną ziemię, zwiedzającego tajemnicze zakątki „Czerwonego Podlasia”.
Wędrowiec ów podąża: ,jakby w pobożnej pielgrzymce po takich stacjach polskiej Kałwarji, jak Łomazy, Piszczac, Biała, Horbów, Pratulin, Janów i tylu innych miejscach wsławionych cudami chłopskiej wiary i męczeństwa”.

„Wędrówka […j po tych cichych […] ziemiach, gdzie każda wieś, była przez całe dziesiątki lat niezdobytą twierdzą, każda chałupa okopem walczących”10, podzielona na etapy trwała kilka tygodni. Często z wytyczonej wcześniej trasy trzeba było „zbaczać do włosek i folwarków pogubionych wśród lasów, do chałup, dworów, plebanji, ale najczęściej do chałup między dawnych, opornych”.
Podczas tej wędrówki słucha „wstrząsających opowiadań o przeszłości, codziennie ktoś mi odsłaniał rany, ledwie przyschnięte, i szeptał zbielałymi wargami tragiczne dzieje swoich najbliższych; i codziennie z żywej, krwawiącej jeszcze pamięci wynosiły się postacie świętych męczenników, przerażające sceny „nawracań”, bezprzykładne cierpienia i nadludzkie ofiary”.

Przemierzając tereny zamieszkałe przez bohaterskich unitów, autor dzieli się wrażeniami, których tutaj doświadczył: „zrozumiałem, dlaczego takim smętkiem owiana jest ta ziemia, dlaczego tam słychać nocami płacze na rozstajach, dlaczego bory szumią taką posępną skargę, ptaki śpiewają jakoś smutniej, nawet wichry jęczą żałośniej, a pod niskim, skłębionym zawsze niebem ludzie przesuwają się cisi, skupieni w sobie, z przytajonemi płomieniami w oczach, drobni, a pełni żelaznej mocy wytrwania, nieulękli, niezmożeni, bohaterscy. I wtedy także odczułem w całej grozie i wielkości tę jedyną na świecie martyrologię żywych
i umarłych, pisanych krwią i łzami całego ludu”.

Reymont w „Z ziemi chełmskiej” potraktował „męczeńskie Podlasie” niezwykle poważnie. Ukazał cechy unitów i ich życie w najbardziej przełomowych mementach. Uchwycił dzieje „męczeńskiego Podlasia” od chwili pojawienia się zwiastunów niszczenia unii w 1867 roku, poprzez drastyczne obrazy likwidacji w 1874-75, tragiczne lata kasaty unii po 1875 roku aż po rok 1905 – czas pojawienia się „ukazu o tolerancji religijnej”. Przedstawił codzienne życie ludzi, którym odebrano religię i zabroniono chodzić do znanych im świątyń a nakazano korzystać z posług obcych duchownych – popów. Pokazał też w jaki sposób, oraz jakimi metodami nawracano unitów na prawosławie.
Cykl reportażowy „Z ziemi chełmskiej” nie jest jedynym utworem Reymonta dotyczącym problematyki unickiej, wcześniej poruszył tę kwestię w opowiadaniu Osądzona ” i nowelach „ Matka ” i., Przysięga”.

Akcja noweli „Przysięga” trwa zaledwie jeden dzień i rozgrywa się w bliżej nieokreślonym prowincjonalnym miasteczku. Pisarz ukazał stojących w błocie, przypędzonych przez strażników mieszkańców wioski unickiej. Ich obecność w tym miejscu ma być karą za niepodporządkowanie się decyzji władzy carskiej przeciw zapisaniu się na prawosławie. Postawa tych ludzi, którzy cierpliwie i z pokorą przyjmują swe niezawinione cierpienie oraz zdecydowana deklaracja wierności katolicyzmowi i polskości, jest analogiczna do postaw opisanych w ,,Z Ziemi chełmskiej”. Autor poprzez tytuł nadany tej noweli, wyeksponował rolę i znaczenie przysięgi w życiu. prostych unitów.

Najczyniejszy z grupy Hryciuk zobowiązuje wszystkich do przysięgi w imię „wiary i swojego narodu”. Nie przewiduje on w ogóle zdrady, bo na człowieka, który by się jej dopuścił, spadłyby najcięższe przekleństwa. Finał tej noweli to ekstatyczny pochód unitów przed uzbrojonymi żandarmami ze znaną formułą na ustach: „Polak jestem i katolik”.
Przysięga ta jednoczy w cierpieniu i daje gwarancję, że jest to wspólna walka. do której razem przystępują, bowiem liczyć mogą tylko na siebie. Mając, dzięki przysiędze, poczucie misji do spełnienia, są do końca nieugięci.
Kolejnym utworem traktującym o „męczeńskim Podlasiu” jest nowela „Matka”. Pisarz ukazuje tutaj motyw bolesnego i ofiarnego rodzicielstwa.
Bohaterka, unicka kobieta, pragnie za wszelką cenę uchronić swoje dzieci
przed prawosławiem. Mąż jej zginął w obronie wiary. Dla mieszkańców wioski, w której mieszka ta kobieta, wiara „unicka” i modlitwa mają ogromną wartość.

W największej tajemnicy wystawili krzyż, i z powodu braku księży, sami „wyświęcili go łzami”, aby móc przy nim gromadzić się na wspólnej modlitwie. Również w tej noweli, podobnie jak w poprzedniej, mieszkańcy składają przysięgę dochowania wierności wiary oraz obrony krzyża. Kiedy więc pojawiają się kozacy, aby zniszczyć krzyż, cała wieś staje solidarnie w obronie, chociaż w obliczu liczebnej przewagi wroga, nie ma szans na zwycięstwo. W rezultacie, jak zauważa pisarz, „ucichło we wsi, których wywieźli na Sybir, których pozamykali do kreminałów […], a ci co ostali, goili się z ran. […] A w każdej chałupie kogoś brakowało”.

Na tle tragedii, jaką przeżywa owa wioska unicka, autor ukazuje główną bohaterkę, która dowiaduje się od strażnika o zamiarze odebrania jej dzieci
i umieszczenia w prawosławnym monastyrze. Nie widząc innej możliwości
ratowania swoich dzieci przed prawosławiem, kobieta ta ukrywa się w lesie.
Zmęczona, na granicy wytrzymałości psychicznej i fizycznej, powierza
swoje dzieci opiece Matki Boskiej. Przed uległością i poddaniem się powstrzymał j ą głos zmarłego męża. który kazał raczej zabić dzieci, niż pozwolić na chrzest prawosławny. I tu autor przedstawia wahania i rozterki kobiety, podobne do rozterek biblijnego Abrahama oraz interwencję „Panienki Najświętszej”, która zaopiekowała się dziećmi. Chora kobieta za ukrywanie potomstwa została zesłana na osiem lat Sybiru gdzie, jak wspominała, nigdy nie spotkała kapłana. Po powrocie, dzięki zawierzeniu i opiece Bożej, odnalazła swoje dzieci w podczęstochowskiej wsi.
Ostatnim utworem Reymonta ukazującym problematykę „męczeńskiego Podlasia”, jest opowiadanie ..Osądzona”*.W noweli tej pisarz przedstawia jezuickie misje wśród unitów w latach 1877-1905. ożywające we wspomnieniach głównej bohaterki. Anny Jaszczukowej. „Tknęło ją przypuszczenie, boć dobrze pamiętała czasy nawracania na prawosławie, kiedy to zjawili się przebrani księża, niosący umęczonym unitom słowa wytrwania”.

Jej pamięć zarejestrowała także „całe wsie umęczone, całe rody wymordowane, całe parafie wygnane. I swoją rodzoną matkę z połamanymi nogami, i ojca przepędzonego przez kozackie nahaje, i braci potopionych w jeziorze”, a także „przymusowe przesiedlenia opornych unitów, nie chcących przejść na prawosławie w głąb Rosji'”.

W opowiadaniu „Osądzona” przywołana jest również postać Symeona Lewczuka z okolic Włodawy, który w czasie najsilniejszych represji uparcie bronił swojej wiary. Organizował opór całej parafii, aż wreszcie znalazł się w więzieniu, z którego został zesłany do Orenburga. Ale stamtąd udało mu się uciec i odtąd „przez całe lata, chroniąc się przed pościgiem był duszą opornych.
Sprowadzał księży i urządzał po lasach misje, prowadził tajne pielgrzymki
do Częstochowy, wykradał trupy opornych z prawosławnych cmentarzów
i grzebał je po lasach, stawiał przydrożne katolickie krzyże, krzepił słabnących, gromił małodusznych i był postrachem dla odstępców. Żył niby zwierz ciągle tropiony, Bóg wie gdzie i Bóg wie czym, a zawsze gotowy do pomocy, nieulękły, gorejący wiarą, niby rozżarzona pochodnia. Modlono się do niego, jak do świętego, bowiem gdzie się pokazał, obsychały łzy, spływał spokój i ustępowały wszelkie nieporozumienia”.

Tragedia przesłuchań i prześladowań, jakim zostaje poddany, sprawia, że staje się kimś zupełnie innym: „ja nie prawosławny i nie katolik – mówi po latach, które
upłynęły od tamtych wydarzeń – ja nie Polak i nie ruski, ja człowiek. Swoimi drogami za wolą Bożą chodzę. Każde stworzenie jest mi bratem rodzonym”.
Można więc powiedzieć, że Reymont postrzegał problem Unii jako problem człowieka i jego psychiki ukształtowanej przez takie czy inne wydarzenia, hierarchii wartości przyjętej w trakcie przeżytych doświadczeń.
„Męczeńskie Podlasie” jawi się na kartach dzieł Reymonta w ludzkich losach, ludzkim odwróconym nagle biegu życia.
Tematyka unicka znalazła swoje miejsce również w twórczości Stefana
Żeromskiego. Echa tej problematyki odnajdujemy w następujących utworach: „Poganin” 2 1
, „Do siwego Boga”12
, „Ananke „23
, szkicu powieściowym
„ Mogiła ” 4 i powieści „ Uroda życia „.
Do najbardziej znanych utworów literackich, dotyczących kwestii unickiej autora „Popiołów” zaliczana jest nowelka „Do swego Boga”, wydana po raz pierwszy w Krakowie w 1895 roku. Nowelka ta wraz z innymi, została opublikowana przez Żeromskiego w tomie ,.Rozdziobią nas kruki, wrony…” pod pseudonimem Maurycego Zycha. Akcja tej krótkiej, ale jakże wstrząsającej nowelki, toczy się na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX wieku. ..Dzień był marcowy – jasny a mroźny”, para wędrowców przemierzając bezdrożami Podlasia i Mazowsza, wędruje spod Drohiczyna do kościoła katolickiego w Warszawie, w celu „uhopienia” spowiedzi wielkanocnej. Obowiązek ten powtarzany co roku bywał stałym elementem w kalendarzu unitów, niezależnie od tego, czy „dobrowolnie”, czy też pod uderzeniami knuta przyjęli nowe wyznanie.

Tutaj jednak na obowiązek nakłada się dodatkowo „mus”, płynący z poczucia, że stary chłop-unita Felek, widząc śmierć syna zakatowanego na mrozie kozackimi
nahajkami za to, że nie chciał podpisać się na „ruskiego” (na prawosławie), w obawie o życie bitej wnuczki Teofilki „podpisał duszę swoją i wnuczki na złą wiarę”. Znając sytuację, w jakiej doszło do owego „nawrócenia”, nikt nie nazywa tego postępku zdradą. Tak jednak uważają sami bohaterowie:
„Co roku chodzą we dwoje – odkąd na wiarę cudzą zapisani. Grzesznicy oni
wielcy oboje, zdrajcy oboje […] przed Wielkanocą idą Bogu się kajać za
zdradę”.

Czwartego dnia, tej kolejnej wędrówki, dziadek z wnuczką zbłądzili w lesie podczas burzy i zapadającego mroku. Wyczerpani, odpoczywając przy kamieniu zamarzli. Oparta na zupełnie prawdopodobnych realiach nowelka, przejmuje swoim tragizmem. Właśnie tacy bohaterowie, jak ów Felek, tworzyli narastający kult „podlaskich męczenników za wiarę i Polskę”.
Do tematu unickiego powraca autor „ Urody życia” także w noweli „ Poganin”. Bohaterem jest stary pastuch gromadzki, który kiedyś będąc zamożnym chłopem i sołtysem w swojej wsi na Podlasiu, za czasów formalnej likwidacji unii kościelnej był jednym z przywódców opornych. Podczas słynnej obrony świątyni w Pratulinie, jak mówi: „na rotę wojska wyszedł z krzyżem i piersi odkrył. Ze mnie ciało kawałkami leciało pod batem – ja imienia jego wzywał. Ja w Brześciu między zbójami i łotrami krzyżem leżał po całych nocach, na mnie żołdactwo pluło, grunt mój sprzedali za nic, dzieci wywieźli – ja tylko imiennie jego wzywał. Aż w nocy rozum i statek na mnie przyszedł […] Jakby Pan Bóg na niebie był, jakby był sprawiedliwy, toby na świecie nie było takiego katowstwa”.

Gnębiony, katowany, aresztowany i wywieziony do Niżnego Nowogrodu – załamał się i podpisał apostazję.
Takie przypadki, jak opisany przez Żeromskiego, zdarzały się zapewne, jednak większość unitów, do końca wytrwała w oporze.
Problem zdrady powraca, raz jeszcze w opowiadaniu o znamiennym tytule „Ananke”. Już samym tytułem, zaczerpniętym z mitologii greckiej, autor sugeruje, że przeznaczeniem człowieka jest cierpienie, którego w żaden sposób nie da się uniknąć. Chociaż opowiadanie to nie niesie tragedii w sensie utraty życia przez któregoś z bohaterów, to jednak przynosi rozsypanie się dotychczasowego życia urzędnika pocztowego, który z bardzo lichej pensji, utrzymuje wielodzietną rodzinę. Marzeniem rodziców jest wysłanie najstarszego syna Janka do szkoły. Mimo zdolności chłopca i życzliwości ludzi, którzy pomagają w osiągnięciu celu. przeszkodę stanowi brak pieniędzy na stancję, i tu właśnie ma miejsce owa zawoalowana zmiana wyznania przez Ignacego, która zapewne pociąga za sobą powiększenie dochodów.

Kiedy jednak Ignacy wyznaje żonie swój krok, nie spodziewa się wcale, tak
zdecydowanej reakcji z jej strony. Kobieta odchodzi od męża, niczego z sobą nie zabierając. Zdrada urzędnika zostaje bardzo surowo osądzona i ukarana. Jest to dla niego cios bardziej bolesny, niż gdyby został znieważony i był wytykany palcami. Milczące odejście żony bez „jednego gałgana”‚ jest najmocniejszym uwypukleniem jego przewinienia. Urzędnik przekroczył pewną granicę, której nie wolno przejść człowiekowi, w tym wypadku ubogiemu. Może on nie mieć nic cennego z rzeczy materialnych, ale ma jeszcze swój honor, przekonanie i ojczyznę. Gdy wyzbywa się wiary, odziedziczonej po przodkach, traci wszystko co posiadał i wtedy dopiero staje się życiowym bankrutem. Ten „uczciwy człowiek”, jak mówi o sobie, obronił swą urzędniczą uczciwość, bo nie okradł. Lecz równolegle popełnił znacznie cięższe przewinienie, naruszając uczciwość własnego sumienia.

A przed sumieniem uciec się nie da. Taki stan wewnętrznego skażenia przedstawia narrator w wymownym opisie spojrzenia pana Ignacego: „spojrzał wzrokiem zabitym, jak patrzy lis zaszczuty, z odstrzelonymi nogami, gdy go dopędzają ogary.
W prezentowanych opowiadaniach Żeromskiego mimo ich wydźwięku
pesymistycznego jest również element nadziei. Obok momentów negatywnych ukazane są również pozytywne odniesienia – postawę Ignacego równoważy jego żona, „zdradę” Felka – śmierć jego syna Leona, który właśnie odmawia „podpisania na ruskiego”. Żeromski prezentując cienie, czyni to po to, by pokazać, że w życiu społeczeństwa polskiego sąsiadują ze sobą bohaterstwo i zdrada, wytrwałość i załamanie.
Na uwagę zasługują również ,, Dzienniki” Żeromskiego, z których dowiadujemy się o problemach finansowych pisarza, skłaniając go do wyjazdu na Podlasie, gdzie zetknął się bezpośrednio z ludem unickim.

Podczas pobytu w Białej Podlaskiej uczestniczył w nabożeństwie odprawianym
w cerkwi przerobionej z bazyliańskiego kościoła. Wnikliwa obserwacja –
nielicznych zresztą – uczestników liturgii, pozwoliła Żeromskiemu, dostrzec
takich, którzy gorąco błagali o zmiłowanie oraz takich, którzy zwątpili
w moc modlitwy, wiary i zobojętnieli na problemy otaczającego świata.
Najbardziej wyryły się w pamięci pisarza twarze uczestników: „Dziwne tu
twarze mają chłopi. Nie znajdziesz rumianej, zdrowej, tryskającej przebiegłością, butą, zdrowiem chłopa stron naszych. Tu twarze zwiędłe, czarne, smutne […] z nich wywodzą się albo męczennicy albo nikczemni”.
Przyczyn owego smutku dopatrywał się we wzajemnych nieprzyjaznych stosunkach dwóch siostrzanych Kościołów, dlatego stwierdza: „ani katolicyzm,
ani prawosławie nie dają im szczęścia”.

Ten lud karany zsyłkami na Sybir, zdaniem Żeromskiego, urasta ponad
wszelkie inne. Jest ostoją polskości i tradycji, przykładem cierpienia za
wierność własnym przekonaniom religijnym. Obraz widzianych przypadkiem w lipcu 1887 roku czterech aresztowanych rodzin unickich, które miały być wywiezione w głąb Rosji, skłonił go do głębokich i bolesnych refleksji. Ujrzał ogrom wielkiej, niezauważonej przez nikogo krzywdy ludzkiej. Zaskoczył go brak jakiegokolwiek zainteresowania ze strony świadków dworcowej sceny – uodpornionych prawdopodobnie na takie widoki. Zabolało go, że nikt nie zaprotestował, nie stanął w obronie deportowanych unitów. Zarzucił społeczeństwu obojętność wobec bezpodstawnego znęcania się nad pewną jego częścią. Wśród rzeszy anonimowych chłopów wyznania grekokatolickiego widział prześladowanych, konkretnych ludzi: ojca, matkę, córkę, syna, żonę, męża. Nie byli oni dla Żeromskiego tylko bezdusznymi danymi statystycznymi, ale żywymi, czującymi istotami.

W taki właśnie sposób wspominał chłopa, który nocą bez odzieży i butów
został aresztowany, a potem wywieziony do Orenburga. Jego dzieci – uciekając przed Moskalami – były zmuszone do samotnej tułaczki po lesie. Pisarz dowiódł, że na dworcu kolejowym rozegrał się wielki dramat rodzinny.
Zgłębił tu problem oceny postawy chłopa zastanawiając się, czy nazywać go
męczennikiem, czy bohaterem narodowym.
Z wnikliwej lektury ,.Dziennika” Żeromskiego wynika, że pierwsze zetknięcie pisarza z unitami miało miejsce podczas pobytu w Białej Podlaskiej w 1887 roku. Następne spotkania z „męczeńskim Podlasiem” nastąpiły w czasie pełnienia służby guwernerskiej w podlaskim dworze w Łysowie od 2 lutego 1889 do 31 maja 1890 roku W zapiskach z dnia 2 lutego 1890 roku kreśli sylwetkę proboszcza z pobliskich Górek – księdza Szpryngiera, który jak podaje: „nie boi się wywiezienia, nie boi się kary pieniężnej, pójścia na Sybir. Żyje jak apostoł w sutannie […] głosząc jawnie, że nie odepchnie  unity, gdy ten doń przyjdzie na spowiedź […] u niego kościół w niedzielę oblężony, unitów schodzi się moc taka, że żandarmi rady dać nie mogą”.

Ten duchowny był dla pisarza ideałem księdza, który solidaryzował się z ludem i wypełniał z oddaniem swe posłannictwo. Być może to on był pierwowzorem księdza Wolskiego z „Urody życia”.
Przelotna wizyta w Drohiczynie – 25 czerwca 1890 roku – pozwoliła autorowi zachwycić się cudownym widokiem Bugu. Rzeka skojarzyła się mu z cierpieniem unitów nazwana została „łzawicą”, w którą spłynęło tyle łez cichych, niemych, nieznanych historii bohaterów, wielkich dusz świata, a prostych chłopów z Pratulina, z Kornicy i Szpaków.”. Zaś pod datą 5 lipca 1890 roku w swoim „ Dzienniku ” pisarz umieścił fragment broszury „Dobrowolny powrót unitów”, w której zawarte zostały informacje o znęcaniu się żołnierzy nad unitami we wsi Dołhobrody. Trzy roty wojska – jak podaje – pod wodzą naczelnika Gubaniewa nahajkami zachęcały do przyjęcia duchownego sprowadzonego z Galicji, aby nawracał na prawosławie.

Żeromski, tknięty „chorobą na Moskala”, w swojej twórczości dotyczącej dziejów unickich, prezentuje przede wszystkim tragedię ludzkich losów, załamanych światopoglądów, wątpiących wciąż i poszukujących istnień, także tragedię zhańbionego pod strachem śmierci życia, rozdwojonego na to oficjalne – prawosławie i to naprawdę własne – katolickie. Owe tragiczne losy unitów podlaskich, opisane pięknym językiem, jakim posługiwał się Żeromski, z niewielką domieszką rusycyzmów, jakich używał lud Podlasia, na które zwrócił uwagę pisarz, nadają jego utworom niepowtarzalny charakter.

Problematyka „męczeńskiego Podlasia” powraca w opowiadaniu „Za wiarę. Prawdziwe zdarzenia z życia unitów”, którego autorką jest Zofia Kowerska (1845-1929). Drugie wydanie tego opowiadania ukazało się w Warszawie w 1916 roku (pierwsze prawdopodobnie przed wybuchem I wojny światowej). Akcja tego utworu rozgrywa się wiosną 1875 roku, tuż po oficjalnej kasacie Unii. Głównym bohaterem jest Józef Błażek, chłop mieszkający we wsi Folków na ziemi chełmskiej. On sam wraz z rodziną należał do obrządku łacińskiego, ale jego dziadek ochrzczony został w cerkwi unickiej. 1 na tej podstawie carscy urzędnicy uznali, że Błażek powinien być prawosławnym. Ponieważ nie zamierzał odstępować od Kościoła łacińskiego, rozpoczęto wobec niego długotrwałe prześladowanie. Najpierw była walka o katolicki pogrzeb najstarszego syna Franka zmarłego na tyfus. Błażek odwiedza kolejno różnych urzędników carskich, starając się uzyskać zezwolenie na katolicki pogrzeb syna. Sponiewierany i obdarty z pieniędzy, niczego nie wskórał. Syna pochowano na prawosławnym cmentarzu, bo jak mówił strażnik „umarły był prawosławny […] tak kazał cesarz i archirej i pop”.

Następny etap represji to liczne kary pieniężne za nieochrzczenie w cerkwi prawosławnej najmłodszego dwuletniego dziecka. Wreszcie uznanie za nieważne małżeństwo – Józefa Błażka z Jagną, z którą przeżył 21 łat – według przepisów Cerkwi prawosławnej, nie mogła być jego żoną, bowiem jego brat zawarł przed nim małżeństwo z jej siostrą. Jagna zostaje więc wywieziona do rodzinnego Blindowa. Nękany nieustannymi karami pieniężnymi za opór wobec prawosławia, zostaje zmuszony do sprzedaży gospodarstwa i domu. Ciągle szykanowany przez carską biurokrację, decyduje się prosić gubernatora o skazanie go na zsyłkę wraz z rodziną na Syberię. Ta propozycja zaskoczyła gubernatora, który jednak, domyślając się o co chodzi Błażkowi, uznaje go za wariata i każe zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. I dopiero tam Błażek „nareszcie odnalazł spokój”.

Mając pełną świadomość jakimi metodami tępiono unię, należy uznać
opowiadanie Kowerskiej za swego rodzaju wstrząsający dokument carskiej
tyranii, której nie chce się poddać Józef Błażek. Przekonany o absolutnej
słuszności sprawy był gotów poświęcić dla niej wszystko.
W 1926 roku w Warszawie ukazała się nowela poświęcona również okresowi walki władz rosyjskich z unitami na terenie Królestwa Polskiego,
zatytułowana: „Ciernistym szlakiem. Opowiadanie z czasów prześladowania
Unii”. Autorką tej noweli jest Wanda Grochowska, ukrywająca się pod
pseudonimem „Wieśniaczka z nad Wisły”. Akcja rozgrywa się w drugiej
połowie lat siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych XIX wieku na Podlasiu.
Do dworu ziemiańskiego państwa Bileckich przybywa z Krakowa ich kuzynka panna Krystyna Bilecka. Tutaj poznaje sąsiada Bileckich również ziemianina, wdowca Stefana Krasnodębskiego. W podlaskich dworkach w tym czasie rozmowy towarzyskie koncentrują się między innymi na prześladowaniach unitów i zmuszaniu ich do przyjęcia prawosławia.

Unitom od dawna pomaga Krasnodębski. Za jego sprawą panna Krystyna uczestniczy w nocnym udzielaniu sakramentów świętych unitom w starym, opuszczonym młynie. Podczas chrztu przyjmuje funkcję matki chrzestnej dzieci
unickich. Za pomoc udzielaną unitom oraz odmowę przyjęcia prawosławia,
do którego powinien należeć ze względu na ochrzczenie jego matki w cerkwi (przypadkowe, spowodowane chorobą proboszcza łacińskiego), Krasnodębski zostaje zesłany na Sybir. Dzielna Krystyna, podczas zsyłki Krasnodębskiego opiekuje się jego matką i dziećmi. Po powrocie z Sybiru, Krystyna i Stefan biorą ślub, a pod swoją opiekę przyjmują sierotę Kasię, chrześnicę panny Krystyny, córkę unitki. która w obronie unickiej cerkwi przed „splamieniem” jej przez popa została zasieczona kozackimi nahąjkami.

Do swego małżeństwa Krystyna Bilecka i Stefan Krasnodębski doszli „ciernistym szlakiem”, tak jak ciernista była w tym czasie droga podlaskich unitów.
Grochowska, w swoim opowiadaniu, kreśli portret ludzi młodych, Krystyny i Stefana, którzy są bezgranicznie oddani polskości i katolicyzmowi.
Nie są to jednak fanatycy skłonni nienawidzić wszystkiego co prawosławne
i rosyjskie, widać to w momencie uratowania syna rosyjskiego generała
spod kopyt rozpędzonego konia, przez Bilecką. Zdaniem autorki, do czytelnika miały przemawiać same tylko fakty – carski, bezduszny ucisk religijny i narodowy z jednej strony, z drugiej zaś bohaterstwo tych, którzy sprzeciwiali się despotycznemu zaborcy.

Motyw „męczeńskiego Podlasia” występuje również w noweli Sewera
(I. Maciejowski) „Do sM’oich”. Dwudziestoczteroletnia Marysia Biedroń
staje w obronie duszy zmarłego syna. Staszka. Postanawia go przenieść, podczas mroźnej zimy, przez granicę w okolicach Leżajska, by pochować w „poświęconej ziemi”. Jakkolwiek oboje rodzice zdecydowani są bronić swoich przekonań, to jednak ostatnie słowo należy do żony: „Kobieta stała przed nim (m^żem) z tą siłą postanowienia, które się nie cofa; odczuł ją, pokonała go’.
Oboje rozumieją konieczność takiego kroku w perspektywie sądu ostatecznego, gdy wszyscy bliscy powinni się odnaleźć. Michał, ojciec zmarłego chłopca, tak to określa: „Myślisz, że i ja nie dbam o wieczność mego dziecka? A cóżbym ja sam na tamtym świecie bez was robił?
(…) Wtoczyłbym się jak pies bez pana”.

Postanawiają więc uciec z „wygnania” „do swoich” w najbliższej przyszłości. Najbardziej dramatyczny jest moment przekroczenia granicy, podczas którego strażnik próbuje zatrzymać kobietę dźwigającą zwłoki dziecka. Jeden ze strzałów trafia martwego chłopca, co staje na przeszkodzie pochowania go na najbliższym
cmentarzu, bowiem ksiądz obawia się ewentualnego śledztwa. Ten ostatni jednak zaopatruje Biedroniową w pieniądze, by mogła furmanką dotrzeć do rodzinnych Łętowic. Ranga jej czynu wzrasta podczas pochówku dziecka w obecności na nim „całej okolicy”. Postępek ten urasta jeszcze bardziej przez to, że sama bohaterka uważa go za coś zwykłego: „nie była w stanie ocenić wielkość swego czynu. Zrobiła, co musiała – i już”.

Pochowanie obok najbliższych jest gwarancją odnalezienia się razem na sądzie ostatecznym. ,, Ziemia poświęcona ” staje się taką ze względu na jej religijne i narodowe odniesienie. Komentarz, jaki Biedroniową wygłasza przy pocałunku
ziemi po przejściu granicy, najlepiej o tym świadczy: „Moja ty święta, moja
ty polska, moja ty katolicka, tobie oddam dzieciątko moje”.
Świętość ziemi polega przede wszystkim na jej polskości, obojętne natomiast jest dla bohaterki, na jakim cmentarzu zwłoki zostaną złożone: „abo na katolickim,
abo na unickim, to wszyćko jedno”.

Wątki „męczeńskiego Podlasia” występują też w utworach prozaików polskich z drugiej połowy XIX wieku, takich jak: Klemens Junosza-Szaniawski (1849-1899), autor powieści ,,Pan Sędzia”, Franciszek RawitaGawroński (1846-1930) autor powieści „Z domu niewoli”, Józef Weyssnhoff (1860-1932) autor nowelek: „Pod piorunami” i „Dwa sumienia”. We wszystkich wymienionych wyżej utworach poruszane są te same motywy prześladowania unitów i opór wobec obcej religijnie i narodowo władzy carskiej.
Na uwagę zasługują nowele: „Judasz” i „Za kwartę gorzeliny” Wacława Żmudzkiego. W obu tych nowelach centralnym tematem jest motyw zdrady. Akcję „Judasza” umieszcza Żmudzki na terenie guberni mińskiej, w pobliżu miasteczka „N…” W okolicy tej od lat kilku działał wśród prześladowanych unitów ksiądz, nieuchwytny dla miejscowych urzędników carskich. Cała akcja zawiązuje się w momencie, gdy wędrujący lasem Bartek nie zostaje zabrany na sanie przez zamożnego Macieja. W pobliskiej karczmie Bartek dowiaduje się, że za wskazanie, gdzie ukrywa się poszukiwany duchowny można otrzymać kwotę pięciuset rubli. Znając miejsce w lesie, gdzie można było się wyspowiadać, Bartek domyśla się, że ów gospodarz Maciej przewoził w saniach pod grochowinami księdza.

Biednego człowieka nurtuje wciąż myśl o pokaźnej sumie, którą można by odpowiednio wykorzystać do wydźwignięcia się z nędzy. Ostatecznie żądza bycia
bogatym zwycięża zmysł etyczny bohatera: „chyłkiem, żeby sam siebie nie
widział, słówko szepnął, żeby sam siebie nie słyszał.

Po tej decyzji autor przenosi akcję opowiadania do lasu, w którym odbywa się zakazane nabożeństwo. Ksiądz żegnając się z uczestnikami uprzedza przed zdradą która czai się wśród nich. Wtedy to dzieje się rzecz dziwna: ujawnia się z grupy
Bartek, przyznaje się do zdrady i wskazuje zamaskowanych policjantów.
Przez moment tłum rozważa konieczność samosądu, ale strażnicy wyrażają
skruchę, proszą o litość i deklarują zachowanie obietnicy. Całość wieńczy
wezwanie kapłana do przebaczenia i pojednania wszystkich.
Problem zdrady jest także tematem drugiego opowiadania „Za kwartę
gorzeliny”. Główny bohater. Łukasz – pijanica, usiłuje po otrzeźwieniu
przypomnieć sobie przebieg poprzedniego dnia, podczas którego będąc
w zamroczeniu alkoholowym zgodził się na przepisanie siebie i dwu wnuczek na prawosławie. Najpierw postanawia pozbawić wnuczki życia, by bronić ich dusze „od zatracenia”, „sprzedałem ja was, stary pies, za kwartę gorzałki, za parę butów dałem wasze duszyczki na zatracenie wieczne”.

Ale na szczęście powstrzymuje go od tego czynu spostrzeżenie, że bezpośrednim winowajcą jest pop -„kusiciel”, któremu „najprzód” trzeba wymierzyć karę. W zacietrzewieniu starzec omal nie dusi młodego duchownego, po czym skrycie wiesza się w cerkwi.

Podobnie więc jak w pierwszej noweli, tak i w tej, mamy do czynienia
ze słabością ludzkiego charakteru. Wizerunek słabości charakteru ma na
celu pokazanie kontrastu pomiędzy wolą a przywiązaniem do pewnych
przekonań. Samobójstwo nie oczyszcza Łukasza ani też go nie usprawiedliwia, jedynie uwalnia od ciążącego na nim „kamienia” moralnego wyrzutu. Przestępstwa popełnione wobec innych mogą być przebaczone (jak w ,, Judaszu”), ale popełnione wobec siebie ciążą już na całym życiu, nawet
wtedy, gdy pozornie uda się zagłuszyć sumienie.
Wątki unickie, w twórczości Żmudzkiego, są obecne w nowelach: „Nieboga” i „Na cmentarzu”. Utwór „Nieboga”, to stylizowana gawęda starego gajowego, zamieszkałego na granicy Królestwa Polskiego, przedstawiającego wydarzenia sprzed kilku laty, których był uczestnikiem. Młode małżeństwo unickie przedziera się przez kordon rosyjski, aby zawrzeć tzw. „ślub krakowski”. Narrator jest postacią, która to przedsięwzięcie pomogła uskutecznić. Jednak podczas nocnego powrotu trójka bohaterów natrafia na strażnika granicznego, który w mroku przebija bagnetem kobietę. Antek, mąż zabitej – „niebogi”, zapamiętały w swoim bólu, próbował jeszcze wykraść pilnowane zwłoki, ale okazało się to niemożliwe do zrealizowania. Obaj mężczyźni musieli uciekać.

Nowela ta, w swej wymowie, zawiera cichą skargę na okrucieństwo losu, w który ingeruje się w tak bezpardonowy sposób. Młode życie (mieli zaledwie po dwadzieścia kilka lat) zostaje przerwane w momencie, gdy dopiero zaczynało nabierać rumieńców dzięki uhonorowaniu małżeństwa Marysi nie tylko w świetle praw Boskich, ale i ludzkich. Chociaż trudno określić stopień ludzkiego męczeństwa, ale wydaje się, że śmierć jest, przynajmniej przez swój patos, w tym przypadku jakimś zadośćuczynieniem.
Historia pokątnego pogrzebu unity, w który ingerują urzędnicy carscy, stanowi treść drugiej noweli Żmudzkiego. Walka religijna, w tym krótkim opowiadaniu „Na cmentarzu”, była rozumiana jako element „nowej rodzącej się walki” – narodowej. Wyraźnie więc zaznacza się podział: „Z jednej strony nie krępująca się żadnymi względami podłość, brutalna przemoc, chęć dzikiej zemsty, z drugiej wytrwały, nie cofający się przed żadnymi ofiarami opór, budząca się świadomość”.

W oczach syna – narratora, którego ojciec, zabity w roku 1865, spoczywa na zakazanym dla unitów cmentarzu, walka ich jest symbolem „przedświtu” narodowego.
Tematyka unicka w sposób pośredni znajduje swoje miejsce w opowiadaniu Marii Rodziewiczówny „ Jan Borucki ” trójki unitów z Siedleckiego, zesłanych na roczny pobyt za opór do miasteczka Wołcznia, następuje zasadnicza zmiana w myśleniu i postawie Jana Boruckiego i jego rodziny. Ich praca ograniczała się tylko do cichych wieczornych śpiewów i opowieści o swoich przejściach. Początkowe niesprecyzowane poczucie polskości nabiera innego sensu, dzięki uczeniu się jakby od nowa polskości i dziejów ojczyzny, co najlepiej widać w postawie Wołodi (później Władka) najmłodszego syna Boruckiego. Dalszy bieg wydarzeń w życiu rodziny Boruckiego są następstwem tego przełomu: wysłanie
Władka na naukę do Warszawy, obrona wnuka przed chrztem w cerkwi
i związane z tym kłopoty sądowe i kary. Taką postawę wyraziście charakteryzuje przed opuszczeniem Wołczni Bazyli Panasiuk, najstarszy z unitów w słowach skierowanych do Boruckiego: „raz życie, raz śmierć, i dwóch dusz nie można mieć, jedną dla ludzi, drugą dla Boga. Jedna Boska jest. Tak tylko postanowić – i trzymać, a nic nie straszne”.

Powyższe opowiadanie Rodziewiczówny przedstawia istotny wpływ postaw duchowych unitów na postacie nie należące do ich kręgu. Cierpienia moralne i fizyczne uwierzytelniają słuszność takiego a nie innego wyboru i czynią wiarygodnymi wypróbowane w „tyglu życia” postawy. Dlatego oporni mogą być przykładem i motorem budzącym ducha wiary w człowieka i jego osobiste przekonania.
W kręgu unckim znajdują się też utwory, w których optyka postrzegania ludzkich doświadczeń przesuwa się zupełnie na zewnętrzne w stosunku do świata unickiego postacie. Tak rozumiana zewnętrzność nie stanowi izolacji świata unickiego, lecz jedynie zmianę perspektywy widzenia zjawisk na tle egzystencji unitów. Głównymi bohaterami stają się księża łacińscy, którzy z własnej lub zewnętrznej inicjatywy pełnią służbę wobec proszących o nią unitów.
Jakkolwiek duchowieństwo łacińskie wielokrotnie pojawia się w utworach wcześniej prezentowanych, to jednak w opowiadaniach: „Pod piorunami” Józef Weyssenhoffa i „ Drogieńki” Juliusza Barskiego duchowni są postaciami pierwszoplanowymi. W tym miejscu wypada przypomnieć, że unici uznając zwierzchnictwo papieża, należeli do Kościoła rzymskiego, a różnili się tylko obrządkiem. Księża łacińscy z chwilą likwidacji unii, czuli się w sumieniu zobowiązani nieść posługę tym ludziom. Od ich osobistych wyborów zależało natomiast czy byli gotowi na ryzyko odpowiedzialności przed władzami rosyjskimi.

W opowiadaniu „Pod piorunami” Weyssenhoff przedstawił ewolucję wewnętrzną trzydziestokilkuletniego księdza Wiklińskiego, proboszcza parafii na pograniczu z Galicją. Podczas jednej z burz, których ksiądz panicznie się boi, pod osłoną ciemności, do drzwi plebani pukają Hryć Lewczuk z Paraską Kuncewiczówną. unici, którym nie udało się przedostać przez granicę do Galicji, aby tam zawrzeć ślub. Przerażony ksiądz początkowo nie chce słyszeć o udzieleniu ślubu, a w końcu, po długich prośbach zgadza się pobłogosławić ich związek. Boi się konsekwencji ze strony żandarmerii, kiedy jednak one nie następują uspokaja się wewnętrznie; za to, jak w reakcji łańcuchowej, zaczynają się zgłaszać kolejne pary, aż liczba udzielonych przez niego ślubów w ciągu jednego roku urasta do osiemnastu. Wikliński jest przekonany, że finał jego działalności będzie tragiczny. Stopniowo jednak przełamuje strach, czując wewnętrzną satysfakcję z pracy, którą wykonuje. Z „fizycznej trwogi”, będącej rezultatem spełnienia „niebezpiecznych obowiązków”, rodzi się postawa człowieka zahartowanego w doświadczeniu – „przemytnika dusz – pod piorunami” Weyssenhoff w tej opowieści demaskując śmieszne przywary bohatera, równocześnie akcentuje jego wewnętrzną przemianę. Nie dająca się ukryć lękliwość księdza, pod wpływem przypadkowych wydarzeń przeradza się w godną podziwu odwagę. Radykalna zmiana w życiu duchownego dokonuje się pod wpływem pozytywnym unitów, z tą wszakże różnicą że tutaj działa nie tyle przykład, ile raczej własna motywacja wypełnionego obowiązku. Pierwszy ślub, jakiego udzielił Wikliński, można uzasadnić jednością „polskiej wiary”, jak to wyraża Lewczuk, późniejsza zaś działalność wynika ze świadomości poczucia więzi z tymi, z którymi łączy go nie tylko wiara, ale i wspólne ryzyko.

W odmiennej tonacji przedstawia natomiast Juliusz Barski w opowiadaniu „Drogieńki” starego księdza Szkiłłądzia z Żeliszewa nad Bugiem. Są to dzieje dwóch staruszków, księdza i jego sługi, żyjących w idealnej zgodzie ze sobą. Wiąże ich wspólna praca i pobyt na zesłaniu w Wiatce. Ksiądz Szkiłłądź, z racji swego powiedzenia, zwany Drogieńkim, także ryzykuje własną głową za posługi udzielane potajemnie prześladowanym unitom.
Zostaje podstępnie zdemaskowany przez carską administrację podczas służby unitom, w wyniku czego skutki dla obu staruszków są tragiczne.
Obaj kapłani, Szkiłłądź i Wikliński stoją przed dylematem: czy pomagać opornym, czy też nie narażać parafii na ewentualne skutki wykrycia takiej pomocy. Za każdym razem musiała to być osobista decyzja: „I każdy z kapłanów podlaskich musiał się zastanowić, musiał rozważyć, co pocznie, jak sobie postąpi, gdy kto z tej rozproszonej owczarnia z kolei do jego okna zapuka, gdy usłyszy głosy: „nie opuszczaj”.

W szerszym znaczeniu tego słowa w krąg męczeństwa wpisuje się także uciążliwe znoszenie przeciwności i utrapień, które ciągną się często całymi latami i nie stanowią obrazu wybijającego się jakimś szczególnym elementem w tym szeregu. Tak rozumiane męczeństwo jest przedmiotem opowiadania: „Za co? – obrazek z życia unitów” Marii Gerson-Dąbrowskiej. Przedstawiona tu została historia życia unitki, która, by uniknąć prześladowań, ucieka do Warszawy. Formalnie zaszeregowana jest w poczet wyznawców prawosławia, gdyż jako dziecko podstępnie ją wykradziono z domu katolickiego, wśród którego przodków był unita, i ochrzczono w cerkwi. Pracuje jako służąca, lecz odnotowane w paszporcie wyznanie przysparza jej wielu kłopotów. Jak mówi: „ile ja ich już miała tych służb zapowietrzonych, u katolików i u żydów, i u ruskich – wszędzie źle było”.

Wszyscy z tych samych powodów dyskwalifikują bohaterkę w różny sposób: pierwsi zarzucają że „prawosławna”, drudzy wykorzystują ponad siły,
ostatni zaś przymuszają do praktyk cerkiewnych.
„Chwali” wprawdzie Boga „po katolicku”, ale zawsze nieufna wobec ludzi i w ciągłym strachu, że może się to wydać i zostać ukarane. Żyje nadzieją lepszych czasów, ale gdy przychodzi ukaz tolerancyjny i może zgodnie z prawem przepisać się na wiarę katolicką, dowiaduje się o swej życiowej porażce. Odwiedziny rodzinnego Hrudka uświadamiająją, że dla rodziny jest „obca”, a chłopiec, na którego tak liczyła, założył już swoją rodzinę.
Dalsze jej losy, to „okres pewnej biernej, szarej szczęśliwości, w której nie
masz słońca, ale nie masz i huraganów”.

Poświęciła swoją miłość i młodość, przeżyła prześladowania, cierpiała, aż wreszcie doczekała wybuchu wojny, a następnie klęsk Rosji, które oceniła jako „nadejście sądu”. Lecz to żadne wynagrodzenie za zniszczone, wydawałoby się dostępne każdemu, zwykłe ludzkie szczęście. Narratorka pyta więc w imieniu bohaterki: „Za co dzień jej życia, jak noc czarny? – za co młodość,_jak chwast zdeptana? – za
co miłości jej zwiędłe nim w kwiat się rozwiły?” .
„Męczeńskie Podlasie” znalazło swoje miejsce także w poezji. Stosunkowo wiele miejsca prześladowaniu unitów poświęciła w swoich utworach Maria Konopnicka – poetka tak wrażliwa na krzywdę ludu polskiego. Na uwagę zasługuje jej utwór: „Przez głębinę” ogłoszony drukiem w 1907 roku, a podpisany M. K. Jan Waręż. Poemat ten osnuty jest na kanwie wielkiej manifestacji patriotycznej odbytej w nadbużańskim miasteczku Horodło – 10.X.1861 r. w 448 rocznicę unii polsko-litewskiej tam właśnie zawartej.
W manifestacji horodelskiej wzięły udział liczne grupy unitów. Mimo prób zakłócenia przebiegu manifestacji przez wojsko rosyjskie odczytano „wobec wielkich tłumów” akt odnowienia unii Polski, Litwy i Rusi. Poetka opisując barwnie te wydarzenia, podkreśliła też, że w manifestacji brali udział nie tylko mieszkańcy Królestwa Polskiego ale i bardzo liczni przedstawiciele „prostego ludu” ziem nadbużańskich, który uważano niekiedy w drugiej połowie XIX wieku za stracony dla katolicyzmu i polskości”.

Utwory poetyckie dotyczące unitów zawarte są też w pracy Ottonówny
(Jadwigi Łubieńskiej) „ Podlaskie Hospody pomyluj 1872 -1905. Kronika 55
lat prześladowania Unji”, wydanej w Krakowie w 1908 roku. W tym dziele
zawierającym jej osobiste relacje o kolejnych prześladowaniach unitów na Podlasiu, zamieściła też „Łzy podlaskie przemówiły. Zbiór czternastu pieśni
i wierszy Jozafata Spusia i innych unickich podlaskich włościan, za czasów
prześladoM>ania rosyjskiego składanych i używanych, a przez Ottonówną
dopełnionych i spisanych w roku 1886-1888″. Trudno dociec ile z tych
wierszy stanowi oryginalny wkład unitów, a ile wniosła przy ich dopełnianiu Łubieńska. Większość z nich (,, Dumka „, ,,Pieśniarze nasi”, „Excelsior Podlaski”,,, Kaplica zamknięta „, ,, Do Matki Boskiej Kodeńskiej ” czy ,, Non
erravisti”) odznacza się dość wysokimi walorami artystycznymi. Być może wiersze te były dziełem Jozafata Spusia pochodzącego z Rudna k/Parczewa,
zesłanego na Sybir i zbiegłego stamtąd, jednego z przywódców „opornych”,
których tak właśnie charakteryzował wiersz „Non erravisti”-.

„Brzegi Angary, śnieżyce i piaski, Puszcz orenburskich przedwczesne mogiły Świadczyć nam będą, że naród podlaski Serca miał w piersiach, a serca te biły”.
Obszerny poemat „Martyrologium Podlasia w Pieśni” wydał w 1925
roku, naoczny świadek cierpień unitów podlaskich ks. Józef Pruszkowski,
profesor seminarium łacińskiego w Janowie Podlaskim, następnie długoletni
proboszcz na „męczeńskim Podlasiu”, a wreszcie profesor honorowy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, autor znanego dzieła dokumentalnego „Maryrologium czyli męczeństwo Unii na Podlasiu”.
Z prześledzonych tutaj teksów wyłania się wieloaspektowy wizerunek literacki wydarzeń z okresu czterdziestoletniego prześladowania. Można powiedzieć, że „męczeńskie Podlasie” żyje na kartach literatury pięknej w dość bogatej faktografii, w kolorycie wiejskich krajobrazów, ale przede wszystkim w ludziach, w ich życiowej postawie, sposobie odbierania świata i wrażliwości na sprawy tej rzeczywistości, która była ich udziałem. Zauważył to podczas ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny Jan Paweł II, dając temu wyraz w słowach: „Witaj ziemio podlaska. Ziemio ubogacona pięknem przyrody, a przede wszystkim uświęcona wiernością tego ludu, który w czasie swojej historii był niejednokrotnie boleśnie doświadczany i musiał zmagać się z ogromnymi i różnorodnymi przeciwnościami. Zawsze jednak trwał wiernie przy Kościele, i tak jest po dzień dzisiejszy”.

https://bazhum.muzhp.pl/media//files/Szkice_Podlaskie/Szkice_Podlaskie-r2001-t9/Szkice_Podlaskie-r2001-t9-s5-21/Szkice_Podlaskie-r2001-t9-s5-21.pdfAPC - 2013.01.24 16.51 - 001.3d

„Męczeńskie Podlasie” w wybranych utworach literatury polskiej na przełomie XIX i XX wieku.pdf

Przeczytaj także: 

Z ziemi chełmskiej – Władysław Reymont

Do swego Boga – Stefan Żeromski

Unia Brzeska i Unici w Krolestwie Polskim – Dylagowa.pdf

Posted in Historia, Moja mała Ojczyzna, Unici | 2 Komentarze »

Krwawe łzy unitów polskich – Teodor Jeske-Choiński (1919)

Posted by tadeo w dniu 18 października 2012

Plik:Krwawe łzy unitów polskich 005.jpg

http://pl.wikisource.org/wiki/Krwawe_%C5%82zy_unit%C3%B3w_polskich

Księgarnia Krajowa K. Prószyńskiego
w Warszawie,

ulica Warecka, liczba domu 12.


1919.

I.
W tysiąc lat po narodzeniu Pana Jezusa patrjarchowie greccy, mieszkający w Konstantynopolu, doprowadzili do rozbicia jedności Kościoła chrześćjańskiego. Przestali oni uważać papieża za swego zwierzchnika i pociągnęli za sobą większą część podległych sobie chrześćjan. W ten sposób jedyny przedtém Kościół chrześćjański rozpadł się na dwa Kościoły: Zachodni czyli Rzymski, którego zwierzchnikiem jest papież, i Wschodni czyli Grecki, któremu przewodzi patrjarcha mieszkający w Konstantynopolu. Takie rozbicie jedności Kościoła CHrystusowego bolało wszystkich zacnych chrześćjan, więc też od dawna szukali oni sposobu na to, aby znów jedność nastała. Jakoż w roku 1439, na zjeździe biskupów w mieście Florencji we Włoszech, część greckich katolików połączyła się z Kościołem rzymsko-katolickim. Takie same połączenie, nazwane z łacińska uńją nastąpiło w Polsce w roku 1596, na zjeździe w Brześciu-Litewskim.
Odtąd też katolicy rusińscy żyli już w zgodzie z katolikami polskimi i uważali się wszyscy za jedną rodzinę. Gdy naprzykład zabrakło w jakiéj wsi księdza polskiego, wyręczał go ksiądz unicki, słuchał spowiedzi, chrzcił dzieci, dawał śluby małżeńskie i grzebał umarłych. To samo działo się w cerkwiach unickich. Księdza unickiego zastępował tam nieraz ksiądz polski. Nie było więc różnicy między „łacinnikami“ a „unitami“. Unita chodził za procesjami łacińskiemi, nosił chorągwie, odmawiał po polsku modlitwy i słuchał polskich kazań. Nikt też w Polsce nie prześladował unitów, bo też i nie miał za co.
Aliści Polska utraciła wolność i znaczna jéj część wraz z całą Litwą i Rusią zabrali pod swe panowanie Rossjanie. Wnet też zaczęli oni prześladować unitów, a najpierw na Litwie i Rusi. Długo Rossjanie pastwili się tam nad unitami, aż wkońcu doprowadzili do zniesienia uńji i wszystkich unitów na Litwie i Rusi przyłączyli przemocą lub podstępem do cerkwi prawosławnéj. Nie ruszali jednak jeszcze wtedy tych unitów, którzy mieszkali na Podlasiu i w ziemi Chełmskié. Tam unici żyli sobie spokojnie i szczęśliwie aż do roku 1865.
Aż nagle i na nich spadł niespodziewany, okrutny grom, usiłujący ich rozbić na strzępy. Za co, na co? Niczém nie zgrzeszyli, byli bogobojnymi katolikami i uczciwymi, pracowitymi ludźmi. Komuż to przyszło do głowy kopać, bić, obdzierać z mienia, wysyłać na Sybir, zabijać wkońcu niewinnych, szlachetnych ludzi? Przecież nie Polakom; Rossjanie-to zaczęli znęcać się nad nimi, bo chcieli ich zmusić do zrzucenia z siebie, ze swojego sumienia, wiary przodków i do przejścia na prawosłaẃje.
To nierozumne i nieuczciwe odrywanie unitów od wiary ich przodków, od Kościoła katolickiego, od Ojca Świętego czyli papieża, wymyślił rossyjski książę Czerkaski, z pochodzenia Tatar. Będąc władcą nad wszystkiemi sprawami duchownemi w mocarstwie rossyjskiém miał możność wykonać swe niecne zamiary. Nie o dusze unitów szło mu, jéno o zdobycie gorliwością na urzędzie łaski cesarza, który obsypywał chętnie wierne swoje sługi orderami, godnościami i pieniędzmi, albo majątkami ziemskimi, zwanemi „majoratami“.
W nieuczciwej robocie Czerkaskiemu służyła gromada podrzędnych urzędników, chudopachołków, którzy po powstaniu w roku 1863 rzucili się łapczywie na Polskę i Litwę, aby się u nas dobrze obłowić. Gromadzie téj zdawało się, że unici pójdą za jéj rozkazami bez oporu, że poddadzą się jéj rozporządzeniom z pokorą, jak stado wystraszonych owiec.
Omylili się… Unici podlascy, szczerzy katolicy i Polacy, stanęli murem i bronili po bohatersku, jak dawni męczennicy chrześćjańscy z czasów cesarstwa Rzymskiego, swojéj wiary i narodowości. Czerkaski, zmiarkowawszy, że przecenił swe siły, że go unici polscy nie słuchają, że robią to, co uważają za swój obowiązek, postanowił nastraszyć ich prześladowaniem biskupów. Arcybiskupa warszawskiego księdza Felińskiego, jednego z najlepszych najszlachetniejszych kapłanów polskich, pozbawił władzy nad owczarnią katolicką i kazał go wywieźć na wygnanie do Jarosławia w Rossji. To samo stało się z jego następcą, biskupem Rzewuskim; wysłano go do Astrachania.
Księdzu Szymańskiemu, biskupowi djecezji Podlaskiéj, zabronił Czerkaski odwiedzać parafję unicką, bo unici witali biskupów łacińskich z taką samą radością, z jaką witali swego biskupa unickiego mieszkającego w Chełmie. Uważali się za takich samych katolików, jak katolicy łacińscy.
Ale nie dość było Czerkaskiemu prześladowania biskupów. Obawiając się działalnoności[1] kapłanów naszych, pozamykał klasztory męzkie i żeńskie i zagarnął dobra, majątki, należące do klasztorów i seminarjum duchownych; przerabiał kościoły katolickie na cerkwie prawosławne i osadzał przy nich prawosławnych popów; zniósł w roku 1867 katedrę biskupią w Janowie podlaskim i nakazał biskupowi Szymańskiemu mieszkać w Łomży. Poniewierki téj nie mógł znieść sędziwy książę Kościoła. Podłość Czerkaskiego zabiła go; umarł rozżalony.
Pozbywszy się biskupów i zakonników, wziął się Czerkaski do proboszczów świeckich. Zakazał im chrzcić dzieci unickie, słuchać ich ojców i matek spowiedzi, zaślubiać pary małżeńskie, chować umarłych unitów na cmentarzach katolickich. Księży odważnych, którzy nie chcieli słuchać jego rozkazów i zakazów, karał pieniężnie, więzieniem, albo nawet wygnaniem na Syberję.
Ostro bez litości obchodził się Czerkaski z duchowieństwem łacińskim, a do unickiego zbliżał się z obłudnę grzecznością szczwanego lisa. Wmawiał w księży unickich, że, jako Rusini, są braćmi Rossjan, że powinni być ich przyjaciółmi i pozbyć się swej wiary i połączenia z katolikami. I wmawiał w nich, że kięża polscy szkodzą im, bo odrywają ich od braci prawosławnych, a zlewają z Polakami.
Nie udawała mu się jednak sztuka dopóty, dopóki biskup unicki ksiądz Kaliński, bogobojny, prawy, wielkoduszny starzec czuwał nad swą owczarnią. Deremnie[2] kusił Czerkaski biskupa pieniędzmi, podsuwając mu 10 tysięcy rubli. Biskup Kaliński nie dał się otumanić pozostał katolikiem unitą i Polakiem, choć za tę odwagę zapłacił gorzko. Czerkaski kazał go wywieźć dnia 21 września 1866 roku, aż do Wiatki za Wołgę. Tam biskup Kaliński zastał już drugiego męczennika, wileńskiego biskupa, księdza Adama Krasińskiego. Jak nikczemne wysłanie zabiło biskupa Szymańskiego, tak zabiło także biskupa Kalińskiego. Obaj byli męczennikami za wiarę katolicką.
Usunąwszy z placu boją głównych obrońców wiary katolickich, Czerkaski uczynił biskupem unickim w Chełmskiém Wójcickiego, człowieka znanego z podłości, i sprowadził z Galicji, z pod panowania Austrji, gromadę księży unickich chciwych na pieniądze i sprzedawczyków, wrogich Polakom i Polsce. Czerkaski rozdał im najlepsze probostwa na Podlasiu i w ziemi Chełmskiéj, aby mu służyli z pokorą. Rozkazał im przerabiać kościoły katolicko-unickie na cerkwie prawosławne, usuwać z nich wszystkie sprzęty kościelne katolickie (ołtarze, organy, chorągwie, obrazy, dzwonki, komże, konfesjonały), które nie są używane w cerkwiach prawosławnych. Uczciwi księża uniccy nie poddali się rozporządzeniom Czerkaskiego, stawili mu opór. Tych opornych kapłanów: Adama Artychowicza, Feliksa Bańkowskiego, Jana Budziłowicza, Djakowskiego Porfira, Eustachiewicza Jana, Filewicza Porfira, Futasewicza Nikanora, Antoniego Grabowicza, Hanytkiewiczów Cyprjana i Faustyna, Horoszewicza Andrzeja, Kalińskich Henryka, Ludwika i Walerego, Kalinowskiego Mikołaja, Karpowicza Grzegorza, Koncewicza Jerzego, Kurkiewicza Franciszka, Kozłowskiego Józefata, Ładę Justyna, Żukowskiego Michała, Pocieja Antoniego, Pyszczyńskiego Ignacego, Sieniewicza Ignacego, Sierocińskiego Jana, Śmigielskiego Jana, Starkiewicza Emiljana, Szelemetkę Jana, Szokalskiego Leona, Szymańskiego Pawła, Terlikiewicza Leona, Ulanickiego Longina, Wachowicza Stefana, Wasilewskiego Klemensa, Zatkalika Aleksandra, Zarembę Konstantego, Zradzińskiego Demetra, Żypowskich Andrzeja, Jakóba i Tomasza — wypędzono z kraju i osadzano w więzieniach, aby nie przeszkadzali robocie prawosławnych Rossjan.
Oprócz wypędzonych albo uwięzionych księży unickich, mających wstręt do prawosławia, cierpiało mnóstwo innych jeszcze opornych kapłanów. Około 214-tu starszych księży unickich umarło z powodu prześladowań. Zabił ich strach przed dzikością rozjuszonych Rossjan.
Daremnie jednak straszyła ta dzikość lud unicki prześladowaniem księży. Prześladowanie rozmyślne księży zepsuło robotę Czerkaskiego, bo oburzyło na niego całe włościaństwo podlaskie i chełmskie. Zamiast poddać się zachciankom rządu rossyjskiego, oświadczyli włościanie, że nie będą nigdy prawosławnymi, bo są i będą zawsze katolikami i Polakami i nie sprzeniewierzą się swojéj wierze choćby mieli przypłacić życiem.
I wielu z nich przypłaciło życiem przywiązanie swoje do wiary ojców. Rząd rossyjski, rozwścieczony na włościan unickich, rzucił się na nich, jak podrażnione dzikie zwierzę, jął szarpać ich jakby kłami i toczyć ich krew.
Od roku 1867 zaczęło się na Podlasiu okrutne prześladowanie unitów polskich.

II Do jednéj wsi podlaskiéj przyszło wojsko rossyjskie i zażądało od unitów kluczy od ich świątyni. Unici domyślili się odrazu, po co ci zbrojni ludzie przyszli do nich, bo wiedzieli, że rząd rossyjski postanowił przerobić ich kościół katolicki na cerkiew prawosławną, wyrzucić z niego ołtarze, monstrancje, organy, konfesjonały i chorągwie.
Przywiązani duszą i sercem do swéj świątyni katolickiéj, nie chcieli unici wpuścić do niéj burzycieli prawosławnych. Cała wieś: mężczyźni, kobiéty i dzieci, starzy i młodzi, — otoczyła swój kościół, zasłoniła go swojém ciałem.
— Czego chcecie od nas? — przemówił do żołnierzy najstarszy, sędziwy unita. — Jesteśmy tak samo, jak wy, wyznawcami CHrystusa Pana i modlimy się tak samo, jak wy, do Niego.
— Stul pysk! — krzyknął na niego jeden z oficerów kozackich, — bo ci go zamknę na zawsze! Słuchać nas pokornie jest waszym obowiązkiem, tak samo, jak naszym — słuchać rozkazów naszych dowódców! Rozkazano nam otworzyć wasze katolickie kościoły i zabrać z nich katolickie sprzęty. Więc dawajcie klucze czémprędzéj, jeżeli nie chcecie zapoznać się z naszemi kolbami i nahajkami!
— Wstydźcie się znieważać świątynię chrześćjańską, dotykać brudnemi rękami sprzętów poświęconych, dotykanych tylko przez kapłanów! Czy nie bojicie się piekła i szatanów? — rzekł sędziwy unita
— Nie damy kluczy! nie damy! — rozległo się w gromadzie unickiéj. — Kościół jest naszą własnością, nie pozwolimy go zbezcześcić!
Jak podrażniony wilk rzucił się oficer na starca i uderzył tak mocno pięścią, że zwalił go z nóg.
— Podły! Kat! — zawołali unici. — Wstydź się znęcać się nad słabym starcem! Pan Bóg cię ukarze!
Oficer pienił się.
— Zabierzcie się do tych krnąbrych, opornych sług rzymskiego papieża! — zawołał do swoich żołnierzy. — Pokażcie im, kto mocniejszy, — oni, czy my!
Jak stado głodnych wilków rzucili się żołnierze rossyjscy na unitów i bili ich kolbami karabinów, nie oszczędzając kobiét, ani dzieci. Padali na ziemię starcy, dorośli włościanie, chłopcy: padały kobiéty zamężne, dziewczęta i dzieci. Nie płakały niewiasty, kwiliły tylko dzieci.
Bijąc kolbami unitów i unitki, wrzeszczeli żołdacy:
— Poddajcie się, bądźcie posłuszni najjaśniejszemu carowi, róbcie to, co wam każemy, bośmy mocniejsi od was!
Moc żołnierska nie przeraziła bezbronnych unitów. Znosili bez jęku okrucieństwa. Milczeli.
Ich milczenie podrażniło jeszcze bardziéj oficera.
— Nahajki, nahajki! — zawołał.
Jakiś łotr, Klimienko, podjął się téj dzikiéj, nikczemnéj roboty, bił nahajką unitów, póki nie pomdleli. Sto, dwieście, trzysta, nawet czterysta uderzeń spadało na grzbiety prześladowanych unitów. Zemdlonych, pozbawionych przytomności cucił okrutny kat zimną wodą, a gdy ocucił, bił daléj. Niejeden z tych poniewieranych, Bogu ducha winnych nieszczęśników, zasnął na zawsze, skonał pod nahajkami.
Siłą, toporami zdruzgotali, wyłamali żołnierze rossyjscy drzwi kościoła i zniszczyli święte sprzęty katolickie.
To samo działo się w wielu innych wsiach.
Aby zmusić unitów do przejścia na prawosłaẃje, rozstawiono wojsko po wszyststkich[3] parafjach unickich, wszystkich wsiach i miasteczkach, i nakazano dostarczać mu darmo żywność. Nie pytając się, czy im wolno albo niewolno kraść i rabować cudze mienie, zabierali żołnierze wszystko, co im wpadło w ręce. Zabierali unitom krowy, cielęta, owce, wieprze, drób’, zboże, wydzierali wszystko chciwie, drwiąc z bezsilnych włościan.
Działo się to we wszystkich parafjach podlaskich. Wszystkie parafje jęczały pod obuchem dzikich okrutników.
Ale nie zrzekły się wiary przodków.


III. Wielkiemi gromadami przybywało do parafij unickich wojsko rossyjskie, zalewając sobą wszystkie wioski i miasteczka. W każdéj chałupie mieszkało po kilku żołdaków.
Wchodząc do wioski albo do miasteczka, oświadczali ludzie zbrojni, że przychodzą jako przyjaciele, jako życzliwi współwiercy, bo przecież unici są rusinami, a rusini są krewniakami Rossjan, więc powinni być prawosławnymi, jak byli dawniéj, przed uńją, czyli przed połączeniem się z Kościołem rzymsko-katolickim i z Polską. Tak gadać nauczył ich Czerkaski.
Zdawałoby się, że tacy „przyjaciele“ i „krewniacy“ będą się obchodzili z unitami grzecznie, po ludzku, po przyjacielsku. Stało się jednak inaczéj…
Razem z wojskiem przybywało do parafij unickich mnóstwo urzędników, polujących na sute łapówki.
Wpada oto do parafji naczelnik Klimienko z kozakami, zwołuje wszystkich włościan w jedno miejsce i pyta, czy chcą przejść na prawosłaẃje.
— Unitami jesteśmy od trzystu już lat. Głową naszą jest Ojciec Święty mieszkający w Rzymie, po polsku mówimy, a nie po rossyjsku, więc jesteśmy katolikami i Polakami i takimi pozostaniemy, — odpowiedzieli gromadnie włościanie.
„Życzliwy“ niby swoim „krewniakom“ Klimienko zaczerwienił się jak podrażniony indyk i krzyknął na kozaków:
— Pokażcie tym buntownikom, jak trzeba być posłusznym rządowi, jak trzeba poddać się władzy. Wypędźcie z nich batogami głupotę rzymską i zarozumiałość polską!
Zaledwie wybuchnął z jego chrapliwego gardła dziki rozkaz, leżeli już unici na ziemi. Dwóch kozaków usiadło na ich karkach i nogach, a trzeci bił nahajką.
Tryskała krew z ciał, rzuconych na ziemię, ciche, tłumione jęki wydobywały się z piersi, ale usta milczały. Po każdéj setce okrutnych uderzeń, ryczał Klimienko:
— A co!? Czy chceciep rzejść[4] na prawosłaẃje!? Śpieszcie się z rozumną odpowiedzią, bo nahajka wisi jeszcze nad wami!
Ale wiszące nad nimi nahajki nie złamały oporności unitów. Stękając pod razami okrutnego bata, modlili się, zamiast poddać się Moskalom.
— Boże, Boże, zmiłuj się nad nami! Tobie służymy, a nie urzędnikom cara.
Klimienko pienił się, jak opętany.
— Nie dosyć wam batów!? — wrzeszczał. — Poczekajcie, obmyślę dla was skuteczniejsze nahajki!
Obmyślił rzeczywiście nowe męczeństwo, jeszcze straszniejsze.
Przyszła zima… Śnieżną pierzyną okryła ziemię wypoczywającą po wiosennéj, letniéj i jesiennéj pracy. Od czasu do czasu huczała wichura i łamała drzewa.
Z téj chwili skorzystał Klimienko, aby zdruzgotać opór unitów.
Przybywszy z kozakami do jakiejś parafji, wypędził na pole całą ludność, mężczyzn, kobiéty i dzieci, i rozkazał im stać w śniegu z twarzą zwróconą do wiatru.
— No, teraz będzie wam ciepło w białym puchu! — urągał ten łotr bez serca. — Może się wam zechce śpiewać w tym ślicznym puchu katolickie pieśni!..
Przez całe trzy tygodnie trzymał nieszczęśliwych katolików na mrozie, pytając ich ciągle, czy chcą przejść na prawosłaẃje. A gdy milczeli, kazał ich bić i zabijać nahajkami. Starsi, słabsi, nie mogąc znieść kąpieli śnieżnéj, wichrów i batów, żegnali się z ziemią. Umierali, odchodzili na skrzydłach męczenników chrześćjańskich przed tron Pana Boga, gdzie skarżyli się na okrucieństwo prześladowców. Marły także dzieci, których delikatne ciało odrywała nahajka od kości.
Na taki potworny pomysł mógł się zdobyć tylko człowiek obłąkany, albo szatan.
Szatanem był ten ohydny Klimienko. Tysiące ludzi niewinnych zakatował, albo wysłał na Sybir, gdzie w krótkim czasie umierali z nędzy i głodu.
Jego djabelski pomysł nie poskutkował. Bici, kopani, poniewierani unici nie porzucili wiary katolickiéj. Woleli umierać!..
Tu i ówdzie przeszedł na prawosłaẃje jakiś tchórzliwy albo chciwy łask rządu rossyjskiego, ale takich tchórzów lub chciwców było niewielu.


IV. Nie mogąc sobie dać rady z unitami, wzięli się Rossjanie do ich dzieci niemowlęcych. Postanowili chrzcić dzieci choćby przemocą w cerkwiach prawosławnych i wychowywać je w swych szkołach, bo myśleli, że w ten sposób wydrą z rąk katolickich nowe pokolenie, które będzie im służyło. Siłą, gwałtem chwytali dzieci unickie i wlekli je do cerkwi prawosławnych. Kozacy i szpiegi przetrząsali wszystkie domy unickie, szukając w nich niemowląt, które nie umiały, nie mogły bronić się w kołysce.
Ale i ten nowy pomysł urzędników i szpiegów rossyjskich trafił, jak kosa na kamień. Matki unickie, zmiarkowawszy, do czego dążą nieproszeni popi, ukrywały dzieci w stodołach, piwnicach, albo w lasach. Kozacy i strażnicy bili nieraz kobiéty bez litości, ale one wolały umrzeć, aniżeli chrzcić dzieci swoje w cerkwi prawosławnéj.
— Będziemy płacili składki na prawosławne szkoły, jeżeli rząd rossyjski tak nakazuje, ale dzieci naszych nie chcemy wychowywać w tych szkołach, — mówiły unitki, kiedy je zmuszano do przerabiania swoich dzieci na wrogów wiary katolickiéj.
Rossyjscy urzędnicy używali najrozmaitszych sposobów, aby zniszczyć wiarę katolicką na Podlasiu. Przekonawszy się, że nahajki nie skutkują, próbowali zjednać sobie ubogich unitów pieniędzmi i tak oto ich kusili:
— Jeżeli wrócicie do naszéj prawosławnéj wiary, to damy wam dużą pomoc od rządu, abyście nie byli głodni i żyli w dostatku.
Wabik ten jednak był daremny, bo nawet najubożsi nie chcieli sprzedać wiary swojéj za podłe srebrniki.
Więc wrócili znów urzędnicy do nahajki. Naczelnik ich tak się rozwścieklił, że pochwycił sam za gardło jedną z opornych kobiét, Anastazję Stefaniukową, rzucił ją na ziemię i kazał bić.
— Wyrzecz się wiary katolickiéj, stań się prawosławną niewiastą, a przestanę cię męczyć! — tak napominał nieszczęśliwą unitkę.
Ona, oblana cała krwią, rzucając się na ziemi, jak ryba wydobyta z wody, odpowiadała:
— Gdybyście mnie tak nawet codzień bić mieli, dopóki by mi życia i tchu starczyło, zawsze wam to samo odpowiem, że prawosłaẃja waszego nie przyjmę, do waszego popa nie pójdę i dzieci biednych do waszego chrztu nie zaniosę! Amen…
„Amen“ było jéj ostatniém słowem. Konała powoli pod okrutnym batem kozackim i wyzionęła szlachetnego ducha.
Takich bohaterek katolickich, takich męczenniczek, godnych pamięci i czci na setki lat, było dużo, dużo na Podlasiu.
Znalazł się czasem pomiędzy kozakami jakiś żołnierz lepszego serca, który bijąc na rozkaz naczelnika nieszczęsną ofiarę spuszczał nahajkę lekko, ostróżnie, aby nią nie ranić. Dobroć taką niejeden z tych ludzi sam przypłacił bólem. Naczelnik, spostrzegłszy jego litość, kazał i jemu wsypać sto batów.
Czterech naczelników, raczéj zbirów (Klimienko, Kutanin, Walawskaj i Gaławinskaj) znęcało się nad unitami, spodziewając się od rządu petersburskiego za tę djabelską robotę nagrody w pieniądzach i orderach. Wynagrodzi ich za tę robotę — piekło…
Okrucieństwo urzędników doprowadziło wielu unitów do rozpaczy, a kilku aż do obłędu. Obłęd pochwycił pomiędzy innymi Józefa Koniuszewskiego, mieszkającego we wsi Kłodzie w powiecie bialskim. Człowiek ten, znany w całéj okolicy z pracowitości, uczciwości i bogobojności, posiadał tylko dwa morgi gruntu. Miał żonę, tak samo jak on pracowitą, uczciwą i żarliwą katoliczkę, oraz dwoje dzieci. Jedno ochrzcił sam z wody, bo nie chciał go zanieść do cerkwi, którą po wywiezieniu prawego proboszcza, księdza Emiljana Starkiewicza, obsługiwał jakiś odszczepieniec.
Czynownicy rossyjscy rozkazali wójtowi zmusić Koniuszewskiego do ochrzczenia dziecka w cerkwi prawosławnéj karami pieniężnemi, gdyby się opierał. Bogobojny unita, wierny kościołowi katolickiemu, nie chciał się poddać temu rozkazowi i bronił się przed nim. Za ten opór zapłacił pierwszego dnia jako karę 2 złote polskie, drugiego dnia 5 złotych, trzeciego 10 złotych. Czwartego dnia miał zapłacić 20 złotych, których już nie miał, bo był ubogim rolnikiem. Więc zdarto z niego sukmanę. Piątego dnia drażniono go nową karą, a gdy znów nie mógł jéj zapłacić, aresztowano go, bito i wygrażano.
Biedny człowiek, wiedząc, co go czeka, bo patrzył własnemi oczyma na śmierć wielu już swych spółwyznawców, stracił odwagę i męztwo i postanowił zejść z tego świata razem z całą rodziną. Wolał umrzeć szybko, choćby w płomieniach ognia, aniżeli wolno pod nahajką. Aby mu władza nie przeszkadzała w jego zamiarach udał, że poddaje się rozkazom prawosławja i prosił o kilka dni swobody, aby się mógł przygotować do chrztu swego dziecka.
Wywiódł Rossjan w pole…
Bo oto wieczorem jednego z tych dni ujrzano we wsi pożar. Stodoła Koniuszewskiego stała w płomieniach… Zdumieni sąsiedzi pobiegli na pomoc szanowanemu sąsiadowi. Zdumieli się jeszcze bardziéj, gdy z ognistego słupa tryskały dwa głosy, męzki i żeński, śpiewające pobożne pieśni. Głosy te, coraz słabsze, gasły, aż wkońcu zamilkły.
Daremnie usiłowali sąsiedzi ratować stodołę biedaka. Zostały wkrótce tylko zgliszcza. A pod temi zgliszczami znaleziono zwłoki Koniuszewskiego, jego żony i dzieci…
Straszna śmierć ubogich, pobożnych unitów… Tylko obłęd lub rozpacz mogły wywołać tak niezwykłe samobójstwo.
Śmierć ta spadnie na sumienie działaczy rossyjskich, którzy pastwili się nad unitami.
Pastwili się oni nietylko nad tymi, którzy nie chcieli przejść do prawosławnéj wiary, albo nie zgodzili się na chrzest dzieci swoich w cerkwiach prawosławnych, ale pastwili się nawet nad nieboszczykami. Nocą chwytali zastygłe ciała umarłych i grzebali je na cmentarzach prawosławnych, czego unici nie chcieli. I unici posługiwać się też potém musieli ciemnością nocy, aby odkopywać zwłoki unitów pogrzebanych przez popów i pochować je na cmentarzu katolickim.
Ciemności nocy służyły im jeszcze do wykonania tajemnego oporu, pozwalały im modlić się w ich kościołach.
Działacze rossyjscy, zamknąwszy, opieczętowawszy cerkwie grecko-katolickie i wypędziwszy z nich księży katolickich, byli przekonani, że złamali zawziętość „opornych“ i zmusili ich do modlenia się w cerkwiach prawosławnych, bo tylko te świątynie stały otworem dla upartych „buntowników“. Omylili się jeszcze raz.
Ciemne noce patrzyły spokojnie na niezwykłe widowisko. Oto około północy, kiedy już strażnicy rossyjscy, zwykle pijani, chrapali w łóżkach, wysuwało się z chat unickich mnóstwo mężczyzn, starszych i młodych, i zbliżali się ostróżnie do swojego kościoła, zamkniętego i opieczętowanego. Drzwiami wejść do niego nie mogli „oporni“, zdradziłoby ich bowiem złamanie pieczęci. Cichą stopą skradali się starzy i młodzi niosąc z sobą rydle i młoty. Doszedłszy do kościoła rozstawiali dokoła niego czujnych stróżów, aby ich ostrzegali, gdyby się który strażnik obudził i przerwał im pracę.
Zamiast drzwiami, trzeba się było dostawać do świątyni przez groby kościelne. Do tych grobów można było dojść dopiero po zrobieniu podkopu pod murami.
Aż do świtu pracowali „oporni“ bez przerwy, ryli się powoli jak krety w ziemi. O świcie zacierali ślady swéj roboty i wracali do domu. Po kilku tygodniach takiéj nocnéj pracy dotarli nareszcie podkopem do wnętrza kościoła, nie spostrzeżeni przez strażników i szpiegów. Brakło im tylko kapłanów, aby się mogli modlić po swojemu. Nie wszyscy księża tak samo oporni, jak oni, chcieli się narażać rządowi rossyjskiemu, co można im przebaczyć, bo nie wszyscy ludzie rodzą się z duszą odważną, bohaterską. Znalazło się jednak kilku kapłanów katolickich, którzy woleli umrzeć na Syberji albo w więzieniach, aniżeli zjednać sobie łaskę prawosławnych działaczy uległością, posłuszeństwem.
Na pomoc księżom odważnym przybyło na Podlasie kilku zakonników katolickich z Galicji. Aby nie zwrócić na siebie uwagi szpiegów, ubierali się w suknie handlarzy i szli od wsi do wsi, niby jako wędrowni kupcy. Nosili na plecach skrzynki z różnemi towarami, potrzebnemi włościanom, a pod temi towarami ukrywali sprzęty kościelne, potrzebne im w nabożeństwie. Aby zaś nie wpaść w mściwe ręce popów prawosławnych, nieufających obcym przybyszom, odwiedzali ich także jako handlarze i nabywali od nich wieprze i bydło.
Ci księża zakonni spełniali gorliwie obowiązki kapłańskie, narażając się bez trwogi na zemstę Rossjan. Oni to głównie odprawiali dla odważnych „opornych“ nabożeństwa nocne w kościołach zamkniętych i opieczętowanych. Ściszonym głosem modlili się wraz z unitami, błagając o pomoc w téj okrutnéj wojnie prawosłaẃja z wiarą katolicką.


V. W pierwszych dniach kwietnia, przed Wielkanocą, wlokło się w nocy ku lasom Kolembrodzkim w powiecie radzyńskim tysiące wózków włościańskich. Wlokły się pomału różnemi drogami, przystając często, bo drogi były jeszcze zalane wodami, a tu i ówdzie zasypane resztkami mokrych śniegów zamierającéj zimy. Liche, jako-tako sklecone mostki trzeszczały pod wózkami, a znużone koniska zapadały nieraz w błoto i kałuże, których niebrak czasu odwilży na Podlasiu.
Na wózkach włościańskich, gdy jadą na jarmark do miasta, bywa zwykle wesoło i ludzie na nich są gadatliwi; te liczne zaś wózki, które zdążały w noc ciemną do lasów Kolembrodzkich, milczały, jakby szły na pogrzeb. Od czasu do czasu odezwał się ktoś, zaczął coś opowiadać, ale zamykał mu zaraz gębę głos ostry:
— A cicho tam! milczeć! Czy nie wiecie, co by nas czekało, gdyby nas szpiegi moskiewskie podsłuchały? Wiecie przecież, że te psy węszą wszędzie, że śledzą nas nawet w nocy!
Tak napominał gromadę wędrowców sędziwy włościanin, jadący na przedzie. Głos jego był ostry, surowy, ale ściszony, a słowa szły szybko od wózka do wózka, podawane z ust do ust.
Czasami zatrzymywał się na drodze cały łańcuch wózków i ludzie nasłuchiwali uważnie. Gdy pochwycono zdaleka turkot jakiego wozu lub tętent galopujących koni, wózki zjeżdżały pośpiesznie z drogi i ukrywały się w szerokich, głębokich rowach, zarośniętych gęstemi krzakami. Milczeli ludzie jakby umarli, milczały także konie, jakby rozumiały, co przestraszyło ich gospodarzy. Dopiero gdy obcy wóz lub galopujący jezdcy minęli ukryte wózki i odbieżeli daleko, wyrajała się znów cała czereda na drogę i jechała daléj ku lasom.
— Pan Bóg czuwał nad nami, bo oślepił tych, cośmy ich widzieli, — odezwał się na nowo głos sędziwego starca. — To byli żandarmi, szukający, kogoby pożreć. Dziękujmy za tę łaskę Panu Bogu.
I znów przechodziły stłumione słowa sędziwego starca z wózka do wózka, powtarzane półgłosem, podawane z ust do ust. Wszystkie usta poruszały się i dziękowano Panu Bogu cichą modlitwą za Jego opiekę.
Któż to byli ci ludzie, jadący gromadą ku wielkim borom Kolembrodzkim? Czego w nich szukali? Nie na łowy przecież jechali…
Byli to unici podlascy. Jechali na odpust. Jechały ich tysiące z całéj okolicy do świątyni, któréj murami były leśne drzewa, a stropem nocne niebo gwiazdami pokryte. Do téj to ukrytéj od oka nieprzyjaciół świątyni nieśli unici swoje troski, swoje rozpacze, swoje bóle i nędze. Tam, w tym ogromnym, czarnym borze będą ich pocieszali kapłani katoliccy, przybyli w przebraniu wędrownych handlarzy, dodadzą im otuchy w ich strasznéj niedoli, modlić się będą za nich…
Wjechali i weszli nareszcie w bór i odetchnęli spokojniéj, czując się już bezpieczni w morzu niebotycznych drzew. Posuwali się ostróżnie, krok po kroku, aby nie zabłądzić, bo ciemności nocy zasłaniały im drogę i ścieżki. Prowadzili ich leśnicy, obyci z lasami, znający tu każdą ścieżkę. Idąc w milczeniu, robili wrażenie gromady duchów.
Dokuczało im zimno nocne. Więc uradowali się, gdy ujrzeli buchający płomień Pośpieszyli, aby się ogrzać. Niedługo jednak cieszyli się ogniem.
— Któż to rozniecił ten ogień bez pozwolenia przewodnika? — zawołał jeden z leśników. — Widać go tak daleko, że mogą dostrzedz Moskale i otoczyć nas wojskiem. Gasić ogień, gasić natychmiast i daléj w głąb’ lasu, gdzie będziemy bezpieczni!
Zgaszono szybko buchający płomień i poszli „oporni“ unici tam, dokąd im wskazano.
Przyszli nareszcie do miejsca, gdzie się miało odbyć tajemne nabożeństwo katolickie. Powitało ich tam na wzgórzu mnóstwo ognisk i łoskot młotów i siekier. Kilkunastu ludzi budowało ołtarz dla oczekiwanych księży.
Szerokiém kołem rzuciła się znaczna większość pobożnych wędrowców na ziemię w pobliżu ogni, aby wypocząć po dalekiéj drodze i wzmocnić się snem. Czuwali nad nimi starsi, czujni, ostróżni, badający okolicę.
— Czy droga, którą nadejdą księża, bezpieczna? — zapytał jeden z nich drugiego.
A drugi odbowiedział:[5]
— Niéma obawy. Przyjdą do nas przez mokradła, prowadzi ich Lewczuk, który zna najlepiéj wszystkie drogi bezpieczne i niebezpieczne.
— A czy zamknęliście Moskalom drogę?
— Nie dotrą do nas, bo zburzyliśmy mosty, przez które musieliby przejść.
— Chwałaż Ci, Panie!…
Po jakimś czasie zawołał pierwszy przewodnik z radością:
— Jadą! jadą już!..
— Któż jedzie? — zapytał drugi.
— Ktoby inny, jeżeli nie księża!
— Nie widzę ich.
— I ja nie widzę, ale słyszę!
— Słyszysz? Gdzie?
— Nadstaw ucha, a będziesz słyszał.
— Słyszę tylko krzyk dzikich kaczek, które uciekają z jakiegoś mokradła.
— Uciekają, bo ich księża spłoszyli. Któżby inny, jak nie oni, brodził w bagnach przed wschodem słońca?
— Prawda, prawda! — cieszył się także drugi opiekun swych współwierców. — Trzeba budzić naszych.
Świt zaczął rozpraszać ciemności nocy i rozwiewać szare mgły, unoszące się nad bagnami i jeziorami.
— Wstawać! wstawać! — rozkazywali przewodnicy. — Nabożeństwo zacznie się wkrótce!
Przebudzeni pielgrzymi przecierali oczy i zrywali się szybko z ziemi.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę namiotu, w którym znajdował się ołtarz. Szerokiém kołem otoczyły namiot kobiéty z dziećmi. Za niemi stanęli mężczyźni poszeptując zcicha.
Nagle zamilkło koło męzkie i żeńskie i padli wszyscy na kolana. Bo oto z namiotu zsunęły się zakrywające go kilimy i odsłoniły ołtarz i kapłana, który piął się wolno na wzniesienie po drewnianych schodach.
Kapłan, dotarłszy do stołu ołtarza, zwrócił się twarzą do unitów i błogosławił ich ze łzami w oczach.
Płakali unici i unitki, jéno nie z bólu, lecz z radości. Bowiem już od dawna nie oglądali nieszczęśni swoich ołtarzy i swoich kapłanów.
— Jezu Chryste, Jezu, zmiłuj się nad nami! Panie, przywróć nam nasze kościoły, nasze cmentarze i naszych kapłanów! — modliły się kobiéty.
— Wybaw nas z pęt okrutnéj niewoli, wybaw od władców, co nie znają litości, co chcą odmienić nam dusze nasze, zatruwają serca, a mienie nasze nam odbierają! Panie, powróć nam wolność, zabierz tych, co znęcają się nad nami, okaż sprawiedliwość swoją! Z Polską chcemy być zawsze połączeni i na zawsze być Polakami! — tak modlili się mężczyźni.
Kapłan odprawił nabożeństwo, a zakończywszy je, błogosławił lud wierny monstrancją i pocieszał życzliwemi słowy kochającego ojca.
— Nie obawiajcie się, nie płaczcie, nie rozpaczajcie, albowiem CHrystus Pan nie opuści wiernego ludu i powróci wam wszystko, czego słusznie pragniecie. Ci których z pomiędzy was wysłała nienawiść prawosławnych na drugi, inny, lepszy świat, mieszkają już w raju i patrzą na was z góry okiem braci i proszą Boga o szczęście dla was. Być nie może, aby Pan Bóg nie zwracał uwagi na barbarzyństwo naszych ciemięzców. Oto powiadam wam, że przyjdzie czas sądu i kary dla nich, a dla was pociechy i szczęścia! Nadejdzie czas, że powrócicie do kościołów swoich, nasza ojczyzna, Polska nasza, przytuli was znowu do swego łona, a miłować was będzie więcéj nad inne dzieci swoje, boście męczennicy za świętą wiarę naszą i za nieszczęsną naszą ziemię! Nie płaczcie! Pan Bóg otrze wasze łzy gorzkie.
Pokrzepieni pociechą kapłana, z nową nadzieją w sercu podnieśli się unici z kolan i śpiewali pieśni nabożne.
Kilka dni pracowali księża w lasach, narażając się na pomstę prawosławnych działaczów.
Odprawiali nabożeństwa, chrzcili gromadami dzieci chrztu świętego spragnione, łączyli małżeńskim ślubem pary młodych unitów i unitek.
Pocieszeni, pokrzepieni, biedni „oporni“ unici wracali znów pod osłoną nocy, cichaczem, do domów swoich i walczyli daléj z przemocą, ufając, że nadejdzie czas tryumfu.
I nadszedł…
Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy…


VI. Nie mogąc złamać oporu unitów i zjednać ich dla siebie, rząd rossyjski użył na nich nowego sposobu. Oto w roku 1874 zniósł uńję na ziemiach, które miał w swéj mocy, i wszystkich unitów oraz ich dzieci i wnuki rozkazał przyłączyć gwałtem, czy chcą, czy nie chcą, do cerkwi prawosławnéj.
Po dłuższéj przerwie zawrzało znowu na ziemi unickiéj. Wójtowie latali po wsiach od domu do domu i rozkazywali ojcom i matkom chrzcić natychmiast dzieci w cerkwiach prawosławnych. A trzeba wiedzieć, że w gminach unickich wójtem mógł być tylko prawosławny i wierny sługa rządu carskiego, albo człek ciemny zupełnie, którym naczelnik powiatu mógł kręcić we wszystkie strony, jak mu się podobało. Ojcowie na rozkaz wójtów odpowiadali milczeniem i tylko matki bladły trzęsąc się ze strachu, jak w febrze, bo już wiedziały, że nowe zacznie się prześladowanie. Odważniejsze jéno kobiéty odzywały się tu i ówdzie i zaklinały:
— Nie damy wam naszych dzieci, nie damy!
— Nie dacie!? — ryczeli wójtowie, — zobaczymy, kto będzie mocniejszy: czy my, czy wy!
Tę nową walkę prawosłaẃja z unitami polskimi opisał barwnie i doskonale sławny pisarz polski Władysław Rejmon-[6] w książce wydanéj pod nagłówkiem „Z zietmi[7] chełmskiéj“. Wybrał on wieś Hrudy i opowiedział dokładnie wszystko, co o niéj słyszał z ludzkich opowiadań.
Wójtowie widząc, że ich rozkazy nie skutkują, chcieli wtargnąć ze swymi pachołkami do chat, aby wydrzeć z rąk matek dzieci. Daremnie jednak stukali do drzwi.
— Otwierać! otwierać! — wrzeszczeli, bijąc pięściami i butami we drzwi.
Drzwi ani drgnęły, głos ludzki nie odezwał się ze środka, ujadały tylko psy, miauczały koty.
— Gdzież się te przeklęte baby podziały? — krzyczeli pieniąc się ze złości wójtowie. — Trzeba dostać się do chaty, do piwnicy, bo tam się pewnie ze swemi bachorami ukryły!
Pachołkowie zaczęli walić młotami we drzwi i okna, zastawione skrzyniami i szafami. Ledwie jednak zaczęli tę dziką robotę, odskakiwali od drzwi i okien, jak oparzeni. Byli rzeczywiście oparzeni. Bowiem z okien i otwieranych drzwi lał się na nich, na ich głowy i gęby wrzący ukrop.
— A niech je jasny piorun zatrzaśnie, te zuchwałe baby! — mruczeli pachołkowie. — Ślepie nam zniszczą, kłaki ze łba wydrą, drągiem wybiją nam zęby z pyska, gnaty połamią! Niéma rady, trzeba im dać spokój i zmykać.
— Pewnie, że trzeba dać pokój téj warjackiéj bitwie z babami, — powiedział wójt, równie jak jego sługi dbały o swe zdrowie. — Trzeba sprowadzić wojsko. Niech się ono bije z temi jędzami.
Kobiéty hrudzkie, dowiedziawszy się, że do ich parafji przybędą wkrótce kozacy, aby wydrzeć z ich rąk dzieci i zawlec do chrztu w cerkwi prawosławnéj, przygotowały się do nowéj, niezwykłej walki.
Wojsko zbliżało się do Hrud, trąbiąc i wyśpiewując dzikie pieśni kozackie, a kobiéty unickie wybierały się tymczasem ukradkiem w drogę, a płakały pocichu, ocierając łzy pokryjomu, i szeptały do mężów:
— Pamiętajcie o nas, dostarczajcie nam i dzieciom pożywienia. Bór ukryje nas od tych zbójów.
Wojsko przybyło do wsi i dowódca rozkazał unitkom przyjść natychmiast ze wszystkiemi dziećmi do cerkwi prawosławnéj po chrzest popi.
Zdziwiło się wojsko, zdziwił się dowódca. Ani jedna kobiéta nie stawiła się w cerkwi. Więc rzucili się kozacy na domy hrudzkie, aby pokazać unitkom, jacy to oni mocni, potężni. Zdziwili się jeszcze bardziéj. Bowiem chaty były puste, jakby w nich wszyscy powymierali. Nie znaleźli pod żadnym dachem ani jednéj matki, ani jednego dziecka…
— Gdzie wasze baby, gdzie wasze warchlaki!? — huknął pułkownik na mężów i ojców.
Włościanie milczeli. Jeden tylko z nich, odważny, odezwał się:
— A szukajcie ich sobie. Jesteście przecież od nas mędrsi i mocniejsi, jak się wam zdaje.
Kozacy zaczęli szukać po wsi, w piwnicach, w rowach i na polach, ale napróżno. Kobiéty i dzieci ze wsi wpadły jak kamień w wodę. Wściekali się kozacy, że nie mogą odkryć ich schroniska.
A kobiéty zaszyły się w gąszcze ogromnego lasu. Morze niebotycznych drzew zasłoniło je od dzikości kozaków. Nocą skradali się mężowie do czarnego boru, zanosząc pożywienie żonom i dzieciom.
Jakiś szpieg wywąchał nareszcie kryjówkę kobiét.
Zamiast przeszukać gąszcze lasu, wojsko odcięło oporne unitki od wsi i od mężów. Rozstawili się żołnierze długim sznurem wzdłuż lasu, aby nie dopuścić do ukrytych kobiét żywności.
— Głód będzie mędrszy i mocniejszy od nas, — uczył pułkownik żołnierzy. — Gdy babom dokuczy zanadto pusty żołądek, wygramolą się same z leśnych kryjówek i będą żebrały, aby ich warchlaki ochrzcić czémprędzéj w naszéj cerkwi.
Czekało wojsko tydzień, dwa tygodnie, trzy tygodnie i dłużéj na skrajach lasu, ale nie wywabiło głodem ani jednéj unitki.
— Chyba pozdychały już z głodu! — mruczał pułkownik pod wąsem. — Niech je djabli porwą! Niéma co czekać…
Znużone długiém a próżném strażowaniem wojsko zwinęło swój długi sznur strażniczy i opuściło Hrudy ze wstydem. Uciekali jak zmyci. Kobiéty pobiły ich bez walki…
Gdy wojsko opuściło wieś, wracały unitki z dziećmi do domów. Głód nie złamał ich woli, nie wysłał ich na drugi świat. Odcięte od mężów i od żywności, ratowały życie swoje i dzieci od głodowéj śmierci leśnemi korzonkami i żołędziami. Nędzna była ta strawa, wyczerpały się siły matek i dzieci, ale nikt od niéj nie umarł.
Ze łzami w oczach, z bólem w sercu witali włościanie hrudzcy żony i dzieci. Bowiem były one wraz z dziećmi tak wygłodzone i osłabione, iż wyglądały jak widma, gdy wracały wieczorem do domu.
— Nie smućcie się, nie płaczcie, bo widzicie przecież, że żyjemy i z nami dzieci, — pocieszały mężów bohaterskie kobiéty, podobne do męczenniczek z pierwszych wieków chrześćjaństwa.
— Nie martwcie się, — mówiły jeszcze, — nasza wiara nie zginie, nie przejdzie na prawosłaẃje. Pan Bóg ukarze wkońcu tych, którzy się nad nami pastwią i usiłują nas oderwać od wiary katolickiéj i Polski. Którzy z nas nie umrą pod nahajkami i w więzieniach, zostaną tém, czém jesteśmy.


VII. Kara Boska spadła w istocie na Rossję…
Mała Japońja uderzyła żelazną pięścią w ogromne, pyszne mocarstwo z taką siłą, iż ten olbrzym carski zachwiał się ciężko raniony. Czego się niewielu spodziewało, stało się rzeczywistością. Dawid japoński pobił, pokonał rossyjskiego Goljata. A klęska wojenna wstrząsnęła narodem rossyjskim. Wszystko, co tliło tam na dnie sumień ludzkich, wszystkie żale do niesprawiedliwego rządu i niecnych urzędników buchnęły nagle, jak wielki płomień. I zachwiał się tron carski. Przerażony cesarz wraz ze swymi ministrami musiał zgodzić się na przebudowę państwa i nadanie wolności narodowi.
Było to w roku 1905. W kwietniu ogłoszono nagle ukaz cesarski o wolności wiary. Stało się nareszcie to, czego spodziewali się, na co czekali prześladowani unici. Działacze prawosławni, katy i szpiegi musieli usunąć się z wiosek i miasteczek podlaskich, unici zaś odetchnęli swobodnie i mogli już żyć po swojemu. Radość niewymowna zapanowała we wszystkich parafjach unickich i lud gromadnie, całemi tysiącami jął garnąć się jawnie pod skrzydła Kościoła świętego.
Dla prześladowców była to niespodzianka. Myśleli, że katolicy na Podlasiu prawie zupełnie już są wytępieni, nie spodziewali się tak męzkiego oporu, takiéj nadludzkiéj wytrwałości. Ale lud podlaski pokazał, że umie się bronić i nie pozwoli się połknąć nawet takim olbrzymom, jakim była Rossja. To też nie zginie ten lud i teraz, gdy się wyciągają po niego chciwe szpony prawosławnéj Ukrajiny. Nie zginie i pozostanie zawsze polskim i katolickim.

KONIEC.

http://pl.wikisource.org/wiki/Krwawe_%C5%82zy_unit%C3%B3w_polskich

Przeczytaj także:

UNICI

Unici podlascy w latach 1875 -1905

Prześladowania unitów na terenie dzisiejszej gminy Łomazy

Towarzystwo Opieki nad Unitami (TOnU)

Bohaterstwo unickiej rodziny Koniuszewskich

Posted in Historia, Książki (e-book), Moja mała Ojczyzna, Unici | 5 Komentarzy »

Towarzystwo Opieki nad Unitami (TOnU)

Posted by tadeo w dniu 18 października 2012

W XIX wieku przed likwidacją obrządku unickiego przez rosyjskiego zaborcę zdecydowana większość mieszkańców wsi Dąbrowica Wielka i w jej okolicach (oprócz Tucznej, która była w 100% katolicka) należała do kościoła unickiego (parafia miała siedzibę w Choroszczynce). Likwidacja unii na Podlasiu nastąpiła po upadku powstania styczniowego (1864r.). Unici nie mieli innego wyboru niż przyjąć religię prawosławną, ponieważ zgodnie z obowiązującym prawem zabroniono unitom przechodzenia do kościoła katolickiego. A ponieważ unici nie chcieli dobrowolnie przechodzić na prawosławie, rosyjski zaborca „nawracał opornych siłą”.  Szczególnie Pratulin, Drelów, Łomazy, Hrud i Kłoda doznały niesłychanej przemocy od strony zaborcy. W okresie największego ucisku na Podlasiu, w latach 1874-76 w ramach „nawracania” na prawosławie zabito ponad 80 unitów, wywieziono na Sybir ponad 580 osób, nakładano kontrybucję, dokonywano gwałtów, zabijano bydło.

W tej sytuacji narodził się ruch obrony przed nasilającymi się represjami. Na przełomie XIX i XX wieku działalność na rzecz unitów przyjęła zorganizowane formy. Szkolnictwo odegrało tu znaczącą rolę. W 1896 roku w Warszawie, z inicjatywy Ligi Narodowej powołano wśród duchowieństwa rzymskokatolickiego tajną organizację – Collegium Secretum.  W jego skład weszli przedstawiciele diecezji z Królestwa Polskiego.  Collegium Secretum zajęło się przede wszystkim organizacją życia religijnego unitów. Z  inicjatywy członków tej organizacji było wydawane czasopismo „Wiara i Ojczyzna”, a także opublikowano broszurę: „Rady dla Unitów”. Szczególnie ta ostatnia cieszyła się sporą popularnością wśród „opornych”.  Zawierała bowiem szereg wskazówek dotyczących praktyk religijnych, np chrztów, pogrzebów, nauki religii itp.  W 1899 roku powstało Towarzystwo Oświaty Narodowej.

Natomiast koordynatorem działań religijnych i narodowych na rzecz obrony unitów było powstałe w 1903 roku Towarzystwo Opieki nad Unitami (TOnU). Zastąpiło ono dotychczasowe Towarzystwo Oświaty Narodowej. Do czołowych działaczy TOnU na obszarze guberni siedleckiej należeli Zenobiusz Borkowski z Brześcia, Wiktor Walewski z Białej Podlaskiej, Władysław Rytel z Siedlec oraz Andrzej i Józefa Błyskoszowie – unici z powiatu włodawskiego.

Głównymi celami działalności TOnU były powstrzymywanie wiary katolickiej, nauka pisania i czytania po polsku oraz szerzenie mowy polskiej. W celu umożliwienia unitom udziału w nabożeństwach katolickich, TOnU organizowało w lasach nielegalne zgromadzenia z udziałem księży katolickich i działaczy narodowych.  Czynny udział w pracach Towarzystwa brali udział księża, unici, ziemianie, a także członkowie Ligi Narodowej. Towarzystwo informowało o panującej sytuacji na Podlasiu, a także o prześladowaniach. TOnU prowadziło dystrybucję tajnych druków, ulotek podtrzymujących opór i wzywających do bojkotu prawosławia.

Na jednej z ulotek zostały zapisane znamienne, a zarazem pokrzepiające słowa: „My, unici jedyni wśród ludów chrześcijańskich pozbawieni jesteśmy wolności religii i wypędzani przez bezbożnego Moskala z własnych naszych świątyń. Nie wolno nam słuchać nauk księży katolickich z kazalnic, konfesjonały przed nami zamknięte, zamknięte dobroczynne źródła sakramentów jako to chrztu, spowiedzi, małżeństwa. Nieludzki Moskal odpędza katolickiego kapłana, nawet od śmiertelnego łoża unity. […] A jednak, mimo tych okropnych prześladowań, które spadły na nas unitów razem z niewolą moskiewską stoimy twardo przy wierze rzymskokatolickiej. Idąc śladem apostołów męczenników i wyznawców, którzy raczej woleli śmierć niż splamić swą duszę odstępstwem i my bracia unici spełniamy przykazania Kościoła katolickiego skrycie, ale rzetelnie. Nie złamały nas krwawe lata rządów cara Aleksandra II, tego fałszywego oswobodziciela, co nasłał na ukochane Podlasie, na piękną Ziemię Lubelską tysiące łotrów i pierwszy poważył się strachem, batem i ogniem karabinów wyrwać nam skarb najdroższy człowieka – wiarę świętą”

W wyniku działań TOnU sprawa unicka nabrała rozgłosu w Europie. W 1904 roku do Rzymu udała się delegacja „opornych”, która złożyła na ręce papieża Piusa X petycję podpisaną przez 56 500 osób. Podpisy były deklaracją przynależności do Kościoła rzymsko-katolickiego.  W przededniu ogłoszenia ukazu tolerancyjnego  liczba „opornych” – według danych szacunkowych kręgów cerkiewnych – sięgała około 100 000. Należy przyjąć, iż co najmniej taka grupa ludności nie zaakceptowała istniejącego od trzydziestu lat prawnego przypisania ich do prawosławia.  „Oporni”, pozostając pod wpływem wspomnianych wyżej polskich organizacji kościelnych i świeckich, identyfikowali się z nimi.

Po ogłoszeniu ukazu tolerancyjnego, na mocy którego ludność unicka, której przed 30 latu narzucono prawosławie, mogła decydować sama o swojej przynależności wyznaniowej.  Nastąpiło wówczas masowe i spontaniczne przechodzenie “opornych” z prawosławia na katolicyzm.

Nastąpiło też wówczas nasilenie działalności  Towarzystwo Opieki nad Unitami.  TOnU w odezwie z maja 1905 roku, licznie rozkolportowanej wśród „opornych” wyjaśniało przyczyny wydania przez cara ukazu tolerancyjnego. Wśród nich na pierwszym miejscu stawiano klęskę Rosji w wojnie z Japonią oraz zacięty opór unitów.  Po wybuchu wojny rosyjsko-japońskiej Towarzystwo Opieki nad Unitami zapowiada szybkie przywrócenie wolności religijnej, wzywa do porzucania cerkwi prawosławnych i przejścia na katolicyzm oraz bojkotu szkół rządowych i cerkiewnych.  W innej odezwie, zatytułowanej „Do braci Unitów”, TOnU wskazywało, że ukaz tolerancyjny nie jest wynikiem łaskawości cara, lecz z uporem wywalczoną zdobyczą samych unitów, okupioną krwią męczeńską mieszkańców Podlasia.

Wśród czołowych działaczy w Towarzystwie Opieki nad Unitami znane są mi. następujące osoby występujące w moim drzewie genealogicznymJózef Czernik (działający na terenie Mokran Starych i Derło k/Pratulina pochodzący z Bokinki Królewskiej), Eliasz Niedźwiedź z Bokinki Królewskiej oraz Jan Marczuk z Piszczaca.  Na bazie TOnU  powstała na Podlasiu Polska Macierz Szkolna.

Zmiany przynależności wyznaniowej miały też doniosłe znaczenie dla kształtowania się świadomości narodowej dawnych unitów.  Prawosławie porzucała niekiedy ludność całych wsi i parafii i tym samym przeradzały się one w wielkie manifestacje polskości. Wybierając katolicyzm identyfikowali się oni również z polskością i poczuli się Polakami, pomimo że na co dzień wielu z nich posługiwało się dialektem ruskim.

Przeczytaj także:

UNICI

Unici podlascy w latach 1875 -1905

Prześladowania unitów na terenie dzisiejszej gminy Łomazy

Krwawe łzy unitów polskich – Teodor Jeske-Choiński (1919)

Bohaterstwo unickiej rodziny Koniuszewskich

Posted in Historia, Moja mała Ojczyzna, Unici | 4 Komentarze »