WIERZE UFAM MIŁUJĘ

„W KAŻDEJ CHWILI MEGO ŻYCIA WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ” — ZOFIA KOSSAK-SZCZUCKA

  • Słowo Boże na dziś

  • NIC TAK NIE JEST POTRZEBNE CZŁOWIEKOWI JAK MIŁOSIERDZIE BOŻE – św. Jan Paweł II

  • Okaż mi Boże Miłosierdzie

  • JEZU UFAM TOBIE W RADOŚCI, JEZU UFAM TOBIE W SMUTKU, W OGÓLE JEZU UFAM TOBIE.

  • Jeśli umrzesz, zanim umrzesz, to nie umrzesz, kiedy umrzesz.

  • Wspólnota Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia

  • WIELKI POST

  • Rozważanie Drogi Krzyżowej

  • Historia obrazu Jezusa Miłosiernego

  • WIARA TO NIE NAUKA. WIARA TO DARMO DANA ŁASKA. KTO JEJ NIE MA, TEGO DUSZA WYJE Z BÓLU SZUKAJĄC NAUKOWEGO UZASADNIENIA; ZA LUB PRZECIW.

  • Nie wstydź się Jezusa

  • SŁOWO BOŻE

  • Tak mówi Amen

  • Książki (e-book)

  • TV TRWAM

  • NIEPOKALANÓW

  • BIBLIOTEKA W INTERNECIE

  • MODLITWA SERCA

  • DOBRE MEDIA

  • Biblioteki cyfrowe

  • Religia

  • Filmy religijne

  • Muzyka religijna

  • Portal DEON.PL

  • Polonia Christiana

  • Muzyka

  • Dobre uczynki w sieci

  • OJCIEC PIO

  • Św. FAUSTYNA

  • Jan Paweł II

  • Ks. Piotr Pawlukiewicz

  • Matka Boża Ostrobramska

  • Moje Wilno i Wileńszczyzna

  • Pielgrzymka Suwałki – Wilno

  • Zespół Turgielanka

  • Polacy na Syberii

  • SYLWETKI

  • ŚWIADECTWA

  • bEZ sLOGANU2‏

  • Teologia dla prostaczków

  • Wspomnienia

  • Moja mała Ojczyzna

  • Zofia Kossak

  • Edith Piaf

  • Podróże

  • Czasopisma

  • Zdrowie i kondyncja

  • Znalezione w sieci

  • Nieokrzesane myśli

  • W KAŻDEJ CHWILI MOJEGO ŻYCIA WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ.

  • Prezydent Lech Kaczyński

  • PODRÓŻE

  • Pociąga mnie wiedza, ale tylko ta, która jest drogą. Wiedza jest czymś wspaniałym, ale nie jest najważniejsza. W życiu człowieka najważniejszym jest miłość – prof. Anna Świderkówna

  • Tagi wpisów

    A.Zybertowicz A.Świderkówna Anna German Bł.K. Emmerich Bł. KS. JERZY Bł.M.Sopoćko Dąbrowica Duża Edith Piaf Jan Pospieszalski Jarosław Marek Rymkiewicz kard.Stefan Wyszyński Kardynał H. Gulbinowicz Kijowiec Kodeń Koniuchy ks.A.Skwarczyński Ks.Tymoteusz M.Rymkiewiecz Prof.Kieżun tv media W.Cejrowski Z.Gilowska Z.Kossak Z.Krasnodębski Św.M. Kolbe Żołnierze wyklęci
  • Cytat na dziś

    Dostęp do internetu ujawnia niewyobrażalne pokłady ludzkiej głupoty.

Archive for the ‘Ojciec Pio’ Category

Ojciec Pio odsłania sekrety czyśćca

Posted by tadeo w dniu 9 października 2022

Ojciec Pio odsłania sekrety czyśćca

Ojciec Pio mocno wierzył w świat nadprzyrodzony i w Kościół składający się zarówno z żyjących, jak i ze zmarłych, którzy dostąpili chwały nieba albo w czyśćcu doznają bolesnego oczyszczenia po śmierci. Był głęboko przekonany, że te trzy stany wzajemnie się komunikują, wspierają i na siebie oddziałują.

Listopad to miesiąc szczególnie poświęcony pamięci bliskich zmarłych. W tym czasie przybywamy na cmentarze, aby zatrzymać się i pomodlić przy grobach naszych najbliższych, którzy odeszli już do wieczności. To również czas refleksji nad własnym przemijaniem i rozmyślanie o naszym istnieniu po śmierci.

W tej eschatologicznej zadumie może przyjść nam z pomocą Ojciec Pio, który w czasie pięćdziesięciu dwóch lat spędzonych w kapucyńskim klasztorze w San Giovanni Rotondo często był odwiedzany przez dusze zmarłych.

Informacji na ten temat dostarczają nam świadectwa dzieci duchowych Ojca Pio oraz zapisy z kroniki klasztoru, które nie tylko je opisują, ale również potwierdzają. Wynika z nich, że kontakt Ojca Pio z duszami czyśćcowymi nie był wymysłem jego fantazji, ale odbywał się w sposób duchowy lub fizyczny.

Towarzyszył zmarłym
Wielu biografów i publicystów twierdziło, że powołaniem Ojca Pio było nie tylko towarzyszenie osobom żywym, ale i zmarłym. Polegało ono na jego szczególnej trosce o zbawienie zwłaszcza zatwardziałych grzeszników i dusz w czyśćcu cierpiących. Ojciec Pio  kilkakrotnie prosił swoich kierowników duchowych o pisemne pozwolenie na złożenie za nich w ofierze samego siebie.

W jednym z listów z 1910 roku Stygmatyk napisał do o. Benedetta z San Marco in Lamis: „Od dłuższego czasu czuję w sobie potrzebę, by oddać się Bogu jako ofiara za biednych grzeszników i za dusze czyśćcowe. Pragnienie to stopniowo stawało się w moim sercu coraz większe, tak że teraz jest – powiedziałbym – wielką namiętnością. To prawda, że wielokrotnie powtarzałem to Bogu. Błagałem Go, mówiąc, że chcę przyjąć na siebie kary, które przygotowane są na dla grzeszników i dla dusz w czyśćcu cierpiących. Byłem gotów przyjąć nawet o stokroć większe kary, gdyby tylko Bóg zechciał nawrócić i ocalić grzeszników, i szybko otworzyć bramy raju przed duszami czyśćcowymi. Teraz jednak chcę uczynić Bogu tę ofiarę w duchu posłuszeństwa. Wydaje mi się, że sam Jezus tego pragnie”.

Odpowiedzią na jego prośbę były słowa aprobaty, które o. Benedetto wyraził w jednym ze swoich listów skierowanych do Ojca Pio: „Śmiało uczyń ofiarę, o której mi mówisz, ponieważ będzie ona miła Bogu. […] Cierp, znoś ból i módl się za niegodziwych na tej ziemi i za nieszczęsnych po śmierci. Nieś nasze współczucie tym, którzy cierpią nieprzerwane i niemożliwe do opisania udręki”.

Odtąd ofiara Ojca Pio za dusze w czyśćcu cierpiące polegała przede wszystkim na nieustannej modlitwie o ich zbawienie i na pokornym znoszeniu różnego rodzaju cierpień. O jej charakterze informuje nas jego duchowy syn, ks. Pierino Galeoni: „Ojciec Pio wyjawił mi, że nie tylko poprosił Jezusa i otrzymał od Niego łaskę bycia ofiarą doskonałą, ale także nieustanną. […] że otrzymał od Pana zadanie bycia ofiarą i ojcem ofiar aż do ostatniego dnia”. Zatem ofiara Ojca Pio miała być doskonała i trwać nieustannie aż do śmierci, zgodnie ze słowami św. Pawła: „A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę, żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej” (Rz 12, 1). Składanie takiej ofiary stało się dozgonną misją i powołaniem Zakonnika z Pietrelciny.

Wierzył w oczyszczenie dusz
W czasach, w których żył Ojciec Pio, prymat nauki i techniki spowodował ogromny kryzys wiary w istnienie świata nadprzyrodzonego i niewidzialnego. Stygmatyk na przekór tym tendencjom przypominał o realnym istnieniu piekła, czyśćca i nieba. Szczególnie interesujące i cenne było jego rozumienie czyśćca, które pojmował jako bolesny stan przejściowy, uwalniający po śmierci od wszystkich następstw grzechu.

Stygmatyk wierzył, że w czyśćcu dokonuje się oczyszczenie dusz poprzez ogień, który nie zabija, lecz przynosi ocalenie. Pewnego wieczoru 1945 roku, zaraz po błogosławieństwie eucharystycznym na zakończenie nieszporów br. Modestino zagadnął: „Ojcze, co myślisz o ogniu czyśćcowym?”. A Ojciec Pio mu odpowiedział: „Gdyby Pan pozwolił duszy na przejście z tego ognia do najbardziej palących płomieni na tej ziemi, byłoby to niczym przejście z gorącej wody do zimnej”. Podobnej argumentacji użył również wtedy, gdy pewna kobieta z Cerignoli poprosiła: „Ojcze, proszę mi opisać czyściec”. „Córko moja, dusze z czyśćca wolałyby rzucić się w ogień ziemski, gdyż dla nich byłoby to niczym rzucenie się do źródła świeżej wody” – brzmiała jego odpowiedź.

Więcej światła na naturę ognia wspominanego przez Stygmatyka rzuca świadectwo Cleonice Morcaldi, która słyszała, jak Ojciec Pio powiedział do jednej ze swoich duchowych córek: „Moja córko, w pewnych miejscach [czyściec] jest podobny do piekła”. Był bowiem głęboko przekonany, że w czyśćcu, podobnie jak i w piekle, dusza odczuwa cierpienie z dwóch powodów: jedno jest spowodowane pozbawieniem jej Pana Boga, a drugie, duchowe, przyjmuje postać palącego ognia, z tą różnicą, że w piekle cierpienie trwa całą wieczność, a w czyśćcu ma charakter przejściowy. Jeszcze lepiej wyjaśnił to przy innej okazji, tłumacząc swoim duchowym córkom różnicę pomiędzy ogniem czyśćcowym a piekielnym: „Ogień czyśćcowy to miłość Jezusa, która usuwa zmazy grzechu. Natomiast ten piekielny jest symbolem nienawiści”. Jednym słowem w jego rozumieniu czyściec był przygotowaniem do „niebieskiej chwały”, jakby przedsionkiem nieba, do którego wchodzi się oczyszczonym przez miłość Jezusa gorejącą niczym ogień.

Dla włoskiego kapucyna czyściec był przede wszystkim stanem niezwykle bolesnego oczyszczenia, dlatego radził, by żyjąc na ziemi, czynić wszystko, co możliwe, żeby tam nie trafić po swojej śmierci. Przebywając w ogrodzie ze swymi duchowymi dziećmi, któregoś ciepłego wieczoru 1958 roku Ojciec Pio usłyszał, jak Mioni z Montegrotto, dzieląc się swoimi przemyśleniami na temat życia po śmierci, powiedział: „Ojcze, nic mnie nie obchodzi, jak długo pozostanę w czyśćcu, skoro już wiem, że to się skończy i w końcu pójdę do raju”. Ojciec Pio natychmiast próbował ostudzić jego entuzjazm: „Nie wiesz, co to jest. Nie wiesz, jak tam jest ciężko”. Gdy on nadal upierał się przy swoim, powiedział do niego: „Synu mój, mówisz tak, ponieważ nie wiesz, jak bardzo jest tam strasznie”. Stygmatyk powiedział to z takim przekonaniem, jakby o czyśćcu nie tylko słyszał, ale i go przeżył.

Cleonice Morcaldi twierdziła, że zakonnik wielokrotnie tłumaczył swoim duchowym dzieciom: „Jeśli po śmierci nie chcesz iść do czyśćca, to przejdź przez niego przed śmiercią, przyjmując wszystko od Boga i ofiarując Mu to z miłością, a nawet dziękuj Mu za możliwość, którą ci daje, by przemknąć przez czyściec w tak łagodny sposób”.

Rozmawiał z duszami czyśćcowymi
Zgodnie z nauką Kościoła Ojciec Pio wierzył, że można nieść pomoc duszom w czyśćcu. Najczęściej czynił to w czasie sprawowania mszy świętych, gdy gorąco wstawiał się za nimi u Boga, prosząc o ich uwolnienie. Dusze czyśćcowe za ten niezwykły akt miłosierdzia próbowały okazywać mu swoją wdzięczność. Robiły to na różne sposoby.

Pewnego razu Ojciec Pio nagle opuścił refektarz w czasie obiadu i udał się do drzwi wyjściowych klasztoru. W ślad za nim podążyło dwóch braci. Gdy znaleźli się już blisko niego, usłyszeli, że prowadzi rozmowę z kimś dla nich niewidzialnym i osłupieli ze zdziwienia, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Ojciec Pio dostrzegł ich zakłopotanie i spokojnie wyjaśnił: „Nie martwcie się! Właśnie rozmawiam z kilkoma duszami, które są w drodze z czyśćca do raju. Zatrzymały się tutaj, by mi podziękować, ponieważ dziś rano wspomniałem je podczas mszy świętej”.

Innym razem Ojciec Pio opowiadał, jak do jego celi klasztornej przyszedł niedawno zmarły współbrat, z którym był zaprzyjaźniony. Miał na imię o. Giuseppantonio i mieszkał w kapucyńskim klasztorze w Foggii, gdzie cierpiał z powodu dolegliwości nerek. 30 grudnia 1936 roku Stygmatyk otrzymał wiadomość, że jest on śmiertelnie chory i prosi o modlitwę. Niestety tej samej nocy o. Giuseppantonio zmarł. Gdy Ojciec Pio trwał na modlitwie, wstawiając się za swego przyjaciela, nagle usłyszał pukanie do drzwi. Jakie było jego zdziwienie, gdy ujrzał w nich o. Giuseppantonia. Zaraz go zapytał: „Jak się czujesz? Powiedziano mi, że jesteś śmiertelnie chory i bardzo cierpisz, a ty jesteś tutaj?”. „Czuję się dobrze. Wszystkie moje bóle zniknęły i przyszedłem podziękować ci za modlitwy” – wyjaśnił przyjaciel, po czym zniknął.

Ojciec Pio pomagał duszom opuszczać czyściec, nie tylko modląc się za nie podczas sprawowania mszy świętych, ale również praktykując pewną kapucyńską tradycję. Otóż na podeście wewnętrznych schodów prowadzących z parteru na piętro klasztoru wisiała na ścianie tablica ze spisem grzechów, które należy odpokutować w czyśćcu, zatytułowana „Łatwa i krótka droga do wsparcia biednych dusz w czyśćcu”. Poniżej znajdowało się drewniane pudełko z ponumerowanymi kulkami od 1 do 100. Kiedy któryś z kapucynów tamtędy przechodził, sięgał po jedną z nich i odmawiał modlitwę za zmarłych w czyśćcu, którzy cierpią z powodu grzechu wypisanego na kartce pod takim samym numerem, jaki widniał na kulce. Również Ojciec Pio był wierny tej pobożnej praktyce. Kiedy tylko tamtędy przechodził, losował kulkę i najczęściej odmawiał: „Wieczny odpoczynek”.

Podczas lektury pewnej książki Ojciec Pio natrafił na stwierdzenie, że nie jest możliwe, by dusze czyśćcowe modliły się za żywych, a nawet gdyby tak było, to ich modlitwy nie byłyby w stanie przyjść komukolwiek z pomocą. Z dezaprobatą porzucił dalsze czytanie i rozczarowany tymi słowami powiedział: „Jestem wstrząśnięty. Niemożliwe jest przecież, by dusze czyśćcowe nie odwzajemniły się nam za modlitwy”.

Dla kapucyna ze stygmatami niesienie duchowej pomocy duszom w czyśćcu było życiowym powołaniem, dlatego nigdy nie ustawał w wysiłkach, aby ofiarować im tyle modlitw, ile był w stanie zanieść każdego dnia i każdej nocy. Pewnego razu, zapytany przez współbraci, jak ważna jest modlitwa zanoszona za dusze cierpiące w czyśćcu, odpowiedział: „Na tę górę [czyli do San Giovanni Rotondo] wspina się więcej dusz czyśćcowych niż żyjących mężczyzn i kobiet, aby uczestniczyć w moich mszach świętych i prosić o moje modlitwy”. Jego słowa mogą szokować, jeżeli uwzględni się fakt, że w ciągu całego ponad pięćdziesięcioletniego pobytu Ojca Pio w San Giovanni Rotondo do tego miejsca przybywały miliony pielgrzymów. Ile zatem dusz zmarłych znalazło u niego duchową pomoc i wsparcie? Musiały być ich również miliony. Profesorowi Gerardo De Caro Ojciec Pio tłumaczył: „Trzeba modlić się za dusze czyśćcowe. To niewyobrażalne, ile mogą zrobić dla naszego dobra duchowego przez wdzięczność okazywaną tym, którzy wspominają je na ziemi i modlą się za nie”.

Znał wyroki Boże
Wizje dusz czyśćcowych w życiu Ojca Pio następowały po sobie od lat dwudziestych XX wieku aż do jego śmierci. Włoski kapucyn doświadczał ich obecności nie tylko duchowo, ale i fizycznie. Zapytany przez bpa Alberto Costę z Melfi, czy kiedykolwiek zjawiły mu się dusze zmarłych, bez zastanowienia odpowiedział: „Widziałem je tak wiele razy, że już mnie nie przerażają”. Przerażenie może budzić przebywanie w bliskiej obecności z duszami czyśćcowymi, jednak jeszcze większą bojaźń niesie wielkość kar, jakie muszą one odpokutować. W tej kwestii Ojciec Pio posiadał nadprzyrodzony dar poznania wyroków Bożych, dlatego niekiedy informował swoich rozmówców o długości pobytu w czyśćcu ich najbliższych lub o osiągnięciu przez nich chwały nieba.

Pewnego poranka jeden ze współbraci poprosił Ojca Pio o modlitwę za swego zmarłego ojca podczas celebracji mszy świętej. Po jej odprawieniu Ojciec Pio przywołał go do siebie i powiedział: „Dziś rano twój tata wstąpił do raju”. Zakonnik był niezwykle szczęśliwy. Jednak po chwili namysłu zaprotestował: „Ależ Ojcze Pio, przecież mój ojciec zmarł trzydzieści lat temu!”. Wówczas Stygmatyk dał mu stanowczą odpowiedź: „Cóż, mój synu, przed Bogiem wszystko trzeba odpokutować”.

Podczas innej rozmowy, przeprowadzonej wieczorem 1943 roku, prof. Gerardo De Caro poprosił Ojca Pio o modlitwę za duszę pewnego pisarza, nie wyjaśniając o kogo dokładnie chodzi. Gdy tylko Ojciec Pio rozpoznał, kogo profesor miał na myśli, wówczas poczerwieniał, a na jego twarzy pojawiły się oznaki cierpienia. Prośbę skwitował jednym zdaniem: „Za bardzo kochał”. Gdy profesor próbował go pytać wzrokiem, jak długo będzie musiał pozostawać w czyśćcu, usłyszał szokującą odpowiedź: „Co najmniej sto lat!”.

Jedna z kobiet zaprzyjaźnionych z Ojcem Pio, Carmela Marocchino, była mocno poruszona nagłą śmiercią swego brata, kapucyna o. Vittore i choć już pogodziła się z jego utratą, chciała wiedzieć, czy został zbawiony. Kilka dni po jego pogrzebie udała się z płaczem do Ojca Pio, aby go zapytać: „Ojcze, dlaczego Pan Bóg go zabrał?”. Zakonnik, chcąc ją pocieszyć, odpowiedział: „Czy wiesz, co Pan Jezus zrobił z twoim bratem? Pan Jezus wszedł do ogrodu, gdzie było wiele kwiatów, a jeden piękniejszy od drugiego. Podszedł do najpiękniejszego z nich i go zerwał. Dokładnie to uczynił z twoim bratem”. Dopiero potem wyjaśnił, że brat zostanie zbawiony, ale ona musi się za niego modlić. Kobieta nie dawała za wygraną. Przy okazji kolejnych spowiedzi u Ojca Pio nieustannie pytała o stan duszy swego zmarłego brata. Po jednej z nich usłyszała: „On jest w raju”. Te słowa mocno ją uradowały, ale dały jej również wiele do myślenia. Pomimo że jej brat był kapłanem i wychowankiem Ojca Pio, w czyśćcu spędził aż jedenaście miesięcy, zgodnie ze słowami Stygmatyka: „Moja córko, my duchowni mamy większą odpowiedzialność przed Bogiem i kiedy zjawiamy się przed Nim, to z lękiem i drżeniem”. Stygmatyk dał jej jeszcze jedną ważną wskazówkę. Gdy Carmela Marocchino dopytywała się, czy nadal ma się modlić za swoich zmarłych rodziców, usłyszała niezwykle cenne pouczenie zgodne z nauką Kościoła: „Jeśli im już więcej nie są potrzebne twoje modlitwy, to one są oddawane innym duszom”.

Kiedy 20 marca 1910 roku zmarł ciężko chory Nicola, brat Marii Pompilio, kobieta poprosiła Ojca Pio, by pomógł jej zobaczyć go podczas snu. Zakonnik zganił ją za to słowami: „Żyjmy w rzeczywistym świecie, nie w snach”. Jednak pewnej nocy przyśnił się jej brat, który powiedział: „Czy ty wiesz, że Ojciec Pio był obecny w czasie mojej śmierci? […] Nie mogłem ci tego wtedy powiedzieć, bo byłem w agonii, lecz on pozostawał przy mnie do czasu, aż Sędzia [Bóg] mnie osądził. Otrzymałem jedenaście lat czyśćca, lecz Ojciec Pio wstawił się za mną i dostałem tylko dwa”. Następnego dnia Maria Pompilio udała się do Ojca Pio, który na jej widok zapytał: „Czy teraz jesteś szczęśliwa?”. Jej odpowiedź była równie natychmiastowa: „Tak. Ależ Ojcze, co ty robisz? Chodzisz sobie wszędzie! Jesteś tu na ziemi i bywasz już w niebie!”. „A cóż robiłbym tu, na ziemi, jeśli nie byłbym w stanie wznieść się [do nieba] i zstąpić?” – brzmiała jego równie tajemniczo brzmiąca odpowiedź.

Dusze zmarłych zajmowały uprzywilejowane miejsce w życiu duchowym Ojca Pio, pamiętał o nich w codziennych modlitwach, a przede wszystkim podczas celebracji mszy świętych. Troska o ich zbawienie stała się jego życiową misją. Jego doświadczenie z duszami czyśćcowymi oraz nauka o czyśćcu stanowią prawdziwą pomoc we właściwym postrzeganiu świata nadprzyrodzonego, który zaprasza do świętości życia, mobilizuje do czynienia dobra, nie pozwala pozostać obojętnym na los cierpiących w czyśćcu i ostrzega przed bolesnymi karami, gdy z oczu traci się najważniejszy cel, jakim jest szczęśliwe życie wieczne z Bogiem w niebie.

Tekst br. Błażej Strzechmiński OFMCap

„Głos Ojca Pio” [6/132/2021] 


Brat Błażej Strzechmiński – kapucyn, doktor teologii duchowości. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie. Wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie. Znawca życia i duchowości Ojca Pio. Autor książki „Przyśnił mi się Ojciec Pio. Trochę inna biografia”.

https://glosojcapio.pl/duchowosc/item/925-sekrety-czyscca

Posted in Ojciec Pio | Leave a Comment »

4 wskazówki św. Ojca Pio, jak słuchać swojego Anioła Stróża

Posted by tadeo w dniu 3 października 2022

4 wskazówki św. Ojca Pio, jak słuchać swojego Anioła Stróża

(fot. shutterstock.com)

Ojciec Pio bardzo dobrze znał anioły i spotykał się z nimi przez całe swoje życie. Otrzymywał także wewnętrzne przekazy i musiał rozpoznawać, czy są to pokusy oraz jak powinien na nie reagować.

W liście, który napisał 15 lipca 1913 roku do Annity, przekazuje jej (jak i nam) kilka nieocenionych porad odnoszących się do tego jak współpracować z naszym Aniołem Stróżem, reagować na pokusy serca i jak się modlić za jego wstawiennictwem.

Wskazówki ojca Pio:

1. Obecność

Ojciec Pio mówi o tym, że Bóg, ale też Maryja i nasz Anioł Stróż powinni być w centrum naszego życia.

„Droga Córko Jezusa,

Niech Twoje serce będzie zawsze świątynią Ducha Świętego. Niech Jezus roznieci ogień swojej miłości w Twojej duszy i niech zawsze uśmiecha się do Ciebie, tak jak do wszystkich dusz, które kocha. Niech Przenajświętsza Maryja uśmiecha się do Ciebie w czasie wszystkich wydarzeń Twego życia i obficie uzupełnia pustkę nieobecności ziemskiej matki. Niech Twój dobry Anioł Stróż zawsze dogląda Ciebie i będzie Twoim przewodnikiem na trudnej ścieżce Twego życia. Niech zawsze utrzymuję Cię w chwale Jezusa i niech utrzymuje w swych dłoniach byś nogi na kamieniu nie mogła zranić. Niech ochrania Cię pod swymi skrzydłami od wszelkich oszustw tego świata i jego zła”.

2. Docenienie pracy Anioła

Ojciec Pio prosi Anitę o docenienie swojego Anioła Stróża. Wszyscy wiemy o jego obecności, ale w rzeczywistości nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo pomaga nam w codziennym życiu oraz w relacji z samym Bogiem.

„Annito, miłuj wielką pobożność tego dobrego anioła. Jakże pocieszające jest wiedzieć, że mamy ducha, który od łona matki, aż po nasz grób, nigdy nas nie opuści nawet na chwilę, nawet wtedy gdy jesteśmy skłonni do grzechu. Ten niebiański duch prowadzi nas i chroni jak brata, przyjaciela. Pocieszające jest również wiedzieć, że ten anioł modli się za nas nieustannie, i przedstawia Bogu wszystkie nasze dobre uczynki, nasze myśli, nasze pragnienia, jeśli tylko są czyste… nie zapominaj o tym niewidzialnym towarzyszu, zawsze obecnym, zawsze skłonnym nas wysłuchać i zawsze gotowym pocieszyć”.

3. Nigdy nie mów, że jesteś sam

„Nigdy nie mów, że zostałaś sama ze swoimi trudnościami; Nigdy nie mów, że nie masz nikogo dla kogo możesz otworzyć swoje serce i zaufać. Byłaby to ogromna niesprawiedliwość dla niebiańskiego posłańca”. – Zawsze jest ktoś, komu możesz powierzyć swoje problemy.

4. Bądź uważny na zło

Anioł Stróż jest przy nas cały czas, ale często musimy umieć rozróżnić czy słuchamy swojego dobrego anioła czy może tego złego. Ojciec Pio bardzo jasno pokazuje nam swój sposób widzenia na temat wewnętrznej walki i udziela nam wskazówek na pokonywanie trudności.

„Jeżeli chodzi o wewnętrzne głosy, nie przejmuj się, zachowaj spokój. To czego musisz unikać to nadmierne przywiązanie Twojego serca do tych słów. Nie poświęcaj im zbyt dużo uwagi. (…) Nie daj sobie zamieszać w głowie, próbując rozpoznać, które wewnętrzne przesłanie pochodzi od Boga. Jeśli Bóg jest ich autorem, jednym z głównych znaków jest to, że gdy słyszysz te głosy, wpierw napełniają Twoją duszę strachem i zmieszaniem, ale później doświadczasz Boskiego pokoju. Kiedy autorem wewnętrznych dialogów jest wróg, wtedy zaczyna się fałszywa ochrona, a następnie agitacja i bardzo złe samopoczucie”.

Posted in Ojciec Pio | Leave a Comment »

Ojciec Pio z Pietrelciny

Posted by tadeo w dniu 23 września 2022

W dniu 23 września Kościół katolicki obchodzi liturgiczne wspomnienie św. Ojca Pio z Pietrelciny, prezbitera.

Francesco urodził się w małej włoskiej wiosce Pietrelcina 25 maja 1887 roku. Jego rodzice, Grazio Forgione i Maria Giuseppa Di Nunzio, byli zwykłymi rolnikami, ale wiedzieli, że ich syn jest bardzo blisko Boga.

W wieku zaledwie pięciu lat uroczyście oddał swoje życie Jezusowi. Mówi się, że często rozmawiał z Panem Jezusem, Matką Bożą i swoim Aniołem Stróżem, który bronił go przed atakami diabła.

W wieku piętnastu lat wstąpił do zakonu franciszkanów kapucynów, a wraz ze ślubami zakonnymi przyjął imię Pio.

Ojciec Pio z Pietrelciny

Francesco urodził się w małej włoskiej wiosce Pietrelcina 25 maja 1887 roku. Jego rodzice, Grazio Forgione i Maria Giuseppa Di Nunzio, byli zwykłymi rolnikami, ale wiedzieli, że ich syn jest bardzo blisko Boga.

W wieku zaledwie pięciu lat uroczyście oddał swoje życie Jezusowi. Mówi się, że często rozmawiał z Panem Jezusem, Matką Bożą i swoim Aniołem Stróżem, który bronił go przed atakami diabła.

W wieku piętnastu lat wstąpił do zakonu franciszkanów kapucynów, a wraz ze ślubami zakonnymi przyjął imię Pio. Po siedmiu latach studiów otrzymał święcenia kapłańskie w 1910 roku.

W tym samym miesiącu, w którym został wyświęcony, Ojciec Pio modlił się w kaplicy, gdy ukazał mu się Pan i Jego Najświętsza Matka, wtedy też po raz pierwszy otrzymał stygmaty. Jednak rany wkrótce wyblakły, a następnie zniknęły. „Chcę jednak cierpieć, nawet umrzeć z cierpienia” – powiedział Matce Bożej Ojciec Pio – „ale wszystko w tajemnicy”. Wkrótce potem doświadczył pierwszej ze swoich duchowych ekstaz.

Ojciec Pio przez krótki czas służył w wojsku, ale został zwolniony z powodu słabego zdrowia. Po powrocie do klasztoru został kierownikiem duchowym. Miał pięć zasad duchowego wzrostu: cotygodniowa spowiedź, codzienna komunia, lektura duchowa, medytacja i rachunek sumienia.

      Często powtarzał: „Módl się, żyj nadzieją i nie martw się”.

W lipcu 1918 roku Ojciec Pio otrzymał widoczne Stygmaty, czyli pięć ran Chrystusa (dłonie, stopy i bok), po tym jak ofiarował siebie jako żertwę na rzecz zakończenia wojny.

Święty kapłan został dostrzeżony przez Kościół i do 1934 r. przyciągnął tysiące pielgrzymów, którzy uczestniczyli w jego mszach i odwiedzali jego konfesjonał.

23 września 1968 roku Ojciec Pio odprawił ostatnią Mszę Świętą, odnowił swoje śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa i zmarł w swojej celi, cierpiąc z powodu poważnego osłabienia fizycznego. Przed śmiercią Ojciec Pio zorganizował i nadzorował budowę „Domu Ulgi w Cierpieniu”, ośrodka medycznego i religijnego dla 350 pacjentów.

Został kanonizowany 16 czerwca 2002 roku przez papieża Jana Pawła II. Szacuje się, że w uroczystości kanonizacyjnej wzięło udział około 300 000 osób.

Przetłumaczony artykuł pochodzi ze strony http://www.americaneedsfatima.org

Zobacz koniecznie:

Sprawdź kanał Śladami Ojca Pio

https://polskakatolicka.org/pl/artykuly/ojciec-pio-z-pietrelciny

Posted in Ojciec Pio | Leave a Comment »

Była „symbolem” seksu. Nawróciła się dzięki świętemu Ojcu Pio.

Posted by tadeo w dniu 18 września 2022

Była "symbolem" seksu. Nawróciła się dzięki świętemu Ojcu Pio

„Drzwi otworzyły się i stanął przede mną Ojciec Pio. Wiedziałam, że umarł parę lat wcześniej, a przecież widziałam go na własne oczy takim, jakim zapamiętałam go z owego spotkania w San Giovanni Rotondo. Nie czułam żadnego lęku” – przeczytaj świadectwo nawrócenia Lizy Gastoni, aktorki, która zmieniła swoje życie dzięki świętemu Ojcu Pio.

Osobą, która zupełnie odmieniła swe życie po spotkaniu z Ojcem Pio, jest Liza Gastoni – zdolna, wspaniała aktorka zawdzięczająca swą popularność dość drastycznym filmom, takim jak „Dziękuję ciociu”, „Magdalena”, „Uwiedzenie” czy też „Skandal”. Do pewnego czasu była ona „symbolem” seksu i erotyzmu.

Trudno jest sobie wyobrazić, iż aktorka grywająca podobne role może równocześnie być osobą roztrząsającą sprawy duszy, myślącą o Ojcu Pio, czy nawet odczuwającą kryzysy duchowe, które w końcu doprowadziły ją do odkrycia prawdziwych wartości w życiu. A tak w istocie stało się. Mozolny proces jej przemiany trwał wiele lat.

„Po raz pierwszy pojechałam do San Giovanni Rotondo, by spotkać się z Ojcem Pio, w roku 1961” – powiedziała mi Liza Gastoni. Słyszałam, że zakonnik ten jest święty, a ja zaś potrzebowałam wtedy cudu.

Mieszkałam we Włoszech od niedawna. Przyjechałam tu, by kręcić film. Miałam wtedy 26 lat. Urodziłam się w Alassio, z ojca Włocha i matki Irlandki. Młodość jednakże spędziłam w Londynie, dokąd przenieśliśmy się tuż po wojnie. Po maturze w liceum klasycznym przez dwa lata uczęszczałam na uniwersytet. Chciałam zostać architektem, lecz wciągnął mnie świat rozrywki. Najpierw byłam modelką, później pracowałam w telewizji, a w 1960 roku zaczęłam karierę filmową. Stawiałam wówczas pierwsze kroki w zawodzie aktorskim.

"Zwiewaj stąd, znowu chce cię przebić!". Tak ojciec Pio otrzymał stygmaty

„Zwiewaj stąd, znowu chce cię przebić!”. Tak ojciec Pio otrzymał stygmaty

WIARA

O ile dobrze pamiętam, kręciliśmy wtedy film pod tytułem „Syn Attyli” albo „Pojedynek w górach Sila”. Zgodziłam się na tę propozycję, by urwać się z domu, gdzie panowała atmosfera straszliwej udręki. Mój ojciec był chory na raka mózgu i żołądka. Choroba z wolna zabijała go.

Moi rodzice byli wspaniałymi osobami. Mieli duszę dwojga niewinnych dzieci. Nie potrafili nawet dopuścić do siebie myśli, że istnieje zło. Całe swe życie poświęcili pomagając innym, ale wobec cierpienia byli bezbronni.

Miałam poczucie winy pozostając z dala od nich w tak dramatycznym momencie. Myślami byłam wciąż przy moim ukochanym tacie.

W owych dniach poznałam Carla Campaniniego, włoskiego aktora komediowego, który był synem duchowym Ojca Pio. Nasza rozmowa zeszła w końcu na temat Ojca Pio i jego wyjątkowych mocy taumaturgicznych. Gdy Campanini opowiadał o cudownych uzdrowieniach dokonywanych przez Ojca Pio, pomyślałam od razu o moim ojcu i postanowiłam udać się do San Giovanni Rotondo. Powiedziałam o tym Campaniniemu. «Pojadę z tobą, bo właśnie zamierzałem się do niego wybrać» – zaproponował.

Omówiliśmy szczegóły podróży. Pojechaliśmy dwoma samochodami, gdyż dołączył do nas mój znajomy, aktor amerykański, z żoną i jedna z moich przyjaciółek, również Campanini wziął ze sobą żonę.

Było to chyba późną jesienią, gdyż, jak pamiętam, dawały się we znaki pierwsze chłody.

W czasie podróży poczułam nagle w samochodzie silny zapach fiołków. Przypomniawszy sobie opowieści Campaniniego, że zapach ten jest jednym z tajemniczych znaków od Ojca Pio, wysyłanych do wielu jego wielbicieli – przestraszyłam się.

Nie byłam jego entuzjastką, nie znałam go. A na dodatek byłam osobą racjonalną: nie wierzyłam w tego rodzaju rzeczy. Obwąchałam wszystkich towarzyszy podróży, by odkryć, od którego z nich tak pachniało, lecz bez skutku. Wyglądało na to, że żaden z nich nie użył takich perfum.

Zapach ten ciągle czułam, nawet po wyjściu z samochodu, kiedy zatrzymaliśmy się, by wypić kawę. Wsiadłszy do samochodu spytałam, czy oni też czuli tę woń, lecz odpowiedź była negatywna”.

Dziwny niepokój

„Przyjechaliśmy do San Giovanni Rotondo późnym popołudniem. Od razu udaliśmy się do kościoła. Ledwie weszłam na klasztorny dziedziniec ogarnął mnie okropny niepokój. Czułam ogromny ciężar na sercu. Uczucia smutku, osamotnienia, winy, goryczy przytłaczały mnie zupełnie.

W kościele udręka tak bardzo nasiliła się, że musiałam stamtąd wyjść – poirytowana a zarazem zaniepokojona.

Spytałam się Campaniniego, jak długo zamierza zatrzymać się w San Giovanni Rotondo. «Przynajmniej parę dni», odpowiedział. Spojrzałam nań przerażona. Nie miałam odwagi, by protestować, bo to ode mnie wyszła propozycja wyjazdu, lecz w głębi duszy postanowiłam wyjechać stamtąd już następnego dnia.

Ponieważ o tak późnej godzinie nie odprawiano już żadnego nabożeństwa, a Ojciec Pio zamknął się w murach klasztornych, poszliśmy do hotelu.

Miał pogruchotaną czaszkę i uszkodzony mózg. W szpitalu przyszedł do niego ojciec Pio

Miał pogruchotaną czaszkę i uszkodzony mózg. W szpitalu przyszedł do niego ojciec Pio

ŚWIADECTWA

«Jutro Ojciec Pio odprawia Mszę św. o piątej rano» – poinformował nas Campanini. – «Trzeba wcześniej położyć się spać, bo pobudka będzie o czwartej rano» – dorzucił.

Wiadomość ta jeszcze bardziej zniechęciła mnie do tego wszystkiego. Byłam nocnym markiem. Nigdy nie szłam spać przed drugą lub trzecią w nocy. Obudzić się o czwartej nad ranem – to było dla mnie rzeczą niemożliwą. Kiedy moi przyjaciele udali się do swych pokojów, powiedziałam sobie: «Nie wiem, co zrobię; zdecyduję jutro rano».

Pobyłam w mym pokoju zaledwie parę minut. Czułam, jakby dusiło mnie coś w środku. Poprosiłam więc przyjaciółkę, by została ze mną.

Dla zabicia czasu zaczęłyśmy grać w karty, ale po kwadransie poczułam straszną ociężałość. Zamykały mi się oczy, zupełnie jakbym zażyła jakiś silny środek nasenny.

«Nie wiem, co się ze mną dzieje» – powiedziałam do przyjaciółki.

– «Strasznie mi się chce spać, muszę się położyć» – dodałam. Poprosiłam ją, by powiedziała Campaniniemu i portierowi, aby rano mnie nie budzono. «Nie czuję się na siłach, by wstać o czwartej» – powiedziałam, i zapadłam w głęboki sen.

W pewnej chwili usłyszałam dobijanie się do mych drzwi. Przebudziłam się. Byłam jeszcze otępiała, kiedy ponownie zapukano z tą samą siłą. «Już idę!» – krzyknęłam.

Otworzyłam, lecz nikogo nie było. Spojrzałam na zegarek – wskazywał godzinę trzecią. «Chyba mi się śniło», powiedziałam sobie i wróciłam do łóżka zapadając w ten sam dziwnie mocny sen.

Znowuż usłyszałam walenie do drzwi. Tak silne, że  zdawały się drżeć ściany pokoju. Miałam zwyczaj spać z korkami w uszach, a mimo to owo pukanie bębniło mi w głowie. Wstałam poirytowana, otworzyłam drzwi, i tym razem nikogo nie było.

Była czwarta rano. Zeszłam na dół do recepcji, by złożyć skargę. «Przecież prosiłam was, żeby mnie nie budzić» – zaprotestowałam. Portier zapewniał mnie, że wcale nie pukał do mojego pokoju. Poszłam do mej przyjaciółki, do Campaniniego i do innych – nikt mnie nie budził.

Wszyscy oni przygotowywali się do pójścia na Mszę św., a ponieważ byłam już na nogach, zdecydowałam się do nich dołączyć. Lecz bez entuzjazmu, przeciwnie – byłam w złym humorze.

Kiedy weszłam do kościoła zdumiało mnie, że o tak wczesnej porze było tu takie zatłoczenie wiernych.

Msza św.  zaczęła się niemal od razu. Byłam bardzo spięta i czułam się okropnie. Niepokój wewnętrzny przytłaczał mnie coraz bardziej. Czułam żal do samej siebie za to, że przyszłam.

Nic nie pamiętam z owego nabożeństwa. Marzyłam o tym, by jak najszybciej skończyło się, bo chciałam wyjść. Myślę, że nie odmówiłam wtedy najkrótszej choćby modlitwy”.

Spojrzenie palące jak ogień

„Po zakończonej Mszy św. Campanini, znający dobrze codzienne zwyczaje Ojca Pio, zaprowadził nas na korytarz, którędy przechodził on zawsze z kościoła do klasztoru.

«Jak tylko przyjdzie, trzeba uklęknąć – pobłogosławi nas» – powiedział.

Wszyscy byli wzruszeni, ja zaś zdenerwowana.

Ojciec Pio przybył po kilku minutach. Moi przyjaciele padli na kolana. Spróbowałam i ja, lecz nic z tego. Moje nogi były jak kołki, nie zgięły się. Campanini pociągnął mnie za spódnicę i wyszeptał: «Uklęknij», lecz ja byłam jak zamurowana. Nie sparaliżowała mnie ani emocja, ani wiara. To było coś innego. Zawładnęła mną jakaś obca siła.

Ojciec Pio przystawał przy każdym z nas, by go pobłogosławić. Stanąwszy przede mną spojrzał na mnie i położył mi ręce na głowę dotykając dwa razy mych włosów. Byłam tak zmieszana, że zrobiłam jakiś dziwny ukłon, lecz nie uklękłam.

Ojciec  Pio poszedł dalej rozdzielając błogosławieństwa. U klasztornych drzwi zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie. Nie potrafiłabym opisać jego spojrzenia, ale wciąż we mnie tkwi. To był ogień, który przeniknął najgłębsze pokłady mej duszy, mego ciała i mózgu. Myślałam, że się rozpłynę w nicość. Moje ciało nagle stało się lekkie, ciężar na sercu zniknął, nogi ugięły się i padłam na kolana. Ogarnęła mnie wielka radość. Byłam pewna, że otrzymałam od niego ogromną pomoc.

Ojciec Pio wysyłał swoje anioły do pomocy. Miał z nimi niezwykłą relację

Ojciec Pio wysyłał swoje anioły do pomocy. Miał z nimi niezwykłą relację

WIARA

Ojciec Pio wszedł do klasztoru, a my wróciliśmy do hotelu.

Nikt nie zorientował się w zmianie, jaka we mnie zaszła. Nie rozmawiałam o tym z moimi przyjaciółmi. Wręcz przeciwnie, przeszkadzała mi ich rozmowa. Pragnęłam zostać sama.

Wymawiając się zmęczeniem, zaraz po śniadaniu poszłam do mojego pokoju. Położyłam się do łóżka w ubraniu i zasnęłam. W pewnej chwili znowuż obudziło mnie pukanie do drzwi. Tym razem nie rozzłościłam się. To był Ojciec Pio, który mnie wzywał. Skoczyłam na równe nogi, włożyłam sweter i pobiegłam do kościoła. Była trzecia po południu. Na dziedzińcu spotkałam jakiegoś zakonnika, który widząc, że zdecydowanym krokiem kieruję się do kościoła, powiedział: «Jeszcze za wcześnie. Otwieramy za pół godziny». Ale w tej samej sekundzie zauważyłam, że inny zakonnik otwiera drzwi kościoła. Ruszyłam dalej, weszłam do środka, podeszłam do pierwszego rzędu ławek i uklękłam.

Czułam palącą potrzebę modlitwy. Pochodziłam z bardzo religijnej rodziny, wychowano mnie po chrześcijańsku. Uczyłam się w szkole prowadzonej przez zakonnice. Niestety, później wiodłam bardzo beztroskie życie. Miałam wielu wielbicieli, wyszłam za mąż i rozwiodłam się. Nie straciłam wiary, lecz zobojętniałam. Zaczęłam modlić się po swojemu, a właściwie prosiłam o pomoc. Powtarzałam: «Pomóżcie mi, pomóżcie». I tak rozmawiając sama z sobą wyliczałam moje wątpliwości i cierpienia. Prosiłam o pomoc dla mego ojca.

Kiedy tak dziwnie rozmawiałam, miałam wrażenie, jakby koło mnie ktoś stał. Podniosłam oczy i zobaczyłam Ojca Pio. Stał tuż obok, pochylony, by lepiej słyszeć me słowa”.

„Nie zmieniłam jednak życia”

„Nie wiem, jak długo jeszcze mówiłam. Opowiedziałam mu wszystko o sobie i o mym życiu. Odpowiadałam na pytania, które mi zadawał albo może mi się zdawało je słyszeć. To była długa rozmowa – prawdziwa spowiedź.

Rozmawiając z Ojcem Pio czułam, jak mój umysł zaczyna pojmować wiele spraw mego życia, dramat cierpień mego ojca. Po raz pierwszy wyraźnie odczuwałam, że jestem w stanie ogarnąć sens własnej egzystencji, przejrzeć do głębi samą siebie.

W końcu Ojciec Pio podniósł swą stygmatyzowaną dłoń i pobłogosławił mnie. Po całym mym ciele przebiegł dreszcz i mą duszę ogarnęło tak silne wzruszenie, że nie potrafiłam opanować płaczu.

Na drugi dzień jeszcze raz poszłam na Mszę św. odprawianą przez Ojca Pio. Przyjęłam Komunię św. Później wróciliśmy do Rzymu.

Taka jest moja historia spotkania z Ojcem Pio. Po tym wszystkim, co przydarzyło mi się w owych dniach, powinnam była odmienić swe życie, a tymczasem nic się nie zmieniło.

Ojciec Pio: nie wierzcie w to kłamstwo nieprzyjaciela

Ojciec Pio: nie wierzcie w to kłamstwo nieprzyjaciela

DUCHOWOŚĆ

Nie zostałam cudownie oświecona przez Ojca Pio. Pomógł mi jedynie zrozumieć, gdzie jest prawda, zaś wybór pozostawił mnie samej.

Być może już sam zawód aktorski nie sprzyjał refleksyjności. Reszty dopełnił mój ekstrawersyjny charakter i żądza coraz nowszych emocji. Prowadziłam to samo życie co przedtem. Tymczasem zmarł mój ojciec, co być może wpłynęło w jakimś stopniu na rozmycie się wspomnienia o Ojcu Pio, mimo że nigdy go nie zapomniałam.

Moja kariera zaczęła rozkręcać się na dobre. Zagrałam w wielu innych filmach. W 1965 roku dostałam ważną rolę w „Obudź się i zabij”, w reżyserii Carla Lizzaniego, dzięki której zdobyłam popularność.

Ale prawdziwy sukces dał mi film „Dziękuję, ciociu”, Salvatore Samperiego. Był to dość pikantny film, z dużą ilością scen gwałtownych i erotycznych. Zabroniony został dla widzów niepełnoletnich. Wszedł na ekrany kin w 1968 roku i wzbudził sporo dyskusji.

W tym właśnie roku zmarł Ojciec Pio. Śmierć zakonnika, którego dobrze zapamiętałam, pobudziła mnie do refleksji, lecz na krótko.

Moje filmy przynosiły duże zyski. Niełatwo było zrezygnować z tylu pieniędzy i popularności, dlatego też szłam dalej tą samą drogą. Wkrótce zrozumiałam, że zabrnęłam w ślepy zaułek, z którego niemal niemożliwe jest wyjść.

Nie mam zamiaru usprawiedliwiać się ani zastanawiać się, czy gdyby cofnąć czas, zagrałabym jeszcze raz w tych filmach. Nie wypieram się tego, co zrobiłam, ale dopiero teraz zrozumiałam, że moje życie w tamtym okresie było jednym długim ciągiem błędów.

Jestem aktorką, a aktorka podejmuje się ról, jakie są jej proponowane. Na dodatek jestem kobietą impulsywną, która całą swą duszą i ciałem rzuca się w wir życia płacąc za to na własnej skórze. Przez pewien czas udawało mi się chłodno podchodzić do moich ról, trzymać pewien dystans wobec bohaterek, które grywałam. Niestety, później poddałam się, i był to mój największy błąd”.

„Przyszedł się ze mną zobaczyć”

„W tym okropnym okresie mego życia Ojciec Pio nie opuścił  mnie. Był zawsze przy mnie, w pewnym sensie «prześladował» mnie. Jego duchowa obecność była moją obsesją, gdyż zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo gani on moje postępowanie.

Ojciec Pio na przeróżne sposoby dawał o sobie znaki. Czasami, kiedy byłam w domu i myślałam o nim, słyszałam okropne walenie do drzwi. Któregoś dnia ciężko rozchorowałam się i potrzebowałam pomocy lekarskiej. Zrozpaczona szukałam lekarza godnego zaufania i kiedy w końcu znalazłam w książce telefonicznej adres poleconego mi specjalisty, w dodatku reklamowym widniejącym obok jego nazwiska ujrzałam ze zdumieniem fotografię Ojca Pio.

Tego już było za wiele. Miałam już dość wszystkiego. Straciłam chęć do pracy. Nie chciałam nawet żyć.

Siedziałam w tym właśnie pokoju i myślałam o Ojcu Pio. Zrozumiałam, że tylko on może mi pomóc. Wzywałam go z całej mej duszy: «Musisz mi pomóc, błagam».

Lekarze nie dawali mu żadnych szans. Ojciec Pio musiał pomóc w reanimacji

Lekarze nie dawali mu żadnych szans. Ojciec Pio musiał pomóc w reanimacji

DUCHOWOŚĆ

Kiedy wypowiadałam te słowa zdarzyło się coś nieprawdopodobnego. W tej samej sekundzie zobaczyłam, jak ktoś powoli naciska klamkę. Drzwi otworzyły się i stanął przede mną Ojciec Pio. Wiedziałam, że umarł parę lat wcześniej, a przecież widziałam go na własne oczy takim, jakim zapamiętałam go z owego spotkania w San Giovanni Rotondo. Nie czułam żadnego lęku. Ojciec Pio podszedł do mnie i spojrzał na mnie tak, jak wtedy. To było to samo straszliwe spojrzenie, płonące ogniem. Nie powiedział ni słowa, lecz zrozumiałam wszystko.

Kiedy odszedł, poczułam w mej duszy głęboki spokój. Moje lęki, uczucie smutku i gnębiąca mnie chęć śmierci zniknęły. Poczułam w sobie nowe siły. Zdawałam sobie sprawę z daru, jakiego doświadczyłam, i postanowiłam uczynić wszystko, by nie zmarnować tej tajemniczej wizyty.

Już następnego dnia okoliczności skłoniły mnie do dokonania szybkich i nieodwołalnych wyborów. Doprowadziłam do końca podpisane wcześniej kontrakty, po czym podjęłam wielką decyzję: postanowiłam zerwać raz na zawsze z zawodem aktorskim. Była to dla mnie niezmiernie trudna decyzja. Akurat w tym samym okresie oferowano mi wiele ról i wynagrodzenie przyprawiające o zawrót głowy. Moje ostatnie filmy przyniosły dużo zysków, toteż chcieli mnie do swych filmów poważni reżyserzy, lecz proponowano mi wciąż te same role.

Od owego okresu minęło wiele lat. Moje życie całkowicie odmieniło się. Nie jestem już Lizą Gastoni z tamtych filmów. Odkryłam nowe zajęcia. Mój talent artystyczny znalazł upust w malarstwie, rzeźbie i pisarstwie. Interesują mnie wartości duchowe; czerpię je z wielu źródeł. Często jeżdżę do miejsc charyzmatycznych, takich jak Sanktuarium w Loreto, gdzie znajduje się Domek Matki Boskiej, lub Porcjunkula w Asyżu, w której modlił się św. Franciszek. Byłam też w Indiach, by poznać wielkich guru. Lecz najdroższym mi przewodnikiem życiowym pozostał Ojciec Pio”.

Świadectwo pochodzi z książki „Cuda świętego Ojca Pio. Świadectwa, podziękowania, wskazania i modlitwy”.

https://deon.pl/wiara/swiadectwa/byla-symbolem-seksu-nawrocila-sie-dzieki-swietemu-ojcu-pio,2009888?fbclid=IwAR313MdcSnj8wch98k03Tj2L3THqves2E0OHg67SZgZI6qi70QKxGrC6Xtw

Posted in Ojciec Pio, Świadectwa | Leave a Comment »

Ojciec Pio święty Lektor PL

Posted by tadeo w dniu 28 lipca 2022

Posted in Ojciec Pio | Leave a Comment »

Autentyczne nagrania przedstawiające ojca Pio. Życie codzienne w klasztorze i ostatnia msza

Posted by tadeo w dniu 27 lipca 2022

ŚWIĘTY OJCIEC PIO

https://www.youtube.com/watch?v=MB0qwO5loMU

Anna Gębalska-Berekets – 24.10.17

Na nagraniu widoczne są owinięte bandażem dłonie spowite krwią. Podczas mszy w pewnym momencie widać na jego twarzy cierpienie.

Rzadki filmik z ojcem Pio niedawno ujrzał światło dzienne. To realne, kilkuminutowe nagranie, które pokazuje jego codzienne życie, rozmowy ze współbraćmi, zajęcia, wspólne posiłki. Widać również fragment ostatniej mszy świętej sprawowanej przez zakonnika.

Mimo swojej świętości, ojciec Pio był  normalnym człowiekiem, który spotykał się z ludźmi, rozmawiał z nimi i żartował. Miał z nimi ciepły i serdeczny kontakt.
OJCIEC PIO

Czytaj także:
Koniec świata już blisko? 12 zapowiedzi Apokalipsy

Ojciec Pio: apostoł konfesjonału

Nagranie w pewnym stopniu przybliża meandry codziennego życia ojca Pio. Był on niezwykłym człowiekiem. Miał dar uzdrawiania, niósł pocieszenie w konfesjonale. Swoją służbą zjednywał sobie ludzi, świadczył o Bogu i jego nieskończonej miłości. Prowadził dusze do Boga.

Posiadał dar czytania ludzkich sumień. W konfesjonale potrafił spędzić wiele godzin. Do niego przybywali penitenci nie tylko z okolicznych miejscowości. Pius XII nazwał go nawet „spowiednikiem Europy”. Ojciec Pio miał świadomość, że ten dar pochodzi od Boga. Dzięki jego pośrednictwu ludzie odchodzili po spowiedzi ze spokojem serca. Proszono go o rady dotyczące życia, wyborów postępowania. Patrzył na nich zawsze cierpliwie i przejmująco, jego wzrok jakby wypełniał ich od środka.

Listy z duchowymi prośbami

Na nagraniu przedstawiono również ogrom listów, jakie zakonnik otrzymywał od ludzi. Po pewnym czasie przychodziło ich tak wiele, że trzeba je było segregować i znaleźć dla nich odpowiednie miejsce. Ludzie pisali w potrzebach serca, prośbach, dziękowali. Jeden z takich listów do ojca Pio napisał nawet w 1962 roku Karol Wojtyła. Prosił w nim o uzdrowienie swojej przyjaciółki z Krakowa – dr Wandy Półtawskiej.

Na tym unikatowym filmie zobaczyć można wspólne posiłki, jakie jadał ze współbraćmi. Zwykł spożywać dziennie tak małą ilość pożywienia, że nie sposób było przeżyć. Wówczas ojciec Pio porównywał swoje ciało do gleby, tłumacząc zainteresowanym, że niektóre gleby są tak żyzne, że nie potrzebują nawozu, i on właśnie taką jest.

Błogosławił ludziom, a oni zabiegali o to, by się z nim spotkać, przemierzając nieraz tysiące kilometrów. Swoją służbą zjednywał sobie ich miłość i zaufanie.
GEMMA GALGANI, OJCIEC PIO

Czytaj także:
Św. Gemma Galgani. 5 rzeczy, których nauczył się od niej ojciec Pio

Bandaże na stygmatach ojca Pio

Ojciec Pio otrzymał stygmaty 20 września 1918 roku podczas modlitwy przed wizerunkiem Chrystusa. Na nagraniu widoczne są owinięte bandażem dłonie spowite krwią.

Przybywali do niego dziennikarze, pielgrzymi i chorzy, którzy chcieli je zobaczyć. W związku z tym, decyzją władz kościelnych przez 2 lata nie mógł odprawiać mszy świętej. Później zakaz cofnięto.

Ojciec Pio wiele czasu spędzał na modlitwie, odmawiał różaniec i rozważał jego tajemnice, pokutował, miał wizje, w których widział Maryję i Jezusa.

Ostatnia msza święta

Jak widać na nagraniu, z wielką czcią sprawował mszę świętą. Przygotowywał się do niej starannie, dziękował. Nieraz jego msze trwały do 3 godzin. Podczas transsubstancjacji, czyli przeistoczenia, widać na jego twarzy cierpienie.

22 września 1968 roku odprawił ostatnią mszę świętą w kościele Matki Bożej Łaskawej. Obchodził wówczas 50 rocznicę stygmatyzacji. Źródła podają, że w tym dniu w Eucharystii uczestniczyło ok. 200 tys. wiernych, którzy przybyli na pierwszy Międzynarodowy Kongres Grup Modlitwy. Założenie Grupy Modlitwy Ojca Pio było odpowiedzią na wezwanie papieża Piusa XII z 1950 roku o potrzebie nieustannej modlitwy.

Ojciec Pio poruszał się już wolno, często musiał siadać. Podtrzymywany był przez pomocników. Z trudem zmierzał do prezbiterium. Tracił bowiem równowagę i opadał z sił, jakby niósł jakiś ciężar. Mimo tego z troską obejmował hostię, patrząc w twarz samego Pana Jezusa. Łączył ze sobą ziemię i niebo.

Widać jego skupienie. Mszę świętą sprawował w języku łacińskim – mimo że po Soborze Watykańskim II dopuszczono jej sprawowanie w językach narodowych. Otrzymał na to zgodę. Rozumiał znaczenie ofiary, która uobecniała się na ołtarzu.

Po zakończonej mszy świętej z trudem się podniósł. Wyczerpany udał się do swojej celi i około 2.30 wydał swoje ostatnie tchnienie. Zmarł mając 81 lat, a w jego pogrzebie uczestniczyło ok. 100 tys. wiernych.
SANKTUARIUM OJCA PIO W WARSZAWIE

Czytaj także:
Warszawa ma sanktuarium św. Ojca Pio. Nowe duchowe centrum z wielkimi planami

Posted in Ojciec Pio | Leave a Comment »

Moje znajomości w niebie – świadectwo dot. o. Pio

Posted by tadeo w dniu 14 lipca 2022

Ojciec Pio pojawił się w moim życiu wiele lat temu i wciąż ma w nim ważne miejsce. Kiedy leżałam unieruchomiona w szpitalu, życzliwe osoby obdarowywały mnie książkami – bo cóż lepszego można robić w takim miejscu, jak nie czytać?

W tym czasie poznałam biografię tego świętego kapucyna. Urzekło mnie jego niezwykłe poczucie humoru, pogoda ducha, która go nie opuszczała mimo ogromnego cierpienia. Sama wtedy sporo cierpiałam i chyba ktoś taki był mi na tamten czas potrzebny, ktoś, kto potrafi dźwigać swój krzyż mimo przeciwności, ufa Panu Bogu i kocha Go całym sercem, a właściwie kocha tym bardziej, im bardziej cierpi. Jego pokora mnie zawstydzała, a poczucie humoru imponowało.

Oprócz biografii Ojca Pio i rozważań modlitewnych trafiła do mnie książeczka „Dobrego dnia!” z myślami Świętego. Gdy leży się unieruchomionym na szpitalnym łóżku i jeden dzień nie różni się od następnego niczym szczególnym, to ważne, żeby choć jedna pozytywna myśl zaprzątała głowę. I tak właśnie było dzięki temu wyjątkowemu przewodnikowi na każdy dzień roku.

Pamiętam chwilę w szpitalu, kiedy zaczęto mnie pionizować. Jak się leży tygodniami, to nie lada sztuką jest usiąść, a po takiej kilkuminutowej „posiadówce” ma się wrażenie, że się uczestniczyło w jakimś maratonie. A już wyczynem jest nauka chodzenia, zwłaszcza gdy nogi są wciąż chore, ręka też, więc nie wiadomo, na czym się oprzeć. (Jak się ma zdrowe ręce, to delikwenta stawia się przy tzw. balkoniku, ja byłam w sytuacji uprzywilejowanej, bo dostałam „ambonkę” na kółkach, chorą rękę kładzie się na blacie i tak można ruszać w świat). Początkowo mogłam chodzić tylko w asyście rehabilitantów i naszą radością było, kiedy przemieściłam się do łóżka sąsiadki. Pamiętam pierwszy dzień, kiedy sama przy „ambonce” wyruszyłam na korytarz. Oczywiście to było kilkanaście powolnych kroków, a zmęczenie ogromne. Wiecie, co na ten dzień miał mi do powiedzenia Ojciec Pio? „Kiedy nie potrafisz iść dużymi krokami po drodze, która prowadzi do Boga, bądź zadowolona z małych kroków i czekaj cierpliwie, aż będziesz mieć nogi zdolne do biegu, albo lepiej – skrzydła, byś mogła latać. Moja dobra córko, zadowól się obecnie byciem małą pszczołą w plastrze, która bardzo szybko stanie się wielką pszczołą, zdolną do wytwarzania miodu”.

Wzrusza mnie, że mogę być córką, dobrą córką, i wzrusza mnie ta myśl, tak głęboka w kontekście mojego życia duchowego, które zaczęło bardzo powoli zmieniać się i dojrzewać właśnie od tamtych trudnych doświadczeń szpitalnych. Wtedy zrozumiałam, że moje życie należy tylko do Boga i warto się starać przeżyć je jak najlepiej, bo nie wiadomo, kiedy Bóg Ojciec powie: Twój czas tu na ziemi się kończy, a na niebo masz nikłe szanse.

Idę wciąż małymi krokami, czasem mam zrywy i biegnę, czasem się potykam, ale i skrzydeł dostałam. Urosły mi, gdy po raz pierwszy zostałam mamą. Latam dziś szczęśliwa z moją trójką dzieci, a kiedy jeszcze ich nie było, lekarze przyszłe macierzyństwo widzieli z trudnościami. Ojciec Pio mi wtedy powiedział: „Odwagi! Odwagi! Dzieci – to nie gwoździe!”. A kiedy poznałam przyszłego męża, również zafascynowanego postacią Ojca Pio, przeczytałam: „Błogosławieństwo Boga niech będzie waszym zabezpieczeniem, podporą i przewodnikiem! Twórzcie rodzinę chrześcijańską, jeżeli pragniecie mieć nieco spokoju w tym życiu. Niech Pan obdarzy was dziećmi, a następnie łaską pokierowania nimi na drodze do nieba”. W dniu naszego ślubu Ojciec Pio przyszedł ze słowami: „Trzeba być mocnym, aby stać się wielkim: oto nasza powinność. Życie jest walką, z której nie możemy się wycofać, lecz w której musimy zwyciężyć”. Żeby być mocnym, wiem już, że potrzeba wsparcia z góry.

Ojciec Pio każdego dnia spogląda na mnie z ryciny, którą na początku naszej znajomości narysował dla mnie mój przyszły mąż. Zajmuje ważne miejsce nie tylko w naszym domu, ale i w sercach. Dobrze mieć takie znajomości w niebie…

https://www.niedziela.pl/artykul/126828/nd/Moje-znajomosci-w-niebie?fbclid=IwAR2-aWKXB09sFPXxedhX3DCzkpMJeVc2XwMRduadEFqqIGhBfdGW1IXQABE

Posted in Ojciec Pio | Leave a Comment »

Nieznane cuda Ojca Pio

Posted by tadeo w dniu 16 czerwca 2022

Ten święty daje konkretne znaki swej obecności wśród ludzi. Są nimi wymodlone łaski i cuda, które dzieją się na naszych oczach.

Niedziela Ogólnopolska 18/2022, str. 68-69

 Ireneusz Korpyś

Dla wielu osób stygmatyk z Pietrelciny jest najskuteczniejszym świętym. Lista łask otrzymanych za jego przyczyną i cudów, które dzieją się z jego udziałem, nieustannie się powiększa, a za każdym z takich niezwykłych wydarzeń stoją konkretni ludzie. Bracia kapucyni wysłuchali wielu osób, które dawały świadectwa działania Ojca Pio. Brat Roman Rusek, który jako krajowy koordynator Grup Modlitwy Ojca Pio codziennie spotyka się z czcicielami zakonnika z Pietrelciny, opowiada nam o cudach wymodlonych za pośrednictwem tego świętego.

Oni nie mieli prawa się narodzić

Gdy wsłuchamy się w świadectwa osób uzdrowionych za wstawiennictwem Ojca Pio, naszą uwagę przykują wypowiedzi bezpłodnych par. – Znam kilkanaście przypadków świadectw matek, które w San Giovanni Rotondo wymodliły dzieci za wstawiennictwem Ojca Pio. Podczas mojego ostatniego pobytu w tym miejscu poznałem małżeństwo, które dało świadectwo swojego osobistego cudu. Przez wiele lat starali się o dziecko, ale bezskutecznie. Żaden z lekarzy, z którymi się konsultowali, nie dawał im złudzeń – badania lekarskie wykazały, że ich pragnienie potomstwa było niemożliwe do spełnienia. Pewnego razu pojechali na pielgrzymkę do San Giovanni Rotondo, aby tam, w miejscu tak szczególnym dla Ojca Pio, modlić się o dar potomstwa. Ich prośby zostały wysłuchane, teraz cieszą się z bliźniąt. To małżeństwo wierzy, że dzieci, które z medycznego punktu widzenia nie miały prawa się narodzić, są darem wymodlonym dzięki Ojcu Pio – mówi br. Rusek. Podobnych historii jest więcej, jak choćby świadectwo pewnego małżeństwa spod Żywca. – Bezpłodna para po wielu latach starań o potomstwo zaczęła tracić nadzieję na to, że kiedykolwiek będzie mogła tulić swoje dziecko. Lata mijały, aż kiedyś udali się do San Giovanni Rotondo. Gdy wyruszali na pielgrzymkę do tego miejsca, poprosili mnie o modlitwę. Powiedzieli: „Ojcze, pomódl się za nas, odpraw Mszę św. w naszej intencji”. Teraz cieszą się z synka – wspomina br. Rusek.

Nie ma prawa widzieć

Ojciec Pio jest świętym, który naprawdę pomaga. Sami wierni, gdy doświadczą jego działania, pragną wyrazić mu wdzięczność. – Otrzymałem kiedyś zaproszenie do powstającej na warszawskim Żeraniu parafii, dokąd miałem przyjechać z relikwiami Ojca Pio – mówi br. Rusek. – Wkrótce po tym zaproszeniu zadzwonił do mnie proboszcz z prośbą, abym przyjechał wcześniej, już za tydzień. Przez swój napięty terminarz nie mogłem sprostać jego prośbie, dlatego grzecznie odmówiłem, ale proboszcz był nieugięty. „Ojcze, wszyscy cię prosimy, cała parafia, a szczególnie jedna rodzina. Daję ci do telefonu mamę dziecka, która opowie ci, dlaczego musisz wcześniej do nas przyjechać” – powiedział. Po chwili usłyszałem w słuchawce poruszający głos kobiety, która zaczęła mi opowiadać swoją historię. „Ojcze, mamy wielkie pragnienie, abyś jako duchowy współbrat Ojca Pio ochrzcił nasze dziecko, bo właśnie Ojcu Pio zawdzięczamy bardzo dużo” – wyznała. „W 2019 r. przyszło na świat nasze dziecko. Urodziło się niewidome. Lekarze mówili, że nigdy nie będzie widzieć. Nie pogodziłam się z tą diagnozą. Pojechałam do San Giovanni Rotondo, by modlić się u Ojca Pio, bo wierzę w jego wstawiennictwo. I rzeczywiście, po powrocie do kraju mój syn zaczął się inaczej zachowywać, jakby wyciągał ręce do osób, które do niego podchodziły. Zabraliśmy go do lekarza. Po zbadaniu dziecka usłyszałam: «Rozkładam ręce, nie umiem tego wytłumaczyć, pani dziecko widzi, a nie ma prawa widzieć»” – opowiedziała mi ta kobieta. Po wysłuchaniu jej świadectwa zrobiłem wszystko, żeby zmienić mój grafik, by przyjechać do tej parafii i ochrzcić dziecko – wyznaje br. Rusek.

Przypadków przywrócenia wzroku dzięki wstawiennictwu Ojca Pio jest zdecydowanie więcej. Jedną z takich historii zbadał Roberto Allegri, włoski dziennikarz i autor książek o Ojcu Pio. – Rozmawiałem z p. Michele Placentino z San Giovanni Rotondo. W 1949 r. Ojciec Pio wyprosił uzdrowienie jego teścia, który był ofiarą wybuchu miny podczas prac przy kościele Santa Maria delle Grazie. Teść, który nazywał się Giovanni, stracił oboje oczu: jedno zostało zmiażdżone, a drugie zupełnie się rozpadło, został tylko pusty oczodół. Ojciec Pio pojawił się, kiedy tamten był w szpitalu, i dotknął jego twarzy. Przez resztę życia Giovanni dobrze widział okiem, którego przecież nie było! – mówi Allegri. Wiele innych nieznanych cudów autor opisuje w książce Po śmierci będzie o mnie głośniej niż za życia. Cuda świętego Ojca Pio.

Bez szans

Brat Rusek przytacza świadectwo, którego wysłuchał w 2017 r. w Rudzie Śląskiej od starszego mężczyzny modlącego się przed relikwiami Ojca Pio. Chory na raka w 1994 r. trafił do szpitala z niemal zerowymi szansami na przeżycie. Wyznał zakonnikowi: – Leżałem w szpitalu, praktycznie już umierając. Czuwała przy mnie żona, gdy nagle poczułem intensywny zapach kwiatów, którego nigdy nie doświadczyłem. Zapytałem żonę, czy rozpuściła perfumy, ale zaprzeczyła. Zapach czułem tylko ja. W tym dniu choroba całkowicie się cofnęła, a ja żyję odtąd już ponad 20 lat. Jestem przekonany, że Ojciec Pio uratował mi życie, bym mógł godnie żyć. Od tego czasu codziennie jestem na Mszy św.

Zmienił moje życie

Za sprawą Ojca Pio następują uzdrowienia fizyczne, ale najpiękniejsze łaski to te, które zmieniają ludzi duchowo. Jedno z takich wydarzeń z rozrzewnieniem wspomina br. Rusek. Miało ono miejsce w pewnym szczecińskim kościele, gdzie kapucyni przybyli ze szczególną relikwią – habitem, który miał na sobie Ojciec Pio w czasie otrzymania stygmatów. Gdy wierni pogrążeni byli w modlitwie, do br. Ruska podszedł człowiek i powiedział: – Ojcze, jestem strasznym grzesznikiem. Po tym, co się stało, czuję, że jestem jednym z najgorszych ludzi na świecie. Ojcze, ja wiem, że było otwarte przede mną piekło. Czułem, że nie ma dla mnie ratunku. Moje życie religijne to ruina. Od kilkunastu lat nie przychodzę do kościoła. Gdy usłyszałem, że u nas w mieście będzie habit Ojca Pio, coś we mnie pękło. Od paru dni nie mogę spać, odczułem potrzebę przyjścia do kościoła. Modlę się już drugą noc, nie chcę już dłużej żyć tak, jak żyłem, chcę wynagrodzić Panu Bogu wszystkie grzechy, wszystkie świństwa, które zrobiłem. Czuję, że Ojciec Pio tak mną kieruje, że już nie chcę robić nic złego. Po tych słowach przystąpił do generalnej spowiedzi. Teraz żyje uczciwie – mówi br. Rusek.

Ojciec Pio często mawiał, że jest tylko „bratem, który się modli”. Wydaje się, że do dziś kontynuuje tę misję, modli się, prosząc Boga o łaski dla nas. ?

https://www.niedziela.pl/artykul/159177/nd/Nieznane-cuda-Ojca-Pio?fbclid=IwAR1gv7BJb7yhYGTxUdSsmmIq6pqrGljrCvrzqQEPBzXHoDXjTWqTpIBKSW8

Posted in Ojciec Pio | Leave a Comment »

OJCIEC PIOSTYGMATYK Z PIETRELCINY

Posted by tadeo w dniu 1 października 2021

Pio z Pietrelciny – Wikipedia, wolna encyklopedia

Świadectwa o cudach Ojca Pio

Cudowne rozmnożenie chleba.

Podczas wojny, gdy chleb również w klasztorze był racjonowany, w San Giovanni Rotondo pełno było gości oraz ubogich, proszących o jałmużnę. Któregoś dnia, gdy zakonnicy usiedli do stołu, w koszyku leżało może pół kilo chleba. Po modlitwie zaczęli w milczeniu jeść zupę. Ojciec Pio zamknął się w kościele. Po kilku minutach przyszedł do refektarza z kilkoma bochenkami świeżego chleba. Na pytanie przełożonego, skąd go wziął, odrzekł, że dała mu go jakaś pątniczka. Nikt nie rzekł słowa, ale wszyscy wiedzieli, że tylko on mógł w taki czas spotkać „jakichś” pątników. Pewnego ranka zakrystianin zapomniał przygotować hostie do konsekracji. W kielichu leżało tylko kilka okruchów. Skończywszy spowiadać, Ojciec Pio zaczął udzielać Komunii świętej wiernym, którzy tego dnia przybyli wyjątkowo licznie. Wystarczyło dla wszystkich i jeszcze zostały ułomki.

Spotkania z duszami czyśćcowymi.

Ojciec Pio często opowiadał o tym, jak zjawiały mu się duchy zmarłych, prosząc go o pomoc i wstawiennictwo. Oto jedno z takich zdarzeń, o którym w 1922 r. opowiedział chłopcom z kolegium kapucyńskiego w San Giovanni Rotondo:

” Kilka dni temu wieczorem zszedłem do kominka, by rozgrzać się i ze zdziwieniem dostrzegłem czterech nieznanych mi braci, którzy siedzieli wokół ognia bez słowa, z naciągniętymi na twarze kapturami. Pozdrowiłem ich słowami: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, ale żaden mi nie odpowiedział. Popatrzyłem na nich uważnie, by poznać co za jedni, ale żadnego nie rozpoznałem. Pozostałem jeszcze trochę i, patrząc na nich, odniosłem wrażenie, że cierpieli. Znowu pozdrowiłem ich i odszedłem ku celi ojca gwardiana, by dowiedzieć się, czy nie przybyli do nas czasem jacyś bracia z zagranicy. «A któż by wypuszczał się w drogę w taki czas» odparł przełożony. Ja jednak upierałem się, że na dole przy ogniu siedzą czterej kapucyni, grzejąc się i nic nie mówiąc. Żadnego z nich nie poznałem, nie wiem kim są. Wraz z ojcem gwardianem zeszliśmy zaraz na dół, lecz tam nie było nikogo. Zrozumiałem wtedy, że byli to dawno zmarli bracia, którzy odbywali karę czyśćcową w tym miejscu, w którym obrazili Boga. Całą tę noc spędziłem modląc się przed Najświętszym Sakramentem o uwolnienie ich od mąk czyśćcowych”.

O innym spotkaniu z duszą z czyśćca Ojciec Pio opowiedział w maju 1922 roku biskupowi Albertowi Costa i kilku ojcom kapucynom, obecnym przy tej rozmowie. Wielu biografów Ojca Pio przytacza to zdarzenie, kiedy to w mroźną, śnieżną noc Ojciec Pio dostrzegł otwierające się drzwi pokoju i wchodzącego jakiegoś starca, ubranego w płaszcz, jaki nosili wieśniacy z San Giovanni Rotondo.

” Kim jesteś, czego chcesz?” zapytał Ojciec Pio dziwnego o tej porze gościa, który w tajemniczy sposób wszedł do klasztoru.

Starzec odrzekł:

” Ojcze Pio, jestem Pietro Di Mauro, zwany Precoco. Zmarłem w tym klasztorze 18 września 1908 roku, kiedy tutaj był przytułek dla żebraków. Pewnego wieczoru, kiedy leżałem w łóżku, zasnąłem z zapalonym papierosem i spaliłem się. Jestem w czyśćcu. Tylko Msza święta może mnie uwolnić. Bóg zezwolił mi tu przyjść i prosić Ojca o ratunek”.

Ojciec Pio zaraz z rana odprawił Mszę świętą w intencji niezwykłego gościa. Ojciec Paulino, któremu o wszystkim opowiedział, pobiegł do archiwum, by sprawdzić czy w ogóle taka rzecz wydarzyła się w obrębie zabudowań klasztornych w 1908 r. Zapiski potwierdziły słowo w słowo opowieść nocnej zjawy.

Przypadki przywrócenia wzroku.

Znany i głośny był przypadek małej Gemmy Di Giorgi, która urodziła się niewidoma, bez źrenic; dziecko nagle odzyskało wzrok po przyjęciu Komunii świętej z rąk Ojca Pio, 18 czerwca 1947 roku. Było to wyzwanie rzucone nauce. W cztery miesiące po tym cudzie znany okulista z Perugii, doktor Caramazza, poddał dziewczynkę szczegółowym badaniom i stwierdził, że nie mając źrenic nie może widzieć, a jednak widzi. A dziewczynka rosła, chodziła do szkoły ciesząc się doskonałym wzrokiem. Często przychodziła do San Giovanni Rotondo.

Ojciec Pio, słysząc ciągłe komentarze na ten temat, odwracał głowę i wołał:

” Nie mieszajcie mnie w tę sprawę, moi mili! To nie ja, to Matka Boska!”

” Ale tylko Ojciec mógł Ją o coś takiego poprosić i zostać wysłuchanym” zareplikował ktoś przytomnie.

Dwudziestodziewięcioletnia wiejska dziewczyna była ślepa od urodzenia. Od wielu lat chodziła na Mszę świętą do kościoła przy klasztorze kapucynów w San Giovanni Rotondo. Pewnego dnia Ojciec Pio zagadnął ją niespodzianie, pytając czy chciałaby odzyskać wzrok:

” No pewnie odparła Grazia ale żeby nie dało mi to okazji do grzechu”.

” Dobrze, będziesz zdrowa” powiedział Ojciec Pio i wysłał ją do Bari, polecając ją żonie najlepszego okulisty, dra Durante. Ten jednak, zbadawszy oczy Grazzi, rzekł do żony:

” Nic się nie da zrobić dla tej dziewczyny. Jeśli Ojciec Pio chce, może uczynić cud i uzdrowić ją, ja nic nie mogę”.

” Ale skoro to on ci ją przysłał nalegała pani Durante mógłbyś spróbować i zoperować przynajmniej jedno oko”.

Doktor dał się przekonać: po operacji okazało się, że Grazia widzi na dwoje oczu. Podobnych świadectw jest bez liku. Wiele z nich dotyczyło nawet biskupów, trudno więc tylu ludzi posądzić o halucynacje.

Pewien kamieniarz, który wynajął się do pracy w klasztorze w San Giovanni Rotondo, aby usunąć w ogrodzie stare skały, Giovanni Savino, bo o niego chodzi, codziennie przed pracą wstępował do zakrystii prosząc o błogosławieństwo Ojca Pio. Trzy dni przed wypadkiem, o którym opowiemy, Pio powiedział do Giovanniego:

” Odwagi, nie martw się”.

Na drugi dzień powtórzył to samo. Giovanni myślał: „Co by to mogło oznaczać?” Odpowiedź otrzymał następnego dnia. Silny wybuch dynamitu zranił mu twarz. Ojciec Rafał pierwszy go opatrzył. Prawe oko wypłynęło całkowicie. W szpitalu w Foggii niewiele uczyniono. Mężczyźnie groziła ślepota, bo i w lewym oku znajdowały się odłamki skał.

Pewnej nocy, gdy leżał zrozpaczony w szpitalu, pojawił się nagle Ojciec Pio, przyłożył rękę do jego prawej skroni i odszedł. Kilka dni później pacjent opuszczał szpital mając zdrowe prawe oko, choć lekarze stwierdzili kilka dni wcześniej, że oczodół jest pusty. Gdy tylko mógł, Giovanni udał się do klasztoru. Była akurat Wielka Sobota, pragnął więc życzyć swemu dobrodziejowi „Wesołych Świąt”. Ten uśmiechnął się i dotknął ręką lewej skroni. Powiedział:

” Żarty na bok. Dziękujmy Bogu, że nie zostałeś zabity”. Odtąd Giovanni widzi doskonale na obydwoje oczu, a z twarzy znikły blizny.

Przypadki bilokacji.

„Mój ojciec należał do masonerii i żył jak prawdziwy mason opowiada Giovanna Rizzani Boschi. Pewnego dnia śmiertelnie zachorował. Leżał chory w pałacu stojącym w Udine przy via Tiberio De Ciani nr 33. Mój ojciec w ciągu dnia i nocy był pilnowany przez braci masonów, aby żaden kapłan nie mógł wejść i spełnić posługę sakramentalną. Na jakąś godzinę przed śmiercią moja matka (która była w ciąży i przygotowywała się do porodu), kobieta religijna i pobożna, była przy łożu umierającego męża i zalewała się łzami. Wtem nagle zauważyła, że z pokoju wychodzi jakiś zakonnik przypominającykapucyna i oddala się długim korytarzem pałacu.

Była przybita w ogromnym smutku i myślała o tym, że przecież jej mąż umiera bez posługi religijnej. W tym momencie usłyszała szczekanie psa pilnującego wejścia do pałacu. Pies dziwnie wył, ujadał i skamlał, jakby przeczuwał bliski koniec swego pana. Nie mogąc znieść tego ciągłego wycia psa, mama zeszła po schodach, aby go odwiązać i wypuścić na wolność.

Była to chwila, gdy w jednym momencie poczuła bóle porodowe, bardzo szybko zakończone wydaniem na świat dziewczynki (którą jestem ja, pisząca ten artykuł). Do porodu zawezwano szybko pomoc, co uczynił według ówczesnego zwyczaju zarządca pałacu. Bardzo szybko po porodzie matka miała tyle siły i odwagi, że wzięła opatulone dziecko w ramiona i zeszła po schodach, położyła je na łóżku umierającego męża, który już zamykał oczy.

Przy porodzie czuwali z oddali pilnujący ojca masoni i proboszcz parafii świętego Kwiryniusza. Nie pozwolono mu wejść do pałacu, choć został wezwany do chorego. Zarządca domu wiedział dobrze, że przed pałacem stał kapłan, który czekał na pozwolenie, by wejść i spełnić sakramentalną posługę. Wiedząc o tym, że w tym domu narodziło się przedwcześnie dziecko, i widząc przewagę masonów, postanowił sam posłużyć się argumentem siły. Pełen oburzenia zaczął krzyczeć: «Pozwólcie wejść kapłanowi! Możecie mu przeszkodzić, by udał się z sakramentalną, religijną posługą do umierającego, ale nie macie żadnego prawa, by mu przeszkodzić, aby ochrzcił dziecko, które przedwcześnie się urodziło i jest bardzo słabe».

Dzięki takim słowom masoni zgodzili się i kapłan mógł wejść do domu. Udał się jednak najpierw do umierającego, a ten na głos kapłana otworzył swoje oczy, błagał o przebaczenie i zawołał: «Mój Boże, mój Boże! Przebacz mi!» Po tych słowach pogodnie umarł.

Po śmierci mego ojca matka zdecydowała się przenieść do Rzymu, gdzie zamieszkała w domu swoich rodziców. Tam wzrastałam pod czujnym okiem matki i moich krewnych. Byłam wychowywana religijnie. Uczęszczałam do gimnazjum i liceum. W szkole nauczycielami byli ludzie niewierzący, racjonaliści. Zrodziły się liczne trudności i wątpliwości w wierze.

Pewnego późnego letniego popołudnia 1922 r. razem z przyjaciółką udałam się do Bazyliki Świętego Piotra. Miałam nadzieję, że spotkam jakiegoś mądrego i świętego kapłana, który rozproszy dręczące mnie wątpliwości. O tej jednak godzinie nie było żadnego kapłanana dyżurze. Przechodząc wraz z przyjaciółką po prawie pustej bazylice, spotkałam jednego z zakrystianów, którego zapytałam, gdzie mogę spotkać jakiegoś kapłana. Zakrystian odpowiedział, że zważywszy na późną już porę, a zbliżała się pora zamknięcia bazyliki, trudno będzie spotkać jakiegoś kapłana, który pełniłby dyżur w konfesjonale, a następnie dodał: «Jeśli chcesz, a masz na to jeszcze pół godziny do zamknięcia bazyliki, to pochodź sobie… być może kogoś jeszcze spotkasz…»

Razem z przyjaciółką doszłam do środka bazyliki, gdzie jest skrzyżowanie naw, skierowałyśmy się na lewo i zauważyłam pewnego młodego kapucyna. Podeszłam do niego i zapytałam, czy nie zechciałby mnie wysłuchać, aby mi dodać otuchy. Ojciec zgodził się i wszedł do drugiego konfesjonału.

Tak odezwałam się do niego: Ojcze, nie przyszłam do spowiedzi, ale proszę cię o wyjaśnienie i rozwianie moich licznych wątpliwości w wierze, które mnie dręczą. Moje wątpliwości dotyczą zwłaszcza tajemnicy Trójcy Świętej. W prostych i jasnych słowach Ojciec zaczął rozpraszać mroki moich wątpliwości i tak do mnie się zwrócił: «Córko moja! Któż zdoła pojąć i wyjaśnić tajemnice Boga? To są tajemnice i stąd nie możemy ich zrozumieć, wyjaśnić przy pomocy światła naszego rozumu. Możemy sobie wyrobić tylko pewną jasną ideę, posługując się podobieństwem. Czy nie widziałaś kiedyś, jak piekarz przygotowywał ciasto, aby potem z niego upiec chleb? I co robi piekarz? Ano bierze mąkę, drożdże i wodę. To są trzy różne rzeczy: mąka nie jest drożdżami ani wodą; drożdże nie są mąką ani wodą; woda nie jest ani mąką, ani drożdżami. Piekarz miesza te trzy rzeczy razem i z tych trzech rzeczy, które różnią się jedna od drugiej, kształtuje jedną rzecz. A więc te trzy różne rzeczy zmieszane i urobione razem dały jedną tylko istotę. Z tych trzech rzeczy wyrabia trzy chleby, które mają tę samą, tożsamą naturę, ale są różne jedna od drugiej w swojej formie. Stąd powstają trzy różne chleby, które maję tę samą naturę (istnienie). Z tego podobieństwa przenieśmy się teraz do Boga. Bóg jest jeden i ma jedną naturę, ale są trzy równe Osoby, różne Jedna od Drugiej. Ojciec nie jest Synem ani Duchem Świętym; Syn nie jest Ojcem ani Duchem Świętym; Duch Święty nie jest Ojcem ani Synem. Ojciec rodzi Syna, Syn jest zrodzony przez Ojca, a Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna. Istnieją trzy równe i różne Osoby i jest tylko jeden Bóg, a to dlatego, że jest jedna jedyna i tożsama natura Boża».

Zatrzymując się nad tym pojęciem, ów jakże mądry kapłan oświecił mój umysł łaską, z łatwością rozproszył moje wątpliwości. Promieniowałam radością. Otrzymałam błogosławieństwo, a on zamknął okienko konfesjonału. Podeszłam do swojej przyjaciółki i zawołałam: O, jakże dobry jest ten zakonnik! Jest to naprawdę uczony i święty kapłan. Rozproszył wszystkie moje wątpliwości… Poczekajmy chwilę, jak wyjdzie z konfesjonału, poproszę go o adres zamieszkania. W razie potrzeby spowiedzi czy rady pójdziemy do niego.

Jednak ojciec kapucyn nie wychodził z konfesjonału. A tymczasem przechodził zakrystian i powiedział: «Moje panienki, proszę was, byście już wyszły z bazyliki, bo już czas zamykać. Przyjdźcie jutro rano, a wyspowiadacie się». Odpowiedziałam: W konfesjonale jest jakiś ojciec kapucyn. Czekamy, aż wyjdzie, aby ucałować mu rękę. Zakrystian, obawiając się, by go nie zamknąć na noc w bazylice, podszedł do konfesjonału, otworzył drzwiczki i nie zobaczył nikogo… «Panienki moje, nie ma tam nikogo…» Zaniepokojona, zmieszana i wprost oszołomiona zawołałam: Kiedy i jak on wyszedł? Przecież jesteśmy tu, nie ruszałyśmy się z miejsca i nie widziałyśmy, jak wychodził!… To jakaś jedna wielka tajemnica!…

W czasie letnich wakacji 1923 roku razem ze swoją ciocią i przyjaciółkami udałam się po raz pierwszy do San Giovanni Rotondo, aby poznać Ojca Pio. Było popołudnie.

Na korytarzu, który prowadzi z małej zakrystii do klauzury klasztoru, tłoczyli się wierni. Wśród nich byli także i dostojnicy. Tak się złożyło, że znalazłam się w pierwszym szeregu. Przechodzący Ojciec Pio popatrzył na mnie, zbliżył się i podał rękę do ucałowania, a następnie powiedział: «Giovanna! Znam cię. Urodziłaś się w dniu, w którym umarł twój ojciec». Oszołomiły mnie te słowa. Jak mógł znać Ojciec Pio dzień moich narodzin i zbieżność ze śmiercią mego ojca?

Następnego dnia rano Ojciec Pio spowiadał kobiety. Po spowiedzi cioci przybliżyłam się i ja do okienka konfesjonału. Ojciec Pio pobłogosławił mnie i od razu, zanim otworzyłam usta, rzekł: «Córko moja! W końcu przyszłaś! Od ilu lat czekam na ciebie!»

Odpowiedziałam: Ojcze, czego ty chcesz ode mnie? Przecież ja cię nie znam. Jestem po raz pierwszy w San Giovanni Rotondo. Przybyłam tu, bo chciałam towarzyszyć tylko mojej cioci. Być może pomyliłeś się i wziąłeś mnie za inną, podobną dziewczynę.

A Ojciec Pio na to: «Nie, nie pomyliłem się, nie wziąłem cię za inną dziewczynę. A ty również mnie znasz». Nie, Ojcze powtórzyłam ja cię nie znam, nigdy cię nie widziałam.

A Ojciec Pio rzekł w odpowiedzi: «W ubiegłym roku, pewnego letniego popołudnia udałaś się razem ze swą przyjaciółką do Bazyliki Świętego Piotra, a rady udzielił ci wówczas jakiś ojciec kapucyn. Pamiętasz to?» Tak, Ojcze. Ojciec Pio: «Owym kapucynem byłem ja». Na te słowaOjca byłam ogromnie wzruszona i wprost osłupiałam”.

Współbrat Ojca Pio i jego biograf o. Alberto d’Apolito przypomina ciekawy epizod związany zarówno z Ojcem Pio, jak i z matką Speranzą, hiszpańską zakonnicą, która żyła w Perugii i zmarła w 1980 roku w opinii świętości. „W 1970 r. udałem się do Collenzy, by poznać matkę Speranzę. Odbyła się wówczas między nami rozmowa, którą gdybym nie był najgłębiej przekonany o świętości matki Speranzy uznałbym za jakąś halucynację. Po przywitaniu rzekłem do niej:

Matko, jestem kapucynem z San Giovanni Rotondo. Nie chcę zabierać Matce czasu, pragnę tylko prosić o modlitwę w swojej intencji oraz w intencji wyniesienia na ołtarze Ojca Pio.

Matka Speranza spojrzała na mnie i powiedziała:

Zawsze modliłam się za Ojca Pio.

Znała go Matka?

Tak, widziałam go wiele razy.

Gdzie? W San Giovanni Rotondo?

Nie, nigdy tam nie byłam.

A więc gdzie?

W Rzymie.

Matko, to niemożliwe. Ojciec Pio był w Rzymie tylko raz, w roku 1917, towarzysząc swojej siostrze, która wstępowała do klasztoru świętej Brygidy. Wtedy Matka mieszkała w Hiszpanii. Na pewno wzięła Matka jakiegoś innego kapucyna za Ojca Pio.

Nie, nie mylę się. To był on.

A gdzie to było?

W Świętym Oficium, każdego dnia, przez cały rok. Nosił rękawiczki bez palców, kryjące rany. Witałam go, całowałam jego dłoń, czasem zwracałam się do niego z jakimś słowem, a on odpowiadał mi. Działo się to między rokiem 1937 a 1939, kiedy ja byłam wezwana przez Święte Oficjum.

Czy Matka się nie obrazi, jeśli wyznam, że nie mogę w to uwierzyć?

Matka Speranza z całą łagodnością odparła:

Może Ojciec wierzyć lub nie. Powtarzam, że widywałam Ojca Pio codziennie, przez cały rok w Rzymie. Zawsze modliłam się za niego i teraz też modlę się o jego beatyfikację”.

W sierpniu 1947 roku w miejscowości Balzano dwunastoletniej dziewczynce objawiła się za przyczyną Ojca Pio Matka Boża. Rosetta Polo Riva znajdowała się od roku między życiem a śmiercią. Zaczęło się od bólu gardła, skończyło na zapaleniu opłucnej z wysiękiem oraz ciężkim schorzeniem serca. Lekarze byli bezradni, rodzice całą nadzieję pokładali w Bogu. W intencji uzdrowienia córki modlili się codziennie przed obrazem Madonny. Stan dziewczyny nie poprawił się. Ktoś z bliskich zaproponował, by napisać list o pomoc do San Giovanni Rotondo. Wkrótce też zakonnik dał znać o sobie. Ukazał się dziewczynce mówiąc:

Dzień dobry Rosetto, nie bój się, jestem Ojcem Pio z Fogii. Pisano mi o tobie, więc przybyłem. Jak będziesz grzeczna, to jeszcze wrócę, gdy twoi rodzice będą w domu. Wtedy pobłogosławię was wszystkich.

Wieczorem pojawił się powtórnie. Pokazał Rosetcie rany na rękach. Wyjął również z kieszeni zdjęcia uzdrowionych przez siebie dzieci. Mówił:

Popatrz, ten był niewidomy, teraz widzi; ten drugi niemy, a teraz mówi. Powiesz mamie, aby już nie płakała. Nie przyszedłem, by zapowiedzieć twoją śmierć, lecz uzdrowienie. Madonna della Gwardia przyniesie ci zdrowie. Odwiedzi cię 28 sierpnia około ósmej wieczorem. Przygotuj ładny ołtarzyk z Jej obrazem.

Następny raz zjawił się 28 sierpnia, aby wskazać Rosetcie okno, w którym pojawi się Madonna. Po chwili dziewczynka usłyszała piękny śpiew. Wreszcie, jakby z obłoku, wyłoniła się jaśniejąca postać Madonny, która na ręku trzymała Dziecię Jezus. W kilku słowach Matka Boża zapowiedziała dziewczynce odzyskanie zdrowia. Wszystko było jak w pięknym śnie. Zresztą, mogło to odbywać się jakby we śnie, ponieważ po odejściu Madonny zjawił się znowu zakonnik, który powiedział:

Przychodzę cię znowu obudzić. Czy Madonna nie była piękna? Jesteś już zdrowa. Zapamiętaj na całe życie to, co widziałaś”.

Przypadki przebywania Ojca Pio w dwu miejscach jednocześnie potwierdzone zeznaniami wielu świadków  przybierały niekiedy postać tragikomiczną, nie mamy jednak powodu, aby i takich świadectw nie przytoczyć. Oto porucznik włoski wyskakując z płonącego samolotu nie mógł otworzyć spadochronu. Zamiast zginąć, został pochwycony przez jakiegoś mnicha, który go ostrożnie postawił na ziemi i zniknął. Komendant słysząc tę historię, pomyślał, że młody oficer zwariował, dlatego wysłał go na urlop do rodziny. Gdy opowiadał matce tę historię, ta wyjęła fotografię Ojca Pio i zapytała, czy to ten mnich. „Ależ to on, to on!” wykrzyknął syn. Sprawa się wyjaśniła. Matka codziennie polecała syna opiece Ojca Pio.

ANDRZEJ SUJKA

OJCIEC PIO
STYGMATYK Z PIETRELCINY

Księga Świętych

Wydawnictwo „M” Kraków 2002

© Copyright by Wydawnictwo „M”, Kraków 2002

ISBN 83-7221-389-5

Wydawnictwo „M”
ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków
tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, 269-32-77
http://www.wydm.pl
e-mail: wydm@wydm.pl»»————> Spis treści <————««

https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/s_pio_bio03.html

Posted in Ojciec Pio, Religia | Leave a Comment »

Rewelacyjne anegdoty o św. Ojcu Pio. Uśmiech gwarantowany!

Posted by tadeo w dniu 23 września 2021

Bez wątpienia św. ojciec Pio był człowiekiem niezwykłego poczucia humoru i pogody ducha. Przeczytajcie kilka świetnych anegdot z jego udziałem!REDAKCJA PORTALUŚWIĘCI 

Siła autosugestii

Powiedziano Ojcu, że pewien znany lekarz z Florencji twierdzi, że Ojciec otrzymał stygmaty poprzez autosugestię, jako wynik nieustannej medytacji Męki Chrystusa i pragnienia, aby stać się podobnym do Niego.

Powiedzcie mu, żeby intensywnie myślał, że jest krową, a zobaczymy czy wyrosną mu rogi… – odpowiedział Ojciec

„Przepraszam, wymsknęło mi się”

Gdy zmarł Papież Jan XXIII, kardynałowie spotykali się na konklawe, by wybrać jego następcę. Ojciec Eusebio z Castelpetroso wspomina, że bardzo chciał wcześniej wiedzieć, kto będzie wybrany i ciągle pytał o to ojca Pio.REKLAMA

Pewnego dnia, gdy opuszczali refektarz, postawił to samo pytanie. Był z nami jeszcze jeden franciszkanin, ojciec Pio. Słysząc to pytanie, wykrzyknął: „Oczywiście, że Montini!” i szybko dodał „Przepraszam, wymsknęło mi się…”

Rzeczywiście, w tym konklawe papieżem został kard. kard. Giovanni Battista Montini – Paweł VI

Dieta: jesz i chudniesz

Z powodu poważnej niewydolności żołądkowej, ojciec Pio nie mógł przez tydzień jeść. To jednak nie powstrzymywało go od wypełniania codziennych obowiązków. Przed ponownym przejściem na regularne odżywianie poproszono go, aby się zważył: w czasie tygodniowej diety Ojciec przybrał na wadze!

Następnym razem kiedy będę chciał zrzucić wagę, będę musiał więcej jeść – powiedział.

„Niech lekarz sobie sam te zastrzyki weźmie”

Goffredo Gentile opowiada, jak cierpiał z powodu ogromnego bólu w lewym kolanie, które spuchło mu jak piłka. Lekarz przepisał mu serię zastrzyków, ale zanim zaczął kurację, postanowił pojechać i zobaczyć się z ojcem Pio, o którym wiele słyszał.

Gentile poszedłem do niego do spowiedzi, opowiedział mu historię swojego życia, powiedział o chorobie i o tym, jak przyszło mu na myśl, aby odwiedzić przed kuracją ojca Pio.

Tego samego dnia, przed wyjazdem, zauważyłem ze zdziwieniem, że moje kolano sklęsło i nie bolało mnie już. Pełen radości pobiegłem do zakrystii, do Ojca, aby mu podziękować – wspomina Gentile

Nie dziękuj mnie, podziękuj Panu Bogu – powiedział franciszkanin. A co się tyczy tych zastrzyków – powiedz swemu lekarzowi, żeby sam je sobie zrobił… – dodał z uśmiechem.

„Ojciec Pio był tutaj”

Biskup Ferdinando Damiani, wikariusz generalny w diecezji Salto (w Urugwaju) pragnął, jak wiele innych osób, zakończyć swe życie w San Giovanni Rotondo.

Nie, twoje miejsce jest w twojej diecezji – powiedział mu ojciec Pio. Dobrze, Ojcze, ale musisz obiecać mi jedną rzecz: że będziesz przy mnie w godzinę śmierci – odparł Damiani. Ojciec Pio milczał przez chwilę, potem powiedział: „W porządku, obiecuję”.

W 1941 roku abp Alfredo Viola, ordynariusz diecezji Salto, obchodził srebrny jubileusz. Przybyli na niego wszyscy biskupi z Urugwaju oraz wielu innych z Argentyny.
W nocy po uroczystościach jeden z nich, abp Barbieri, usłyszał pukanie do drzwi. Zrywając się z łóżka krzyknął: „Kto tam?”. Do jego pokoju wszedł nieznany mu kapucyn i powiedział: „Chodź szybko, monsignore Damiani umiera”.

Arcybiskup zwołał więc kilku kapłanów i pośpieszyli do bpa Damianiego, który miał poważny atak serca. Z pełną świadomością i z wielkim nabożeństwem przyjął Ostatnie Namaszczenie. Odszedł łagodnie i w pokoju.

Wielkie było zdziwienie obecnych, gdy znaleźli na nocnym stoliku notatkę, napisaną ołówkiem drżącą dłonią: „Ojciec Pio był tutaj”.

CZYTAJ TEŻ: Stygmaty Ojca Pio. Udział w męce Chrystusa

„W głowie nic nie ma”

Ojciec Izydor, który był hipochondrykiem, poprosił ojca Pio o modlitwę, bo od miesiąca miał bóle głowy i zamierzał iść na badanie do szpitala.

Gdy wrócił po badaniach powiedział: „Kochany ojcze, jestem zupełnie zdrowy. Niczego nie znaleźli w tej mojej biednej głowie”. Na to ojciec Pio śmiejąc się, odpowiedział: „O tym akurat wszyscy wiedzieli od dawna”.

„A gdzie cukierki?”

Chłopczyk, syn miejskiego strażnika, marzył od bardzo dawna o kolejce elektrycznej. Ponieważ zbliżało się święto Trzech Króli, zwrócił się do wiszącego na ścianie portretu ojca Pio, składając następującą obietnicę: „Posłuchaj, ojcze Pio! Jeżeli uda ci się sprawić, że dostanę w prezencie kolejkę elektryczną, przyniosę ci torebkę cukierków”.

W dniu Trzech Króli chłopczyk dostał wymarzoną kolejkę elektryczną. Po jakimś czasie towarzyszył swojej ciotce do San Giovanni Rotondo. Padre Pio zapytał go z uśmiechem ciepłym, ojcowskim tonem: „A gdzie obiecane cukierki?”.

Padre, módl się za moje małe dzieci!

Pewna bardzo pobożna kobieta nigdy nie kładła się spać, nie powierzywszy wszystkich swoich dzieci opiece ojca Pio. Codziennie wieczorem klękała przed obrazem przedstawiającym zakonnika i powtarzała: „Ojcze, powierzam ci swoje dzieci”.

Powtarzała ten rytuał każdego dnia przez trzy lata, aż wreszcie nadarzyła się jej sposobność, by udać się do San Giovanni Rotondo. Kiedy znalazła się przed obliczem Padre, powiedziała: „Ojcze! Powierzam ci moje małe dzieci”. Ojciec Pio odpowiedział jej: „Wiem o tym, moja córko. Od trzech lat bezustannie mi to powtarzasz!”.

POLECAMY: Mało znane anegdoty o Janie Pawle II

Wielki znak

Pani Teresita De Vecchi podczas pobytu w San Giovanni Rotondo poszła do klasztornego ogrodu, gdzie tłum wiernych oczekiwał pod oknem na błogosławieństwo Ojca Pio. Niestety, spóźniła się i zobaczyła jedynie plecy oddalającego się Stygmatyka. Modliła się w duszy: „Ojcze Pio, tak bardzo pragnęłam otrzymać Twoje błogosławieństwo… Proszę Cię, uczyń dla mnie jakiś wielki znak!”

W tym samym momencie Ojciec Pio odwrócił się, podszedł z powrotem do okna, podniósł rękę, ale zamiast chusteczki, którą zwykle pozdrawiał pielgrzymów, trzymał w dłoni wielkie prześcieradło… Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a pani De Vecchi płakała ze wzruszenia.

„Zostałem wybrany na papieża”

Ojciec Bernardo, przyjaciel i krajan Ojca Pio, pewnego dnia podszedł do spacerującego po korytarzu Stygmatyka i zażartował: „Piuccio, słyszałeś? Dostałem nominację na kardynała!” A widząc jego zdumienie, wyjaśnił: „Dziś rano dostałem list zaadresowany: Jego Eminencja Ojciec Bernardo Masone. Teraz musisz być mi posłuszny!”

Niekoniecznie – odparł Ojciec Pio – Ja wczoraj dostałem list zaadresowany: Święty Ojciec Pio z Pietrelciny. Widocznie zostałem wybrany na papieża.

„On jest bardziej łysy”

Księdzu Giuseppe De Santis bardzo wypadały włosy. Postanowił poprosić Ojca Pio, by cudownie zatrzymał proces łysienia. Oczekiwał, że spotka Stygmatyka na schodach klasztornych, w kolejce, pośród innych wiernych.

Gdy tylko o. Pio nadszedł, ksiądz przekazał mu swoją prośbę. Ojciec Pio zatrzymał się na chwilę, a potem wskazał na stojącego z tyłu całkiem łysego księdza i powiedział: „Wpierw pomodlę się za niego! Jest bardziej potrzebujący”.https://stacja7.pl/swieci/ojciec-pio-czlowiek-ktory-stal-sie-modlitwa/embed/#?secret=jYTXmCIetX

Posted in Ojciec Pio, Religia | Leave a Comment »

Pouczająca historia o tym, jak o. Pio wyrzucił diabła z konfesjonału

Posted by tadeo w dniu 22 września 2021

PADRE PIO DEVIL

Public Domain

Gelsomino del Guercio – 23.09.18

Ojca Pio uderzyło jedno: Na wszystkie zarzuty ten enigmatyczny penitent ripostował, niezwykle zręcznie i z przesadną uprzejmością usprawiedliwiając wszelkiego rodzaju grzechy jako nieumyślne…

Grzechy „nieumyślne” i „naturalne”

Ojciec Tarcisio da Cervinara był jednym z najbliższych współpracowników o. Pio w San Giovanni Rotondo. To jemu święty wyjawił, że spotkał szatana w ludzkiej postaci. Zdarzenie miało miejsce w konfesjonale.


Padre Pio

Czytaj także:
3 modlitwy o specjalne wstawiennictwo św. ojca Pio

„Pewnego ranka – opowiadał o. Pio – kiedy spowiadałem mężczyzn, przyszedł do mnie jakiś wysoki, smukły pan, ubrany z wyszukaną elegancją, niezwykle uprzejmy w obyciu. Nieznajomy uklęknął i zaczął wyznawać grzechy. A były to grzechy wszelkiego rodzaju: przeciwko Bogu, bliźniemu, przeciwko moralności, wszelkie wynaturzenia”.

Ojca Pio uderzyło jedno: „Na wszystkie zarzuty, nawet po moim pouczeniu, w którym powołałem się na słowo Boże, nauczanie Kościoła, moralność świętych, ten enigmatyczny penitent ripostował, niezwykle zręcznie i z przesadną uprzejmością usprawiedliwiając wszelkiego rodzaju grzechy jako nieumyślne, a zarazem przedstawiając wszelkie grzeszne czyny jako normalne, naturalne, moralnie obojętne”.

Dotyczyło to, ciągnął o. Pio, „nie tylko przerażających grzechów przeciwko Bogu Ojcu, Jezusowi, Matce Bożej i świętym, których nigdy nie nazywał wprost, a jedynie posługując się bezczelnymi peryfrazami, ale i najobrzydliwszych, najohydniejszych grzechów, sięgających dna”.

Powiedz: Niech żyje Jezus, niech żyje Maryja

Odpowiedzi tajemniczego penitenta zdumiały o. Pio. „Zacząłem się zastanawiać: Kto to? Skąd przychodzi? Któż to może być? Przyglądałem mu się uważnie, próbując odczytać coś z rysów twarzy, a zarazem nadstawiałem uszu na każde słowo, tak by nic nie uronić i w pełni je zrozumieć”. Co się stało potem?

O. Pio tak wspomina ten moment: „Zdecydowanym i władczym głosem rozkazałem mu: Powiedz: niech żyje Jezus, niech żyje Maryja. Jak tylko wypowiedziałem te najsłodsze i najpotężniejsze imiona, szatan natychmiast zniknął w błysku ognia, pozostawiając po sobie nieznośny, obrzydliwy fetor” („Ojciec Pio nella mia vita” – audycja nadana przez stację Tele Radio Padre Pio).




Czytaj także:
Pełne humoru cuda ojca Pio

Co o. Pio mówił opętanym

O. Tarcisio uczestniczył w wielu egzorcyzmach odprawianych przez o. Pio. „Byłem świadkiem wielostronnego podejścia o. Pio do takich przypadków. Wiele razy, kiedy przyprowadzano do niego chorych uważanych za opętanych, przeszywał ich przenikliwym spojrzeniem, po czym zwracał się do chorego i do tych, którzy z nim przyszli: „Lecz się”, „Trzeba go leczyć”. W takich przypadkach było jasne, że to nie opętanie, tylko choroba psychiczna.

Egzorcyzmy odprawiane przez o. Pio, wspomina o. Tarcisio, „naśladowały metodę Jezusa: mieściły się w jednym słowie”.

Na wrzaski, miotanie się opętanych i próby fizycznej napaści, święty nieznoszącym sprzeciwu głosem nakazywał: „Milcz!”, „Dosyć!”, „Przestaniesz wreszcie?” albo nawet „Idź precz!”. Po tych słowach „opętany natychmiast odzyskiwał spokój”.

Gorszy niż święty Michał!

Przed opuszczeniem ciała opętanego szatan krzyczał na o. Pio: „Ojcze Pio, nękasz nas bardziej niż św. Michał!” albo „Ojcze Pio, przestań nam zabierać dusze, a przestaniemy cię dręczyć!”.

„Kiedyś, po takich słowach – wspomina o. Tarcisio – powiedziałem Ojcu: Ojcze duchowy, słyszałeś, co powiedział diabeł? A on odparł: Szatan się mnie boi!” (Il settimanale di Padre Pio, 2017).




Czytaj także:
Nieznany stygmat, który sprawiał o. Pio największy ból. Wiedział o nim tylko Jan Paweł II

Thumbnail for read also

Czytaj także:Jedna z najpiękniejszych modlitw ojca Pio: „Pozostań ze mną, Panie”

Posted in Ojciec Pio, Religia | Leave a Comment »

Tak Ojciec Pio walczył z diabłem! 

Posted by tadeo w dniu 22 września 2021

kościół

Tak Ojciec Pio walczył z diabłem! - zdjęcie

26.05.17, 21:19wikimedia commons, domena publicznaegzorcyzmyOjciec Pioszatan

Tak Ojciec Pio walczył z diabłem!

Przyszli jak zwykle nocą. W małym pokoiku w domu przy via Santa Maria degli Anieli panował mrok i na wyciągnięcie ręki nie było nic widać, ale oni poruszali się tak, jakby byli u siebie. Zbliżyli się do łóżka, w którym spał o. Pio. Tłum postaci, ciemniejszy niż otaczająca ciemność, stłoczył się nad jego głową. Zaczęli coś szeptać mu na ucho, obiecywać, przekonywać, perswadować. Po chwili zakonnik zerwał się z posłania. Nie był zaskoczony ani przerażony. Znali się przecież od lat…

Powitał swych nocnych gości jak zawsze wylewnie, czyli złajał ich głośno, a trzeba przyznać, że nie przebierał w słowach. Oni natomiast, widząc, że ich subtelna taktyka zawiodła, wrócili do starych i sprawdzonych metod. Część z nich rzuciła się na Świętego, obaliła go na ziemię i zaczęła się nad nim pastwić, w tym czasie pozostali demolowali celę. W powietrzu latały książki, poduszki i krzesła. Nieznajomi wyli z radości, złorzeczyli, kpili i naśmiewali się ze swej ofiary. Nad ranem kiedy wszystkie odgłosy ucichły do pokoiku weszła Giuseppa, matka zakonnika. Przychodziła zawsze o tej samej porze, sprawdzić czy syn jeszcze żyje. Ojciec Pio leżał na ziemi, pobity i zakrwawiony, wśród nieopisanego bałaganu. Pomogła mu położyć się do łóżka. Płakała a on próbował ją pocieszyć. Prosił, żeby się nie martwiła, chciał ją przekonać, że być może już więcej się nie pojawią. Zapewne sam bardzo chciał w to wierzyć, przypuszczał jednak, że przyjdą następnej nocy. I nie pomylił się…REKLAMAhttps://51cb166d271add443814b99630ba2af0.safeframe.googlesyndication.com/safeframe/1-0-38/html/container.htmlAds by Waytogrow

Nicpoń i spółka Mówił o nich „złoczyńcy”, „dzikie bestie”, „szkaradne gęby”, o ich szefie wyrażał się równie fantazyjnie, nazywał go „nicponiem” „brodaczem”, „bydlakiem”. Tam skąd pochodzili nikt nie śmiałby nazywać ich w ten sposób. Byli przecież synami piekieł, demonami, a ich przywódca nie był jakimś tam nicponiem, ale szatanem, Lucyferem, tym, który przeciwstawił się Bogu i doprowadził do upadku człowieka. Patrząc jednak na sposoby ich działania, to zamiłowanie do tytułomanii wydaje się co najmniej przesadzone. Być może rację miał C. S. Lewis pisząc w „Listach starego diabła do młodego”, że w piekle zapanował kryzys kadrowy. Dawni wyrafinowani kusiciele, mistrzowie intryg, stali się zwykłymi rzezimieszkami, bandziorami. Obecnie nic im nie wychodzi tak dobrze, jak solidne mordobicie, więc biją…
Odkąd o. Pio przyjechał do Pietrelciny, a było to niecałe dwa lata wcześniej, dokładnie w 1909 r., przychodzili niemal codziennie. Maria Pennisi, jedna z mieszkanek Pietrelciny, opowiadała: „Widzieliśmy, że każdej nocy walczył z szatanem. Niekiedy dobiegający z jego pokoju łomot był tak głośny, że słychać go było na sporą odległość. Ileż razy w samym środku nocy jego sąsiedzi wychodzili z domów, przerażeni tym, co dobiegało do ich uszu”. Ojciec Pio szczegółowo opisywał owe nocne zajścia w listach do swego kierownika duchownego, o. Agostino. Demony zrzucały go z łóżka, ciągały za włosy po pokoju, zrywały koszulę i biły po gołym ciele. Bicie miało osłabić wolę i wiarę Świętego a pokusy – dopełnić reszty. Diabeł pojawiał się już to jako młoda, tańcząca nago dziewczyna, już to jako jego kierownik duchowy, potrafił przybrać postać prowincjała, papieża Piusa X, Anioła Stróża, św. Franciszka, a nawet Najświętszej Marii Panny. Kiedy o. Pio miał wątpliwości, czy gość jest tym, za kogo się podaje, nakazywał mu powtórzyć słowa: „Pan Jezus jest moim Panem”. Wówczas demon rejterował. Znikał, aby pojawić się w innej postaci.

Być może diabły nie grzeszyły inteligencją, ale trzeba im przyznać, że ich wywiad działał bez zarzutu. Bardzo szybko zorientowały się, że o. Pio jest kimś wyjątkowym. Już jako kilkuletni chłopiec rozmawiał z Panem Jezusem, Aniołami. Te spotkania nie uszły uwadze piekła i jego wysłannicy zaczęli sprawdzać, z kim mają do czynienia. Ojciec Pio zwierzył się kiedyś, że będąc małym dzieckiem panicznie bał się ciemności. „Jak tylko moja matka gasiła światło – opowiadał – nawiedzały mnie potwory, a ja płakałem. Gdy zapalała światło, uspokajałem się, bo one znikały. Kiedy je gasiła ponownie, wracały do mnie i ja znowu płakałem”. Kilka lat później miały miejsce kolejne niezwykłe wydarzenia. Przykładowo, kiedy wracał ze szkoły do domu, jakiś mężczyzna, ubrany jak ksiądz, zagradzał mu drogę i nie chciał przepuścić. Wówczas pojawiał się bosy chłopiec, czynił znak krzyża i dziwna postać znikała.

Mniej więcej w tym samym czasie Francesco (takie imię nosił przed wstąpieniem do zakonu) miał wizję, która, wyjaśnia wszystko, co miało go spotkać w przyszłości. Ukazała mu się bardzo dostojna postać i rzekła: „Chodź za mną, bo musisz walczyć jak mężny wojownik”. Zaprowadziła go na rozległe pole. Tam po jednej stronie stali ludzie bardzo piękni, ubrani całkowicie na biało, a pod drugiej – szkaradne potwory w czerni. W pewnym momencie dowódca czarnych zastępów zaczął zbliżać się do niego, był to ogromny mężczyzna, sięgający głową chmur. Jaśniejąca postać zachęciła Francesca do walki z tym potworem, ale chłopiec chciał jej uniknąć. Usłyszał jednak: „Musisz walczyć! Odwagi! Pozostanę blisko ciebie i nie pozwolę, byś został pokonany”. Walka toczyła się ze zmiennym szczęściem, ale z pomocąjaśniejącej postaci, która cały czas była u jego boku, odniósł zwycięstwo. Dostojna postać położyła na głowie Francesca koronę, podniosła go i powiedziała: „Inna, piękniejsza zostanie dla ciebie zachowana, jeśli będziesz walczył z tym bytem z ciemności… Będę blisko ciebie i pomogę ci, aby za każdym razem udało ci się go pokonać”. Podobne doświadczenia miewali Ojcowie Pustyni, oni także często widzieli zastępy Aniołów stojące naprzeciw armii demonów, wiedzieli również, że jeśli odpowiedzą na Boże wezwanie, będą musieli niejeden raz stoczyć walkę, nie tylko o swoje zbawienie, ale także o życie innych.

Diabelskie ataki nasiliły się z chwilą, gdy Francesco zdecydował się wstąpić do zakonu. W 1906 r., w czasie studiów w klasztorze Sant’-Elia a Pianisi, miało miejsce takie oto zdarzenie. Pewnej nocy, po jutrzni, o. Pio nie mógł zasnąć. Słysząc hałas z sąsiedniej celi, pomyślał: „Chyba brat Anastasio również cierpi na bezsenność”. Wpadł na pomysł, aby zaprosić go na pogawędkę. Podszedł do okna i chciał zawołać przyjaciela, lecz głos zamarł mu w gardle: „Zobaczyłem jak ogromny pies wszedł przez okno – opowiadał po latach – a z jego pyska unosił się dym. Upadłem na łóżko i usłyszałem głos z wydobywający się głębi psa: »To on, to ten«. Podczas gdy ciągle leżałem, zwierzę skoczyło na parapet, stamtąd na dach i znikło”. Zapewne nikt nie poznałby tej historii, ale następnego dnia o. Pio, ze znaną sobie prostodusznością, zaczął wypytywać braci, czy nie wiedzą, kto w okolicy ma dużego psa. Dodajmy: psa, który mówi. Dla o. Pio nie było w tym nic nadzwyczajnego. Jego kierownik duchowy, o. Agostino, zapytał go kiedyś, dlaczego nikomu się zwierzył, że rozmawia Aniołami, Panem Jezusem, Maryją. Odpowiedział wówczas, że zawsze uważał to za coś normalnego – był przekonany, że każdy ma takie doświadczenia.

Równie tajemnicze co wizyty demonów, wydawało się pochodzenie dolegliwości, które prześladowały o. Pio od dzieciństwa. Było to często powracające zapalenie płuc, wysoka gorączka, zupełny brak łaknienia. Zdarzało się nawet, że lekarze nie mogli zmierzyć mu temperatury, gdyż termometr pękał, gdy tylko słupek rtęci osiągał poziom 45 stopni Celsjusza. Te dziwne przypadłości będą go nękać do końca życia, a medycyna nieodmiennie będzie wobec nich bezradna. Mówiono, że to taktyka demonów: skoro nie mogły zniewolić jego duszy, starały się zniszczyć jego ciało. Jakkolwiek by było, słabe zdrowie nie pozwalało mu w pełni poświęcić się zakonnemu życiu. Między innymi z tego powodu został wysłany w 1909 r. do rodzinnego domu w Pietrelcinie. Wiejski klimat miał pomóc wzmocnić osłabiony organizm. Wydawało się, że spędzi tam najwyżej kilka miesięcy. Rozłąka z zakonem trwała aż sześć lat. Być może to przypadek, ale w Pietrelcinie, gdzie był odcięty od wsparcia braci, miały miejsce najbardziej spektakularne ataki diabła.

“Kochajcie Maryję i starajcie się, by Ją kochano. Odmawiajcie zawsze Jej różaniec i czyńcie dobro. Dzięki tej modlitwie szatan spudłuje swe ataki i będzie pokonany, i to zawsze. Jest to modlitwa do Tej, która odnosi triumf nad wszystkim i nad wszystkimi”.
“Podajcie mi moją broń – mówił Ojciec Pio, gdy czuł, że traci siły w walce ze złem. – Tym się zwycięża szatana – wyjaśniał, biorąc do ręki różaniec”
Często, nawet w godzinie śmierci powtarzał : “Zawsze odmawiaj różaniec”.
“Ledwie się obudzisz, nie pozostawiaj ani sekundy szatanowi, zaczynaj odmawiać Różaniec. Nawet wtedy, gdy pracujesz: myjesz naczynia czy cokolwiek innego robisz, módl się – bo wtedy nie dajesz miejsca szatanowi, żeby pracował w twoich myślach. A poza tym kroczysz w wolności i zawsze jesteś spokojny” św. O. Pio

Pożeracz kartofli

Najwidoczniej o. Pio nie cieszył się „dobrą” opinią w piekle. Diabły, jakoś tak się dziwnie składa, nie tracą energii na kuszenie grzeszników. Być może nie chcą pomagać tym, którzy się „dobrze” sprawują i wiedzą jak do nich trafić. Święci, jak chociażby Antoni Pustelnik, Marcin De Porres, Jan Vianney znali się z diabłem aż nadto dobrze. Proboszcz z Ars mawiał nawet, że tylko ukochani przez Boga mają ten wątpliwy, przywilej. On wiedział, co mówi. Pewnej nocy, gdy udał się na spoczynek, poczuł na ciele lodowaty dotyk. Po chwili usłyszał: „Vianney! Vianney!… Ty pożeraczu kartofli! Ach tak, ty wciąż jeszcze żyjesz!… Ja cię jeszcze dopadnę!”. Od tej pory każdej nocy był atakowany przez diabelskie zastępy. Tuż po zapadnięciu zmroku zakradały się do jego pokoju. Proboszcz słyszał jak próbują sforsować drzwi i dostać się przez okna. Gdy im się to udawało, zaczynały swe harce. Przesuwały szafy, krzesła, cały dom trząsł się w posadach. Parafianie czuwali uzbrojeni w pokoju obok, ale to wsparcie nie robiło na demonach żadnego wrażenia.

Diabelskie ataki były tak dotkliwe, że chwilami Vianney im nieomal ulegał. Był przekonany, że bliskość diabła jest znakiem, że Bóg go opuścił, że on sam minął się z powołaniem. Ta myśl była tak nieznośna, że nawet próbował uciekać z parafii. Wybiegał na drogę i szedł przed siebie. Raz uciekł do brata, który mieszkał w innej miejscowości, innym razem chciał się zaszyć w klasztorze kapucynów w Lyonie. Zawsze jednak, upraszany przez swych parafian, wracał.

Opowieści o świętych i diabłach mogą nam się wydawać nieprawdopodobne, może czasami nawet śmieszne, ale tak naprawdę zawarty w nich jest pewien ważny przekaz. Klaus Berger w książce „Po co jest diabeł?” mówi wprost, że ten, kto się otwiera na Boga, spotyka także diabła. Życie duchowe nie jest oazą spokoju, duchową drzemką czy też formą relaksu, ale terenem walki, walki na śmierć i życie. Zawierzenie Bogu nie odsuwa zła na bezpieczny dystans, bywa wręcz odwrotnie: ludzie, którzy wstępują na ścieżkę wiary, muszą się zmierzyć z diabłem, z samym sobą, czy z demonami przeszłości.

„Towarzysz” Anioł Stróż Ojciec Pio nigdy nie pozostawał zupełnie sam w konfrontacji ze Złym. Często z pomocą przychodził mu Jezus, przeganiał diabelską sforę i troskliwie układał poturbowanego zakonnika w łóżku. Jednak najwierniejszym przyjacielem, nie tylko w tych trudnych chwilach, ale w całym życiu Świętego, był Anioł Stróż. Ojciec Eusebio, który opiekował się Stygmatykiem w latach 1961 – 1965 tak pisał: „[Anioł Stróż] rozpoczął swoją pracę wcześnie, kiedy Ojciec Pio był jeszcze chłopcem. Przyjął wygląd innego dziecka i stał się dla niego widzialny. Później (…) o. Pio nazwie swojego Anioła Stróża «towarzyszem mego dzieciństwa». To określenie ujawnia zażyłą przyjaźń między braciszkiem a jego ukochanym Aniołem. Towarzysz nie jest osobą, którą widzisz sporadycznie, lecz osobą, którą widzisz często i z którą jesteś w przyjaźni”. Nie zawsze było tak słodko jak pisał o. Eusebio, zdarzały się między nimi także niesnaski. Anioł Stróż niekiedy był krnąbrny i nieposłuszny. Oto jeden z zapisów wizji o. Pio: „Aniele Boga, mój Aniele… Czy troszczysz się o mnie?…. Czy jesteś stworzeniem Boga?… Albo jesteś stworzeniem Boga, albo Stwórcą? Jesteś stwórcą? Nie. Dlatego jesteś Bożym stworzeniem i masz prawa, które musisz przestrzegać… Musisz przebywać obok mnie, czy chcesz, czy nie… On się śmieje… Z czego tu się śmiać?”.
Anioł Stróż miał jeszcze jedną cechę, która być może jest czymś normalnym wśród istot, które doświadczyły wieczności, ale na ziemi rzadko bywa tolerowana. Niestety był na bakier z punktualnością. Jedną z takich sytuacji opisał o. Pio w liście do o. Agostino: „W sobotę myślałem, że naprawdę chcą mnie zabić. Nie wiedziałem, którego świętego błagać o pomoc. Zwróciłem się do mojego Anioła, lecz on celowo się spóźniał. W końcu przyleciał do mnie śpiewając Bogu hymny swoim anielskim głosem. Wtedy zdarzyło się to, co zwykle: ostro zganiłem go za jego zwłokę, kiedy tak żarliwie wołałem go o pomoc. Aby go ukarać umyślnie, nie stanąłem z nim twarzą w twarz, chcąc utrzymać go na dystans. Biedak w końcu zwrócił moją uwagę swym płaczem i kiedy stanąłem blisko przed nim zrozumiałem, że chciał mnie przeprosić”.

Anioł Stróż nie był może doskonały, ale trzeba przyznać, że wspierał Ojca Pio w najtrudniejszych chwilach, pomagał mu w walce z pokusami, bronił przed demonami. Niekiedy musiał uciekać się do bardzo przemyślnych forteli, aby oszukać wysłanników piekła.

Kiedy o. Pio przebywał w Pietrelcinie, utrzymywał jedynie korespondencyjny kontakt ze swoim kierownikiem duchowym. Te listy były często dla o. Pio jedynym źródłem wsparcia w duchowych rozterkach. Diabeł za wszelką cenę próbował przerwać ową „szkodliwą” działalność o. Agosti-no: „Ostatnio, kiedy otrzymałem Twój list – zwierzał się o. Pio – ci kozacy powiedzieli mi zanim go otworzyłem, abym go podarł i rzucił do ognia. Gdybym to zrobił, oni rzekomo odsunęliby się na dobre i nigdy nie męczyliby mnie więcej. Pozostałem niemy, nie dałem im jakiejkolwiek odpowiedzi, chociaż gardziłem nimi w mym sercu. Wówczas oni dodali: »chcemy tego po prostu jako warunku naszego odwrotu. Czyniąc to nie okażesz nikomu pogardy«. Odpowiedziałem im, że nic nie byłoby w stanie mnie skłonić do zmiany mego zamiaru. Wówczas rzucili się na mnie jak zgraja wygłodniałych wilków”, pisze w swoich listach. Diabły pilnie śledziły, co też o. Pio o nich wypisuje. Próbowały go nakłonić, aby o nich nie wspominał, sugerowały, żeby opisywał tylko te „najprzyjemniejsze wizyty”, czyli odwiedziny Jezusa i Maryi. Sami woleli pozostawać w cieniu, aby w ten sposób uśpić czujność kierownika duchowego. Kiedy to nie pomagało, niszczyły korespondencję – w kopertach były czyste kartki lub całkowicie poplamione. Ku zdziwieniu proboszcza z Pietrelciny, który był świadkiem owych wypadków, o. Pio zawsze znajdował sposób, żeby je odczytać. Kładł na nich krzyż lub kropił wodą święconą, a wtedy ich oczom ukazywało się zamazane pismo. Co więcej zdarzało się, że zakonnik wiedział, o czym pisał o. Agostino, pomimo że kartki były czyste. Nie był to dar jasnowidzenia, to Anioł Stróż dyktował swemu podopiecznemu niewidoczną treść listu.

Innym razem o. Agostino postanowił poddać próbie zarówno o. Pio, jak i samego diabła. Wysłał list po francusku. Diabeł- zgodnie z przypuszczeniem o. Agostino – ponoć nie znosi tego języka,

więc trzymał się z dala od korespondencji. Marna to była pociecha, ponieważ o. Pio znał tylko swój ojczysty język. Po kilku dniach o. Agostino otrzymał jednak odpowiedź z Pietrelciny, napisaną po francusku ręką o. Pio. Jak się później okazało, Anioł Stróż był nie tylko obrońcą Stygmatyka, ale także jego osobistym tłumaczem.

Nowa strategia W1916 r. stan zdrowia o. Pio poprawił się na tyle, że mógł on znowu włączyć się w zakonne życie. Najpierw został wysłany do klasztoru w Fogii. Niestety nie przebywał tam zbyt długo, ponieważ w ślad za nim udał się „nicpoń”. Młodzi zakonnicy byli zatrwożeni odgłosami dochodzącymi z celi, gdzie zamieszkał o. Pio. Huki, piski, wrzaski nie pozwalały nikomu zasnąć. W końcu postanowiono pozbyć się problemu, wysyłając o. Pio do innego klasztoru. Wybór padł na San Giovanni Rotondo, gdzie, jak mówiono, łagodny klimat będzie bardziej odpowiedni dla schorowanego zakonnika.
Dwa lata później miało miejsce ważne wydarzenie. Ojciec Agostino opisał je w swoim dzienniku: „W 1918 r. szatan został definitywnie pokonany. Sługa Boży nie odczuwa więcej nawet najmniejszej pokusy. Teraz złość szatana wyładowuje się w zniszczeniu dzieła, które sługa Boży wykonuje”. Bezpośrednie ataki demonów stają się rzadsze, wzmaga się natomiast zamęt wokół osoby o. Pio. Pojawiają się opinie podważające świętość zakonnika z Pietrelciny, niektórzy twierdzą, że ma słabość do płci pięknej. Nawet jego bracia mieli widzieć, jak wpuszczał nocą do klasztoru jakieś kobiety. Podobne oskarżenia pojawiły się także kilkanaście lat później. Nie był już wtedy pierwszej młodości, ledwo chodził, lekarze dziwili się, że jeszcze żyje, ale to nie przeszkadzało w tym, żeby uznać go za rozpustnika. Inni widzieli w nim oszusta, który kwasem wypala sobie rany, licząc na sławę i rzecz oczywista pieniądze. Nawet ci, którzy w dobrej wierze starali się bronić zakonnika, przysparzali mu tyle samo problemów, co jego wrogowie. Złość i nienawiść diabła były tym większe, im bardziej oczywiste stawało się, kim dla ludzi był o. Pio. Diabłu nie chodziło jedynie o poniżenie Świętego, ale o odebranie tego, co dawał innym, o zniszczenie nadziei.

Kiedy okazało się, że ta nowa strategia była bezskuteczna, diabeł chwycił za najcięższą broń w swym arsenale. To doświadczenie święci nazywają pokusą rozpaczy. Diabeł przestał go nękać, ale był to raczej powód do niepokoju niż radości. Jak pisał wcześniej o. Pio: „Jeśli diabeł czyni zgiełk, to znak, że jest nadal poza nami, a nie w nas. To, co musi nas przerażać, to jego pokój i zgoda z duszą ludzką”. Tymczasem nie tylko diabeł „przestał się dobijać”, zamilkło także niebo. Ojciec Pio zaczął miewać skrupuły i wątpliwości. „Biedny Ojciec w żadnym czynie nie może mieć nie tylko pewności moralnej, ale nawet racjonalnego przypuszczenia, że działanie to podoba się Bogu” – zanotował w swym dzienniku o. Agostino. Ojciec Pio pisał: „żyję w wiecznej ciemności; ciemności są najgęściejsze. […] są pewne chwile, kiedy jestem atakowany przez gwałtowne pokusy przeciw wierze. Jestem pewny, że moja wola nie podda się im, ale moja wyobraźnia ożywia się i ukazuje w tak jasnych kolorach pokusę, która błąka się w umyśle, że ta przedstawia grzech nie tylko jako coś obojętnego, ale nawet zachwycającego. Z tego rodzą się jeszcze te wszystkie myśli zniechęcenia, nieufności, rozpaczy, a nawet – na litość Boską- nie przeraź się, Ojcze – myśli bluźniercze. Wobec tak wielkiej walki ogarnia mnie paniczny lęk, drżę ciągle, zadaję gwałt samemu sobie i jestem pewny, że tylko dzięki łasce Pana Boga nie padam”. Był to rok 1928. Siedem lat później Ojciec w swym dzienniku odnotował: „Ta próba najprawdopodobniej będzie trwała aż do samej śmierci…”. W tych trudnych chwilach nie pomogła mu siła jego wiary, jego wola trwania przy Bogu. Jeżeli nie pogrążył się w rozpaczy to tylko dzięki posłuszeństwu. O. Agostino nie rozwiewał jego wątpliwości, nie próbował wyjaśniać mu, że jego skrupuły są bezpodstawne. Wiedział, że tak mu nie pomoże. Nakazał mu wierność Bogu, pod rygorem posłuszeństwa.

„Diabły Ojca Pio” autor: Marcin Jakubionek/OPOKA.ORG

https://www.fronda.pl/a/tak-ojciec-pio-walczyl-z-diablem,93646.html

Posted in Ojciec Pio, Religia | Leave a Comment »

4 wskazówki św. Ojca Pio – jak słuchać swojego Anioła Stróża

Posted by tadeo w dniu 19 sierpnia 2021

REDAKCJA/JN  2018-10-02  Wydrukuj ten tekst

Ojciec Pio przez całe swoje życie spotykał anioły. Dlatego bardzo dobrze je znał. Poza tym otrzymywał od nich wewnętrzne przekazy. Nauczył się rozpoznawać, czy jest to obecność Anioła Stróża, czy zły duch w ten sposób próbuje go zwieść. 

W liście, który napisał 15 lipca 1913 roku do Annity, przekazuje jej (i nam) kilka niezastąpionych rad jak współpracować z naszym Aniołem Stróżem. A także jak reagować na pokusy i jak się modlić za jego wstawiennictwem.

1. Obecność Anioła

Ojciec Pio mówi o tym, że Bóg, ale też Maryja i nasz Anioł Stróż powinni być w centrum naszego życia. Po pierwsze „Niech Twoje serce będzie zawsze świątynią Ducha Świętego” – pisze do swojej duchowej córki. Po drugie „Niech Jezus roznieci ogień swojej miłości w Twojej duszy i niech zawsze uśmiecha się do Ciebie, tak jak do wszystkich dusz, które kocha” – dodaje. Wskazuje także jak ważna jest rola Maryi w słowach: „Niech Przenajświętsza Maryja uśmiecha się do Ciebie w czasie wszystkich wydarzeń Twego życia i obficie uzupełnia pustkę nieobecności ziemskiej matki”. A także wskazuje na Anioła Stróża: „Niech Twój dobry Anioł Stróż zawsze dogląda Ciebie i będzie Twoim przewodnikiem na trudnej ścieżce Twego życia. Niech zawsze utrzymuję Cię w chwale Jezusa i niech utrzymuje w swych dłoniach byś nogi na kamieniu nie mogła zranić. Niech ochrania Cię pod swymi skrzydłami od wszelkich oszustw tego świata i jego zła” – pisze ojciec Pio.

2. Docenienie pracy Anioła

Ojciec Pio prosi Anitę o docenienie swojego Anioła Stróża. Wszyscy wiemy o jego obecności, ale w rzeczywistości nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo pomaga nam w codziennym życiu oraz w relacji z samym Bogiem.

Annito, miłuj wielką pobożność tego dobrego anioła. Jakże pocieszające jest wiedzieć, że mamy ducha, który od łona matki, aż po nasz grób, nigdy nas nie opuści nawet na chwilę, nawet wtedy gdy jesteśmy skłonni do grzechu. Ten niebiański duch prowadzi nas i chroni jak brata, przyjaciela. Pocieszające jest również wiedzieć, że ten anioł modli się za nas nieustannie, i przedstawia Bogu wszystkie nasze dobre uczynki, nasze myśli, nasze pragnienia, jeśli tylko są czyste… nie zapominaj o tym niewidzialnym towarzyszu, zawsze obecnym, zawsze skłonnym nas wysłuchać i zawsze gotowym pocieszyć”.

>>>Pozostań ze mną Panie – piękna modlitwa ojca Pio

FOT. CATHOPIC

3. Nie jesteś sam

„Nigdy nie mów, że zostałaś sama ze swoimi trudnościami; Nigdy nie mów, że nie masz nikogo dla kogo możesz otworzyć swoje serce i zaufać. Byłaby to ogromna niesprawiedliwość dla niebiańskiego posłańca„. Zawsze jest ktoś, komu możesz powierzyć swoje problemy.

4. Bądź uważny na zło

Anioł Stróż jest przy nas cały czas. Jednak często musimy umieć rozróżnić czy słuchamy swojego dobrego anioła czy może tego złego. Dlatego ojciec Pio jasno pokazuje nam swój sposób widzenia na temat wewnętrznej walki i udziela wskazówek na pokonywanie trudności.

Jeżeli chodzi o wewnętrzne głosy, nie przejmuj się, zachowaj spokój. To czego musisz unikać to nadmierne przywiązanie Twojego serca do tych słów. Nie poświęcaj im zbyt dużo uwagi. (…) Nie daj sobie zamieszać w głowie, próbując rozpoznać, które wewnętrzne przesłanie pochodzi od Boga. Jeśli Bóg jest ich autorem, jednym z głównych znaków jest to, że gdy słyszysz te głosy, wpierw napełniają Twoją duszę strachem i zmieszaniem, ale później doświadczasz Boskiego pokoju. Kiedy autorem wewnętrznych dialogów jest wróg, wtedy zaczyna się fałszywa ochrona, a następnie agitacja i bardzo złe samopoczucie”.

>>>Te grzechy surowo potępiał ojciec Pio

Posted in Ojciec Pio | 1 Comment »

O. Pio zobaczył Maryję obok siebie, towarzyszącą mu w drodze do ołtarza

Posted by tadeo w dniu 24 lipca 2021

Padre Pio

Public Domain

Redakcja – 06.05.21

Święty kapucyn był bardzo mocno związany z Matką Bożą, co skutkowało wieloma nadzwyczajnymi zdarzeniami. Oto kilka z nich.

Maryja zawsze prowadziła ojca Pio, a czasem nawet go „upominała”. Pewnego razu ojciec Pio na coś Jej się użalał. Skutek? Jak opowiadał potem współbratu: „To się skończyło bólem głowy, który trwał trzy miesiące!”.

Zobaczcie nasz film o niezwykłej relacji o. Pio z Maryją:https://www.dailymotion.com/embed/video/x7xg7h5

Posted in Ojciec Pio | Leave a Comment »

O. Pio zobaczył Maryję obok siebie, towarzyszącą mu w drodze do ołtarza

Posted by tadeo w dniu 8 lipca 2021

Padre Pio

Public Domain

Redakcja – 06.05.21

Święty kapucyn był bardzo mocno związany z Matką Bożą, co skutkowało wieloma nadzwyczajnymi zdarzeniami. Oto kilka z nich.

Maryja zawsze prowadziła ojca Pio, a czasem nawet go „upominała”. Pewnego razu ojciec Pio na coś Jej się użalał. Skutek? Jak opowiadał potem współbratu: „To się skończyło bólem głowy, który trwał trzy miesiące!”.

Zobaczcie nasz film o niezwykłej relacji o. Pio z Maryją:https://www.dailymotion.com/embed/video/x7xg7h5

Thumbnail for read also

Czytaj także:Krowa a stygmaty… Ojciec Pio w zabawnych anegdotach

Thumbnail for read also

Czytaj także:24 bardzo pomocne sentencje ojca Pio. Dla dobra twojego życia duchowego

Thumbnail for read also

Czytaj także:„Moje uzdrowienie było jak zmartwychwstanie Łazarza”. Cud ojca Pio, który doprowadził do jego kanonizacjiTags:MARYJAOJCIEC PIO

Posted in Ojciec Pio | Leave a Comment »